"Uwzględniając zebrany materiał dowodowy stwierdzono, że prokuratorzy Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie swoim zachowaniem w toku śledztwa oraz podejmowanymi działaniami nie wyczerpali znamion przestępstwa przekroczenia swoich uprawnień, albowiem podejmowane przez nich czynności i decyzje procesowe pozostawały w zakresie ich kompetencji jako prokuratorów prowadzących śledztwo" - wyjaśniła Mazur-Prus.

Reklama

Według śledczych nie doszło też do ujawnienia informacji stanowiącej tajemnicę.

"Przy ujawnieniu fragmentu akt sprawy radcy prawnemu i następnie wydaniu mu kopii dokumentów z tych akt prokuratorzy wykorzystali przepis, który uprawnia do takiej decyzji. Realizowanie uprawnienia wynikającego z przepisu rangi ustawowej nie można traktować jako karalnego ujawnienia informacji stanowiącej tajemnice służbową. Niniejsze postępowanie umorzono wobec stwierdzenia, że czyny nie zawierają znamion czynów zabronionych" - dodała rzeczniczka.

Jesienią 2009 r. "Rzeczpospolita" ujawniła, iż pełnomocnik wiceszefa ABW Jacka Mąki dostał od prokuratury na potrzeby procesu cywilnego z "Rz" kopie stenogramów podsłuchów telefonu Wojciecha Sumlińskiego. Były tam spisane nagrane rozmowy m.in. prawnika Romana Giertycha oraz dziennikarzy Cezarego Gmyza i Bogdana Rymanowskiego. Gmyz dzwonił do Rymanowskiego z telefonu Sumlińskiego, któremu prokuratura założyła podsłuch w związku z podejrzeniem wobec niego o płatną protekcję przy weryfikacji WSI.

W listopadzie 2009 r. Prokuratura Okręgowa w Poznaniu odmówiła śledztwa w sprawie dotyczącej podsłuchiwania Gmyza i Giertycha. Uznano, że nie doszło do żadnego z przestępstw, o których informowali oni w swych doniesieniach. Gmyz pisał o możliwości popełnienia przestępstwa polegającego na nielegalnym - jego zdaniem - podsłuchiwaniu i wykorzystaniu rozmów między nim a Bogdanem Rymanowskim z TVN. Zawiadomienie Giertycha dotyczyło nielegalnej - według niego - kontroli rozmów między nim a jego klientem, Wojciechem Sumlińskim. Po odmówieniu śledztwa, strony złożyły zażalenie na tę decyzję. W marcu 2010 r. Sąd Rejonowy dla Warszawy Woli nakazał prokuraturze podjęcie śledztwa i gruntowne zbadanie doniesienia Gmyza.



"Rz" podkreślała, że służby nie zniszczyły stenogramów, choć powinny, bo rozmowa nie wiązała się z zarzutem dla Sumlińskiego. Gazeta kwestionowała dopuszczalność ich udostępnienia pełnomocnikowi Mąki. Pytano, skąd Mąka wiedział, co jest w podsłuchach. Adwokat Mąki tłumaczył, że z własnej inicjatywy szukał dowodów, czy Sumliński nie uzgadniał treści swego listu z Gmyzem (którego Mąka pozwał w oddzielnym procesie) - czego nie znalazł w tych podsłuchach.

Reklama

Prokuratura Krajowa uznała, że nie ma podstaw do wszczęcia "dyscyplinarki" wobec prokuratora, który udostępnił stenogramy. Jako słuszne oceniono ich niezniszczenie, bo mają znaczenie dla postępowania karnego, gdyż "obrazowały planowaną przez podejrzanego próbę samobójczą", a o ich zniszczeniu zdecyduje sąd.

Sąd Okręgowy w Warszawie ostatecznie nie włączył podsłuchów do akt sprawy Mąki z "Rz", uznając, że stenogramów podsłuchów w procesie cywilnym wykorzystać nie można. W marcu sąd nakazał naczelnemu "Rz" przeprosiny Mąki za naruszenie jego dóbr osobistych w nierzetelnym artykule "Rz", ale oddalono żądanie wpłaty 60 tys. zł na cel charytatywny.