"Armia, także w warunkach państwa demokratycznego, a może właśnie w sposób szczególny w warunkach państwa demokratycznego i niepodległego, jest istotnym kośćcem całego państwa. To jest jeden z filarów, na którym opiera się nie tylko bezpieczeństwo nas wszystkich, ale również opiera się cały gmach państwowy" - podkreślił prezydent podczas uroczystości.
Komorowski mówił też, że armia to nie same parady, wyróżnienia i święta. "Wojsko to przede wszystkim twarda, trudna służba najjaśniejszej Rzeczpospolitej, to czas pełen wyrzeczeń, czas wielu ograniczeń, czas trudnej wytężonej pracy, także trudnej do udźwignięcia przez rodziny" - powiedział prezydent.
Dziękował żołnierzom za służbę w garnizonach, sztabach, dowództwach i centralnych instytucjach MON. Zwrócił też uwagę, że żołnierze w ryzykownych misjach zagranicznych reprezentują kraj i jego obywateli.
Wcześniej prezydent wręczył nominacje generalskie 15 oficerom Wojska Polskiego. Awans na stopień generała broni odebrali gen. dyw. Sławomir Dygnatowski i gen. dyw. Mieczysław Gocuł. Dygnatowski jest zastępcą, a Gocuł pierwszym zastępcą szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego.
Stopień generała dywizji otrzymali: dowódca 16. Dywizji Zmechanizowanej i b. dowódca VI zmiany PKW w Afganistanie gen. bryg. Janusz Bronowicz, szef Inspektoratu Uzbrojenia gen. bryg. Andrzej Duks, dowódca Centrum Operacji Powietrznych gen. bryg. Jan Śliwka oraz komendant główny Żandarmerii Wojskowej gen. bryg. Mirosław Rozmus.
Awans na stopień generała brygady odebrało w poniedziałek dziewięciu oficerów. Wśród nich był asystent w dowództwie 2. Korpusu Zmechanizowanego w Krakowie i b. dowódca IV i V zmiany PKW Afganistan płk Rajmund Andrzejczak, b. szef Wojsk Inżynieryjnych Dowództwa Wojsk Lądowych, a od kilku dni szef Inżynierii Wojskowej w SG WP płk Bogusław Bębenek oraz zastępca szefa Zarządu Organizacji i Uzupełnień (P1) SG WP płk Krzysztof Domżalski.
Generałami brygady zostali również dowódca 20. Brygady Zmechanizowanej płk Jarosław Mika, dowódca 3. Brygady Rakietowej Obrony Powietrznej płk Stefan Mordacz i dowódca 25. Brygady Kawalerii Powietrznej płk Marek Sokołowski. Awans na ten sam stopień otrzymali również zastępca szefa Zarządu Wywiadu Międzynarodowego Sztabu Wojskowego przy Kwaterze Głównej NATO płk Jarosław Stróżyk, zastępca szefa i szef sztabu Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych płk Ryszard Szczepiński oraz dyrektor gabinetu szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego płk Krzysztof Szymański.
Prezydent wręczył też ordery i odznaczenia państwowe i wojskowe 40 zasłużonym żołnierzom i cywilom. Wśród 21 osób nagrodzonych Orderem Odrodzenia Polski był m.in., odznaczony Krzyżem Komandorskim tego orderu, dowódca Wojska Lądowych gen. broni Zbigniew Głowienka. Na dziedzińcu Belwederu żołnierze zostali też odznaczeni Orderami Krzyża Wojskowego oraz Wojskowymi, Morskimi i Lotniczymi Krzyżami Zasługi. Wręczono też pamiątkowe odznaczenia za służbę w polskich kontyngentach wojskowych poza granicami kraju - Gwiazdy Konga, Czadu i Morza Śródziemnego.
Podczas uroczystości pożegnano również kilkunastu generałów kończących zawodową służbę wojskową.
Wcześniej w poniedziałek prezydent Komorowski, wraz z żoną Anną, złożyli wieniec przed znajdującym się tuż obok Belwederu pomnikiem marszałka Józefa Piłsudskiego. Parze prezydenckiej towarzyszyli m.in. szef MON Tomasz Siemoniak oraz szef SG WP gen. Mieczysław Cieniuch. Kwiaty złożyła również rodzina marszałka Piłsudskiego - córka Jadwiga Jaraczewska i jej syn Krzysztof Jaraczewski wraz z żoną. Natomiast rano w Katedrze Polowej Wojska Polskiego para prezydencka uczestniczyła w mszy św. za ojczyznę.
Komentarze(63)
Pokaż:
Klich odszedł, ale czy będzie lepiej?
W 2009 roku siły zbrojne Federacji Rosyjskiej odbyły wielkie manewry na terenie europejskiej części Rosji i na Białorusi. Celem ćwiczeń było tłumienie “polskiego” powstania w Grodnie i odparcie polskiej agresji na Białoruś podjętej przez WP w obronie grodzieńskich powstańców. Te manewry wywołały zdziwienie ministra Klicha, ale nie skłoniły go do wyciągnięcia wniosków. Wojsko Polskie ma nadal walczyć w odległych rejonach świata, a jedyną formą działań są operacje pacyfikacyjne, w których polski żołnierz zmierzy się z partyzantem lub terrorystą. W przeglądzie strategicznym opracowanym ostatnio w MON mówi się, że wojsko ma posiadać “zdolności rażenia na dalekich dystansach”. To oznacza, że funkcje obronne, defensywne zeszły na dalszy plan.
