Przed Sądem Okręgowym w Łodzi rozpoczął się w czwartek proces lustracyjny prezydenta Pabianic Zbigniewa Dychty. Według IPN prezydent skłamał w oświadczeniu lustracyjnym twierdząc, że nie był współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa PRL.Dychto temu zaprzecza; sam wnioskował o proces autolustracyjny.

Reklama

Przed wejściem do sali sądowej, w rozmowie z dziennikarzami prezydent zapewniał m.in., że będzie walczył do końca, aby udowodnić, że jego oświadczenie lustracyjne jest prawdziwe. Według IPN z dokumentów organów bezpieczeństwa wynika, że w listopadzie 1985 Dychto został zarejestrowany w kategorii Kontakt Operacyjny z pseud. Zbyszek. Współpraca miała trwać do stycznia 1990 roku.

Składając przed sądem wyjaśnienia prezydent zapewniał, że nie był współpracownikiem służb specjalnych. Zwrócił uwagę, że mieszkańcy Pabianic mu zaufali, wybierając go dwukrotnie na prezydenta miasta. Po raz pierwszy w 2006 roku. Wcześniej był też radnym. Pabianiczanie nie odwołali go również z funkcji prezydenta w referendum, przeprowadzonym w 2009 roku.

Dychto przyznał, że będąc przez wiele lat dyrektorem Zespołu Szkół Elektrycznych w Pabianicach miał kontakty z tzw. opiekunem z ramienia SB, który wypytywał go m.in. o nastroje w szkole, wśród uczniów i nauczycieli. Prezydent zapewniał jednak, że nie była to żadna współpraca. Jak twierdził, po zakończeniu takiej wizyty rozmawiał o niej z pracownikami szkoły, mówiąc im o jej przebiegu.

Reklama

Dychto mówił również, że do podobnych kontaktów z funkcjonariuszami SB dochodziło w czasie kiedy był szefem miejskich struktur PRON (Patriotyczny Ruch Odrodzenia Narodowego - organizacja założona w lipcu 1982 r. przez PZPR i całkowicie od niej zależna). "Przychodzili, pytali o nastroje wśród członków PRON, mieszkańców Pabianic. Odpowiadając nigdy nie używałem nazwisk" - mówił przed sądem.

Jak twierdził, nie znał treści sporządzanych przez funkcjonariuszy SB notatek, zarówno tych z rozmów w szkole, jak i dotyczących PRON. Również żadnych dokumentów nie podpisywał. Jak mówi, nie czuje się winny. Jednego z b. funkcjonariuszy SB widuje na ulicy.

Kolejny termin rozprawy wyznaczono na 30 marca. Wtedy też przesłuchani mają być m.in. dwaj funkcjonariusze kontaktujący się z Dychtą. Jeżeli prezydent zostanie uznany za kłamcę lustracyjnego, to straci stanowisko i przez 10 lat nie będzie mógł pełnić funkcji publicznych.