"Od zakończenia mojej przygody z Prawem i Sprawiedliwością minęło raptem dziewięć dni. Sama byłam tą decyzją zaskoczona" - tak była posłanka PiS i szefowa kampanii prezydenckiej Jarosława Kaczyńskiego tłumaczyła w "Kropce nad i" fakt, że nie chce ujawniać swoich planów politycznych. - "Jeżeli uda się zebrać odpowiednią drużynę, poinformuję o tym" - dodaje, podkreślając, że w takich sytuacjach ważna jest odpowiedzialność za, które chciałyby się przyłączyć do nowej formacji politycznej, o której od tygodnia spekulują media.
Tymczasem jednak Kluzik-Rostkowska sama musi się tłumaczyć z pogłoski, która dziś przeciekła do mediów - jakoby grupa tzw. liberałów w PiS szykowała "przewrót" w partii już w sierpniu bieżącego roku, tuż po wyborach prezydenckich. Zgodnie z tą plotką na czele "spiskowców" mieli stać Adam Bielan i Michał Kamiński, zaś szefem Prawa i Sprawiedliwości, w miejsce Jarosława Kaczyńskiego, miał zostać eurodeputowany Paweł Kowal.
"Nie było w sierpniu żadnych planów rozbijania PiS" - dementowała stanowczo Kluzik-Rostkowska. Według niej, po kampanii wyborczej miała ona nadzieję, że kurs polityczny - opierający się na łagodniejszym wizerunku szefa PiS i całej partii, będzie kontynuowany. "Podpisuję się pod tamtym sposobem prowadzenia polityki" - zaznaczyła. - "Pracowałam w najlepszej wierze i przeświadczeniu, że Jarosław Kaczyński się z tym sposobem zgadza."
Obecnej sytuacji w partii Kluzik-Rostkowska komentować nie chce. "Nie mam mandatu do mówienia o sytuacji partii, której członkiem już nie jestem. Nie chciałabym się więcej zajmować Jarosławem Kaczyńskim" - podkreśliła, dodając, że nie będzie się odwoływać od decyzji partii.
Posłanka skomentowała za to konflikt, jaki rozgorzał wokół wizyty Anny Fotygi i Antoniego Macierewicza w USA. "To pokazuje, jak bardzo konfrontacji chcą obie partie" - stwierdziła. - "Obie strony nakręcają emocje wokół tej sprawy". Skrytykowała przy tym zarówno porównanie rządu do "przestraszonego pieska", jak i ripostę rzecznika gabinetu Donalda Tuska, Pawła Grasia, który określił "amerykańską misję" polityków PiS mianem "zdrady".