Odkąd pełnomocnik rządu ds. walki z korupcją Julia Pitera zaczęła badać wydatki za pomocą służbowych kart płatniczych, ministerialni urzędnicy korzystają z nich coraz rzadziej – wynika z informacji, do których dotarł portal tvp.info. Zdaniem minister, świadczy to o lepszej dyscyplinie finansów publicznych. "Urzędnicy płacą gotówką, bo boją się Julii Pitery" – uważa opozycja.
W 2008 r. Julia Pitera opublikowała raport dotyczący wykorzystywania kart płatniczych za rządów PiS. Wynikało z niego, że w większości ministerstw dochodziło do płacenia służbowymi kartami kredytowymi "za wydatki niecelowe". Minister zarzuciła m.in. byłemu ministrowi gospodarki morskiej zakup dorsza za 8,16 zł celem "kontroli gatunku ryb i ich świeżości", co stało się obiektem kpin opozycji.
Od tego czasu Julia Pitera podobne badania przeprowadza jednak regularnie. Portal tvp.info dotarł do wyników najnowszego, dotyczącego wydatków w 2010 roku. Wynika z niego, że w minionym roku urzędnicy wydali za pomocą kart płatniczych 373 tys. złotych. Większość stanowiły wydatki za usługi hotelowe. Z opracowania wynika też, że z roku na roku spada kwota wydawana za pomocą kart. W porównaniu z 2009 rokiem spadła o 45 tys., a z 2008 r. – o 373 tys. zł.
"W 2008 r. Kancelaria Premiera opracowała zasady przyznawania i korzystania ze służbowych kart płatniczych. Następnie wprowadzono odpowiednie uregulowania do ustawy o finansach publicznych. W efekcie zwiększyła się dyscyplina, by gospodarniej wydawać pieniądze publiczne" – wyjaśnia Julia Pitera w rozmowie z portalem tvp.info.
Inaczej tę tendencję wyjaśnia jednak opozycja. Zdaniem rzecznika SLD Tomasza Kality, urzędnicy po prostu... boją się minister Pitery. "Tak jak za komuny, płaci się więc gotówką, bo a nuż pani minister wykryje jakieś nieprawidłowości"– komentuje.