"Wszystkie dzisiejsze wydarzenia, tj. odsłonięcie pomnika na Powązkach Wojskowych oraz przeniesienia krzyża, to jest brutalnie robiona kampania wyborcza przez PO. (...) Przeniesienie krzyża było kolejnym podstępnym działaniem, o którym nikt z rodzin ofiar nie był informowany" - powiedziała Beata Gosiewska.

Reklama

Zdaniem Małgorzaty Wassermann, córki tragicznie zmarłego w katastrofie posła PiS Zbigniewa Wassermanna, sprawa przeniesienia krzyża jest "elementem towarzyszącym", który "zakrywa" istotę wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej. "Te wszystkie elementy towarzyszące, nie wiem czy celowe, ale zakrywają istotę sprawy, tzn. prawdę i wyjaśnienie tego, co się stało. Dla mnie to jest najistotniejsze i chciałabym, abyśmy o tym mówili jak najwięcej" - powiedziała PAP Wassermann.

"Nie mamy i tak żadnego wpływu na to i tak nas nikt nie pyta o zdanie, wręcz przeciwnie wydaje się, że chodzi o to, abyśmy przy tym krzyżu, przy tych symbolach tylko się pokłócili" - podkreśliła Wassermann.

"Miejsce tego krzyża jest przed Pałacem Namiestnikowskim, tam gdzie upamiętniał tę szczególną w życiu Polaków chwilę, jaką była śmierć głowy państwa i innych osób" - uważa Magdalena Merta, wdowa po wiceministrze kultury Tomaszu Mercie. Jak podkreśliła, to gdzie będzie przebywał krzyż będący "w areszcie" - jest sprawą "drugorzędną".

Wyraziła nadzieję, że krzyż powróci kiedyś tam, gdzie został postawiony. "Jest to nadzieja podparta tym, że krzyże w Polsce zawsze wracały usuwane ze szkół, zrzucane ze ścian. Potem przywracano je w miejsca, z których wcześniej je usuwano. Mam nadzieję, że z tym krzyżem będzie podobnie, nawet jeśli nie stanie się to szybko, że taki moment nadejdzie" - powiedziała Merta.

Zadowolenia z przeniesienia krzyża nie kryje z kolei prezes Komitetu Katyńskiego Andrzej Melak - brat b. przewodniczącego Komitetu Katyńskiego Stefana Melaka.

"Cieszę się, że ten krzyż jest w Kościele św. Anny, a nie w areszcie czy internacie w kaplicy prezydenckiej. To już wielki sukces. Szkoda jednak, że wykonano to po cichu, bez żadnej informacji" - powiedział Melak. Według niego, ten krzyż, symbol narodowej tragedii i pamięci, powinien przebyć drogę, jaką wielokroć przechodzili ci, co zginęli - od Pałacu Prezydenckiego do Kościoła św. Anny, Traktem Królewskim, Krakowskim Przedmieściem.

Reklama

"Bardzo pochwalam tę decyzję. Uważam, że krzyż powinien się tam znaleźć, gdyż kościół św. Anny to najwłaściwsze miejsce" - powiedział Paweł Deresz, wdowiec po posłance SLD Jolancie Szymanek-Deresz. Wyraził jednocześnie nadzieję, że krytycy tej decyzji zaakceptują to, że miejsce krzyża jest w kościele św. Anny.

Zadowoleni z decyzji Kancelarii Prezydenta są także harcerze ze Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej. "Cieszymy się, że udało się zrealizować porozumienie, które podpisaliśmy. Od początku chcieliśmy, żeby krzyż trafił do kościoła św. Anny" - powiedział hm. Tomasz Sulewski z władz ZHR.



Z kolei sprawy nie chcą komentować harcerze ze Związku Harcerstwa Polskiego. "Nie komentujemy tej sprawy. Nie wiedzieliśmy o przeniesieniu krzyża, nie zabieramy głosu na ten temat. Jesteśmy w trakcie przygotowań do obchodów Święta Niepodległości" - powiedziała rzecznika ZHP phm. Magdalena Suchan.

"Można powiedzieć, że lepiej późno niż wcale. Czy kaplica, czy kościół, to jest miejsce dla krzyża odpowiednie, a nie ulica. Ten krzyż stał się po prostu narzędziem i instrumentem walki, a nie taka jest rola krzyża, nie tylko dla wierzących, ale w ogóle w tradycji chrześcijańskiej" - powiedziała prezydent Warszawy, wiceszefowa PO Hanna Gronkiewicz-Waltz. Pytana, dlaczego krzyż został przeniesiony "po cichu", odparła, że najważniejszy jest pokój społeczny.

Według Janusza Piechocińskiego (PSL), przeniesienie krzyża to "spełnienie deklaracji, że krzyż zostanie przekazany w odpowiedniej formie pamięci przyszłym pokoleniom". "Mam nadzieję, że długo oczekiwane przez część społeczeństwa udostępnienie tego krzyża w tym miejscu się spełnia. Przestańmy już dzielić. Oby wokół tego krzyża gromadzili się ludzie z dobrymi myślami, z dobrymi uczynkami i dobrymi intencjami, oby budowali łączność i dobrą pamięć, a nie rozdrapywali podziały, które pewnie smucą tych, którzy odeszli" - powiedział PAP poseł PSL.

"Cieszę się, że krzyż trafił tam, gdzie powinien trafić już wiele tygodni temu. Mam nadzieję, że zakończy to wielotygodniowe jałowe, a czasami żenujące dyskusje wokół krzyża" - podkreśliła Katarzyna Piekarska (SLD). Według niej, 10 listopada to dobra data, "symboliczna w pewnym sensie - dziś na Powązkach odsłonięto pomnik upamiętniający ofiary katastrofy".

W ocenie szefa klubu PiS Mariusza Błaszczaka, przeniesienie krzyża powinno odbyć się w bardziej uroczysty sposób, z udziałem rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. "Prezydent Komorowski słynie z tego, że zachowuje się w sposób kontrowersyjny. To jest działanie, które nie służy pojednaniu narodowemu" - ocenił w rozmowie z PAP Błaszczak.

Poseł PiS Karol Karski zwrócił uwagę, że krzyż został przeniesiony do kościoła św. Anny bez przybitej do niego tabliczki z napisem: "Ten krzyż to apel harcerzy i harcerek do władz i społeczeństwa o zbudowanie tutaj pomnika". "Okazuje się, że ten krzyż w trakcie <aresztowania> w Pałacu Prezydenckim stracił inskrypcję, która się na nim znajdowała i która wyrażała sens umieszczenia krzyża przed Pałacem Prezydenckim. Co się stało?" - pyta poseł PiS.

W komunikacie Kancelarii poinformowano, że - zgodnie z porozumieniem z 21 lipca między Kurią Metropolitalną Warszawską, Duszpasterstwem Akademickim Kościoła św. Anny, Związkiem Harcerstwa Polskiego i Związkiem Harcerstwa Rzeczypospolitej oraz Kancelarią Prezydenta - krzyż, znajdujący się w kaplicy Pałacu Prezydenckiego, został przekazany do Kościoła św. Anny w Warszawie.