Prezydent Bronisław Komorowski w wywiadzie dla tygodnika "Newsweek" powiedział, że po wyborach do niego będzie należeć suwerenne prawo wyboru kandydata na premiera, który jego zdaniem będzie dawał największe szanse utworzenia dobrego rządu. "Zawsze lider zwycięskiej partii ma największe szanse, ale nie ma gwarancji" - dodał.
Politycy PO pytani o wypowiedź Komorowskiego, podkreślali w poniedziałek, że "prezydent przypomniał zapis konstytucji, który jest w niej od wielu lat, a komentowany jest od dwóch dni". "Nasza historia pokazuje, że nie zawsze lider (zwycięskiej) partii był desygnowany na premiera. Nie ma tutaj stałej reguły. Prezydent przypomniał, że to on ma prawo desygnować tę osobę, nic więcej" - zaznaczyła wiceszefowa klubu Platformy Małgorzata Kidawa-Błońska.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński zwrócił z kolei uwagę, że "na płaszczyźnie czysto konstytucyjnej pan Komorowski w pierwszym kroku może powołać kogo chce". "Tyle tylko, że jeśli ta osoba nie będzie miała większości w parlamencie, to nie będzie miała wotum zaufania" - dodał. Jak przypomniał, "w drugim kroku to już parlament powołuje premiera". "Jedno jest pewne, że jeśli PiS wygra wybory, to będzie rządziło" - podkreślił lider Prawa i Sprawiedliwości.
"Nie przypominam sobie, żeby prezydent Francois Mitterand - a pozycja francuskiego prezydenta jest dużo silniejsza niż polskiego - proponował misję utworzenia nowego rządu przedstawicielowi lewicy, kiedy wygrała prawica. Podobnie, kiedy wygrała lewica, prezydentem był Jaques Chirac, nie proponował powołania rządu z premierem prawicowym. Jest pewien obyczaj, który zwykle jest przestrzegany i podobnie było w Polsce" - zauważył Kaczyński.
Szef SLD Grzegorz Napieralski podkreślił, że o tym, kto będzie premierem "zdecydują Polacy w czasie, kiedy wrzucą kartkę do urny wyborczej". "To od Polaków zależy, nie od prezydenta" - podkreślił.
Lider Sojuszu dodał, że o tym "kto będzie premierem zdecyduje większość parlamentarna, a jaka ona będzie zdecydują Polacy". "I tutaj nikt na to nie ma wpływu. To większość koalicyjna zdecyduje, czy kobieta, czy mężczyzna, z jakiej partii będzie sprawować tę funkcję. I to naprawdę nie jest zależne od nikogo z nas polityków, to jest zależne od Polaków" - powtórzył Napieralski.
Zdaniem Eugeniusza Kłopotka (PSL) prezydent swoją wypowiedzią niepotrzebnie wpisuje się w przedwczesną dyskusję, zwłaszcza, że trudno przewidzieć jeszcze rezultat wyborów. "Czołowe ugrupowania polityczne, czołowi politycy tych ugrupowań - i ku mojemu zaskoczeniu w to się wpisuje również pan prezydent - dostali jakiegoś amoku. Do wyborów parlamentarnych jeszcze sporo miesięcy" - powiedział PAP polityk PSL.
Jego zdaniem wyborcy i tak "zrobią porządek" i ustalą po swojemu przyszłe koalicje, a także to, kto będzie mógł zostać premierem. Kłopotek uważa, że przypomnienie o uprawnieniach głowy państwa nie ma sensu na tym etapie. "Panie prezydencie, daj pan spokój, mamy jeszcze sporo czasu, a rozstrzygną i tak wyborcy" - powiedział poseł.
Wiceszef klubu PJN Paweł Poncyljusz traktuje wypowiedź prezydenta Komorowskiego jako "gafę". "Znamy jego gafy pt. a gdzie parasol dla prezydenta Sarkozy'ego, kto pierwszy siada - czy Angela Merkel czy Bronisław Komorowski, mamy też gafę o kobietach, które zostają w domu, kiedy mężczyźni idą na polowanie" - wyliczał.
Dodał, że traktuje wypowiedź prezydenta jako gafę, bo "w polskiej tradycji ostatnich dwudziestu lat utarło się, że w pierwszej kolejności nominacje czy tytuł do powoływania rządu ma lider zwycięskiej partii politycznej". "To niepotrzebne podgrzewanie atmosfery i chyba dziwnie by się stało, gdyby Bronisław Komorowski przegranej partii proponował powoływanie rządu w pierwszej kolejności" - ocenił Poncyljusz.
Zgodnie z konstytucją, prezydent desygnuje premiera, który proponuje skład rządu. Prezydent powołuje prezesa Rady Ministrów wraz z pozostałymi członkami gabinetu w ciągu 14 dni od dnia pierwszego posiedzenia Sejmu lub przyjęcia dymisji poprzedniej Rady Ministrów.
Wówczas premier w ciągu 14 dni od dnia powołania przedstawia Sejmowi program działania rządu z wnioskiem o udzielenie wotum zaufania. Wotum zaufania Sejm uchwala bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów.
W razie niepowołania Rady Ministrów lub nieuzyskania wotum zaufania Sejm w ciągu 14 dni wybiera szefa rządu oraz proponowanych przez niego członków gabinetu bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów.
W razie niepowołania rządu w tzw. drugim kroku prezydent w ciągu 14 dni powołuje premiera i na jego wniosek pozostałych członków rządu. Sejm w ciągu 14 dni od dnia powołania Rady Ministrów udziela jej wotum zaufania większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów. W razie nieudzielenia Radzie Ministrów wotum zaufania prezydent skraca kadencję Sejmu i zarządza wybory.