Pierwsze kłopoty związane ze zmniejszeniem subwencji już się pojawiły. Część partii zaciągnęła kredyty na zeszłoroczne kampanie wyborcze – prezydencką i samorządową. Zabezpieczeniem były właśnie subwencje, tyle że przyznawane na starych zasadach. Teraz, gdy zostały one ścięte o 50 proc., politycy muszą renegocjować warunki kredytów. – Prawdopodobnie spłatę pożyczki będziemy musieli rozłożyć na dłuższy czas – mówi Stanisław Żelichowski, szef klubu PSL.
Jednak ludowcy mają jeszcze inny, być może poważniejszy problem. Muszą zwrócić do budżetu 18 mln zł, które Państwowa Komisja Wyborcza uznała za wydane niezgodnie z ustawami, przy wyborach w 2001 roku. PSL liczyło, że Trybunał Konstytucyjny uchyli przepisy, które były podstawą decyzji PKW, jednak ten nie przyjął skargi do rozpatrzenia. Partia złożyła więc wniosek do ministra finansów o rozłożenie płatności na raty, jednak do tej pory nie otrzymała odpowiedzi w tej sprawie.
Zaraz będą cięcia
Gdy tylko partie dojdą do porozumienia z bankami, rozpocznie się etap cięć kosztów. Jak daleko one sięgną w przypadku poszczególnych ugrupowań, dokładnie będzie wiadomo na przełomie stycznia i lutego.
PiS przyznaje, że jeszcze w tym tygodniu rozpocznie audyt kosztów. – Przewidujemy optymalizację kosztów, pewnie konieczne okażą się cięcia zatrudnienia i przegląd wydatków – mówi Stanisław Kostrzewski, skarbnik partii.
Lada chwila decyzje mają zapaść także w PSL. – O tym zdecyduje całe kierownictwo partii. Osobiście uważam, że cięcia są koniecznie, ale trzeba to zrobić tak, aby nie odczuły tego struktury terenowe – mówi Stanisław Żelichowski.
W nieco lepszej sytuacji jest SLD, który sprzedaje swój dotychczasowy lokal przy ul. Rozbrat. Z nieoficjalnych informacji wynika, że partia kierowana przez Grzegorza Napieralskiego może uzyskać za nieruchomość nawet 44 mln zł, czyli równowartość ponadtrzyletniej subwencji, i to na starych zasadach. Choć Sojusz chce kupić nową siedzibę, to i tak zostanie mu w kasie tak dużo pieniędzy, że nie musi się martwić o najbliższe wybory.
W najlepszej sytuacji jest PO, która przeforsowała w parlamencie zmniejszenie subwencji. – Nie mamy dużej organizacji, dlatego nie będzie cięć – zapowiada sekretarz generalny partii Andrzej Wyrobiec.
Kosztowni eksperci
Zmniejszenie subwencji to prawdopodobnie początek zmian w finansowaniu partii politycznych. W Sejmie czeka na rozpatrzenie projekt PO o fundacjach politycznych. Przewiduje on, że każda partia musiałaby prowadzić specjalną fundację, która byłaby jej zapleczem eksperckim, a na jej utrzymanie przekazywane miałoby być 25 proc. całej subwencji. Takie rozwiązanie ma zastąpić istniejący do tej pory fundusz ekspercki, na który – zgodnie z ustawą o partiach politycznych – ugrupowania mają przeznaczać od 5 do 15 proc. subwencji.
Paradoksalnie to właśnie PO, która forsuje powołanie fundacji partii politycznych, w najskromniejszym stopniu wykorzystuje fundusz ekspercki. W 2009 roku wydała na ten cel niewiele ponad pół miliona złotych – kilkakrotnie mniej niż PSL czy SLD. Rekordzistą było PiS, które zamówiło ekspertyzy za 2,2 mln złotych.
PO tłumaczy, że w latach wyborczych woli być ostrożna i wydatki eksperckie zaliczać do bieżących, aby PKW nie zarzuciła jej potem, że z funduszu eksperckiego finansowana była kampania wyborcza. – Skarbnik partii jest jak saper, nie może się mylić. A pieniądze na funduszu eksperckim nie przepadają i posłużą do założenia fundacji partyjnej, bo taką możliwość daje nowe ustawa – mówi Wyrobiec.
PO już ma zaoszczędzone na funduszu 4,6 mln zł.