"Nie wyobrażam sobie, aby prezydent czy premier latali samolotami rejsowymi. Najwyżsi urzędnicy powinni korzystać ze specjalnych statków powietrznych, które zagwarantują im bezpieczeństwo na pokładzie. Po drugie LOT nie lata wszędzie i trudno się spodziewać, że cywilni piloci wylądują na lotnisku wojskowym" - mówi "Wirtualnej Polsce" generał Waldemar Skrzypczak. Dlatego też musi na nowo powstać specpułk do wożenia VIP-ów. Póki jednak jednostka nie zostanie na nowo sformowana, to były dowódca wojsk lądowych ma rozwiązanie. "To niech wyczarterują z Luftwaffe. Niemcy mają wojskowe boeingi, którymi prezydent może polecieć. Nie może się dogadać z niemieckim ministrem obrony i zapłacić mu za to? Ja bym tak zrobi" - mówi.

Reklama

Zdaniem generała Skrzypczaka rozformowanie 36 pułku i dymisje w MON to dopiero początek wstrząsów. Z resortu powinni też wylecieć cywile, którzy "próbowali sprywatyzować armię" - mówi. Jednocześnie, jego zdaniem, likwidacji specpułku należało się spodziewać. "Trzeba mieć świadomość, że 36. specpułk miał stary sprzęt, który należało wycofać. W wojsku panuje zasada, że jeśli jednostka przechodzi reorganizację sprzętu wojskowego to albo się rozformowuje i tworzy od nowa, albo całkowicie się przeformowuje" - wyjaśnia generał. Jednak proces tworzenia jednostki potrwa, zdaniem wojskowego około 8 lat.

Generał Skrzypczak nie zostawia jednak suchej nitki na ministrze obrony, premierze i sposobie w jaki rozegrano zmiany. "Nieporozumieniem jest zwalnianie kogoś, a potem wychwalanie go za osiągnięcia i życzenie nowemu ministrowi przeprowadzenia reform w armii. To jakaś schizofrenia" - mówi. Skrzypczak chce też, by ministrem obrony został ktoś, kto się zna na wojsku. Sugeruje dwie kandydatury Bogdana Zdrojewskiego i Stanisława Wziątka. Choć, zdaniem byłego dowódcy wojsk lądowych najlepszym wyjściem byłby powrót do resortu Radosława Sikorskiego.