"Generał Błasik raportował ministrowi Bogdanowi Klichowi o tym, jakie zostały wykonane zalecenia po dwóch poprzednich katastrofach, jakie wydarzyły się w lotnictwie. Mówił, że zalecenia zostały wykonane, a wiemy że nie zostały. Ja miałem okazję wielokrotnie mówić, że wydawanie rozkazów to jest jedno, ale czy ktoś kontroluje ich wykonanie. A minister ma narzędzia, aby sprawdzić, w jakim zakresie jego polecenia i zalecenia, wynikające z badań, są realizowane. On zdawał się na to, co mu przekazywali podlegli" - mówił w Radiu ZET były szef Urzędu Ochrony Państwa, generał Gromosław Czempiński.

Reklama

Zapytany przez Monikę Olejnik, czy powinien zostać zdymisjonowany, powiedział: "Jeśli ginie jego zwierzchnik, gdy ginie kwiat wojska, gdy dzieje się to w 36. pułku, który jemu podlega, to powinien przynajmniej oddać się do dyspozycji premiera. Tego od niego oczekiwałem. Zachowanie premiera Tuska jest dziwne, bo czeka nie wiadomo na co. W sprawie afery hazardowej, której nie było, pozwalniał wielu ludzi. Reakcja premiera jest co najmniej spóźniona".

Kiedy publicystka Radia ZET stwierdziła, że Donald Tusk bał się zdymisjonować ministra obrony narodowej, ponieważ oznaczałoby to wzięcie odpowiedzialności za katastrofę, generał Czempiński odparł: "Premier nie miał wątpliwości od początku, że przy przygotowaniu wizyty olbrzymi bałagan panował po stronie polskiej, był szereg niedociągnięć. Nie miał też wątpliwości, że przygotowanie wylotu, czyli przygotowanie samolotu, miejsca lądowania, załóg, spoczywało na 36. pułku, czyli pod Ministerstwem Obrony Narodowej. (...) Nie mogę zrozumieć, że skoro wiedzieliśmy w jaki sposób było przygotowane lotnisko, wiemy czego się można było spodziewać".

Były szef OUP ocenił, że po 10 kwietnia Donald Tusk nie mógł spać spokojnie: "Na pewno nie. Wiele elementów przygotowania tej wizyty leżało po stronie rządu - MON, MSWiA, protokół. To wszystko przyczyniło się do tego, że te wizyty były źle przygotowane".