Premier w niedzielę w rozmowie z Radiem ZET był pytany o tezę J.Kaczyńskiego, który uważa, że rząd ponosi "moralną odpowiedzialność" za katastrofę smoleńską, w której zginął m.in. brat szefa PiS - prezydent Lech Kaczyński. Ponadto były premier mówił, że nie doszłoby do tragedii, gdyby nie rozdzielono wizyt w Katyniu (Tusk poleciał tam 7 kwietnia 2010 r., prezydent - trzy dni później). "Równie uzasadnioną tezą jest to, że zmarły prezydent Lech Kaczyński rozdzielił dwie wizyty. To jest tyle samo warty argument. Były dwie wizyty, ponieważ przez długie, długie miesiące przygotowywana naszymi staraniami manifestacja władzy rosyjskiej wobec ofiar Katynia była - jak sądzę - osiągnięciem polskiej dyplomacji i to takim bezdyskusyjnym" - mówił Tusk.

Reklama

Dodał, że nie był gospodarzem wizyty w Katyniu 7 kwietnia, a i sam prezydent Lech Kaczyński "nie zgłaszał zainteresowania". "To jest wyjątkowo cyniczny sposób interpretacji przez Jarosława Kaczyńskiego, bo ja w życiu bym nie oskarżył Lecha Kaczyńskiego o to, że spowodował tę katastrofę tylko dlatego, że to on w sposób bardzo jednoznaczny chciał tej swojej wizyty w Katyniu" - mówił premier.

"Tylko że ja inaczej niż Jarosław Kaczyński nie będę w związku z tym codziennie krzyczał: +to Lech Kaczyński, proponując dwie wizyty, naciskając na konieczność swojej odrębnej wizyty doprowadził do katastrofy+, bo mówienie czegoś takiego, jest czymś wyjątkowo paskudnym" - ocenił Tusk.

Zdaniem Tuska "Jarosław Kaczyński postępuje w sposób, który można wytłumaczyć tylko rozmiarami osobistej tragedii". Chwilę później premier dodał: "Albo dramatyczne przeżycia spowodowały, że Jarosław Kaczyński nieracjonalnie ocenia, to co się zdarzyło, albo polityczny interes. Nie wykluczam, że jedno i drugie razem".

Reklama

Premier był również pytany, czy potrzebna jest "biała księga" dot. katastrofy smoleńskiej, by np. wyjaśnić, kto zdecydował o przyjęciu konwencji chicagowskiej do wyjaśniania katastrofy. W środę sejmowa Komisja Obrony Narodowej będzie debatować nad wnioskiem PiS w tej sprawie. Tusk powiedział jednak, że nie ma potrzeby tworzenia takiego dokumentu. Dodał, że o wyborze konwencji zadecydował sam. "Podjęliśmy decyzję, która była jedyną realistyczną (...) Nie widzę żadnego istotnego błędu, który bym naprawił, gdybym mógł wrócić czas i mógł na nowo podejmować decyzje dot. wyjaśniania katastrofy. Moje postępowanie wyglądałoby praktycznie tak samo" - zapewnił.

Tusk mówił też o różnicach w podejściu Polaków i Rosjan do wyjaśniania przyczyn katastrofy smoleńskiej. Według premiera Rosjanie nie chcą co prawda zamiecenia sprawy pod dywan, jednak nie są zainteresowani, aby informować o własnych słabościach czy bałaganie. "Podejrzewam, że to jest główny powód. Dla nas to jest niezwykle ważna sprawa, bo zginął prezydent i to była wielka katastrofa. Dla Rosjan to jest bardziej troska o swój prestiż. Ta różnica podejścia powoduje, że my chcemy uzyskać maksimum prawdy, a Rosjanie - nie powiem, że chcą kłamać - ale chcą możliwie szybko i bezboleśnie przejść nad tym do porządku dziennego" - ocenił szef rządu.



Reklama

Podkreślił również, że nie był zainteresowany, by prawda o katastrofie smoleńskiej "była wynikiem negocjacji politycznych". "Nikt mnie nie skłoni do tego, abym negocjował politycznie z premierem (Rosji Władimirem) Putinem ostateczny kształt tej prawdy. Nawet jeśli niektórzy mają wrażenie, że strona rosyjska chciałaby takiego wygodnego dla siebie i wygodnego dla mojego rządu raportu ze zdarzeń. Ja nie szukałem i nie będę szukał wygodnych rozwiązań w tej kwestii i tym być może różnimy się od rosyjskich wyobrażeń, jak powinno takie śledztwo wyglądać" - powiedział premier.

Pytany, czy ma zaufanie do strony rosyjskiej i do tamtejszej prokuratury, Tusk powiedział: "Do ludzi i do instytucji trzeba mieć zaufanie i to zaufanie musi być ograniczone szczególnie wtedy, kiedy nasz wpływ na działanie ludzi czy instytucji jest ograniczony. Nasz wpływ na działanie prokuratury rosyjskiej jest bardzo, bardzo ograniczony i tak samo ograniczone musi być zaufanie".

Natomiast pytany o zaufanie do premiera Putina Tusk powiedział, że postępowanie szefa rosyjskiego rządu w ciągu pierwszych kilku czy nawet kilkunastu tygodni było "budujące" i "nacechowane taką empatią i gotowością do współpracy". "Po publikacji czarnych skrzynek i po tym, kiedy było widać, że polska strona nie jest zainteresowana jak najszybszym zaklepaniem sprawy, tylko bardzo rzetelnym śledztwem, to postępowanie uległo pewnej ewolucji. Tzn. na pewno jesienią miałem poczucie, że ta gotowość do współpracy na rzecz ujawnienia pełnej prawdy nie była już taka energiczna, nie widziałem już determinacji po stronie rosyjskiej" - mówił premier.

Tusk powiedział także, że dla polskiego rządu ważne jest, by instytucje międzynarodowe mogły porównać raport Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) i polskiej komisji badającej katastrofę smoleńską. "Dzisiaj jestem w stanie przyjąć każdy zakład o to, czyj raport będzie uznawany za dużo bardziej rzetelny i kompletny, a więc czyja interpretacja zdarzeń będzie uznawana za bardziej adekwatną" - podkreślił premier.