Trzeba uwzględnić polski współudział w misjach NATO, ale nie można się do tego ograniczać. Tymczasem biorąc pod uwagę strukturę wydatków MON, widać, że na obronę kraju niewiele zostaje. Przypomnę, że wojsko musi być gotowe do obrony kraju. Tak mówi Konstytucja RP. Chociaż nie ma zagrożenia na południu czy zachodzie Polski, to wschód nadal nie jest pewny. Wydarzenia na Kaukazie, konflikt rosyjsko-gruziński, wspomniane rosyjskie manewry na Białorusi – to wszystko pokazuje, czego można się spodziewać. Wniosek: głównym założeniem planowania obronnego mogą być jakieś “niespodzianki” z kierunku wschodniego.
Kiedy Polska starała się o członkostwo w NATO, amerykański ośrodek RAND Corporation opracował propozycje, jak powinna być budowana polska armia. Wskazywano cztery etapy: w pierwszym zalecano utworzyć siły zbrojne zdolne do obrony granic, w drugim – komponent, który będzie wspierać najbliższych sojuszników w NATO. Etap trzeci – wojsko będzie w stanie wspierać sojuszników na terenie całej Europy. Dopiero w czwartym i ostatnim Polska miała stworzyć komponent, który będzie można wysłać poza Europejski Teatr Działań Wojennych. Tymczasem postąpiono tak, jakby ktoś, budując dom, pominął fundamenty, ściany, dach, a skupił się na ozdobnym balkonie. Twórcą tego balkonu jest bez wątpienia minister Klich, który wreszcie odszedł z resortu, ale sądząc po pierwszych poczynaniach jego następcy, w wojsku lepiej nie będzie.
Dr hab. Romuald Szeremietiew
---
Autor jest profesorem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, byłym wiceministrem i p.o. ministrem obrony narodowej.
Co Platforma zrobiła z naszą Armią? Czy my mamy jeszcze jakieś wojsko, zdolne do obrony? Czy PO wszystko wymiotła, tłumacząc się: ktoś tam (NATO?) nas obroni. Tak samo mówili posłowie przed I rozbiorem Polski i nie dali pieniędzy na wojsko. Oj, źle się to dla nas skończyło. Za głupotę i brak perspektywicznego i odpowiedzialnego myślenia zapłaciliśmy KRWIĄ Powstańczą, cierpieniem zesłańców na Syberię i 123 latami niewoli.
Zamiast specpułku – najemnicy – Paweł Soloch
Aktualizacja: 2011-08-10 10:25 pm
Siła bojowa Wojska Polskiego nie może być zastąpiona przez “zasoby zewnętrzne” w postaci coraz bardziej wydmuszkowatego NATO i bliżej nieokreślonej soft power Unii Europejskiej.
Premier, likwidując pułk specjalny, będący istotnym elementem bezpieczeństwa państwa, i przerzucając jego zadania na firmy zewnętrzne typu LOT, zastosował znaną w biznesie procedurę outsourcingu, polegającą na korzystaniu w działalności firmy z tzw. zasobów zewnętrznych. Niezależnie od wynikających z tego prawdziwych czy pozornych oszczędności, najniebezpieczniejsze jest rozciągnięcie tej praktyki na całość kwestii bezpieczeństwa kraju. Teoria Henry´ego Forda, tak skuteczna w biznesie, zawodzi zupełnie w stosunku do funkcji pełnionych przez państwo.
Interesujące jest to, że decyzja zapadła wbrew konkluzjom zawartym w raportach przygotowanych przez ośrodki obecnych władz Polski: prezydenckiego (raport Biura Bezpieczeństwa Narodowego z października 2010 r.) i rządowego (raport komisji Jerzego Millera). W obu raportach mowa jest nie o likwidacji 36. SPLT, ale o przeprowadzeniu koniecznych reform, dla których podstawą powinien być zakup nowych samolotów. Raport BBN stwierdza wprost, że podmiotem odpowiedzialnym za transport powietrzny VIP-ów powinna być jednostka wojskowa, a nie podmiot cywilny. Za takim wariantem w toku prac nad raportem opowiedziały się w zasadzie “wszystkie konsultowane instytucje i zdecydowana większość ekspertów”. Dalej ten sam raport stwierdza, że powierzenie tego rodzaju zadań “wynika z konieczności zapewnienia potrzebnej na co dzień, ale przede wszystkim nieodzownej w sytuacjach szczególnych zagrożeń (w razie kryzysu i wojny), mobilności powietrznej i stabilności systemu kierowania państwem”. Próbkę skutków wykonywania przelotów przedstawicieli najwyższych władz państwa przez “podmiot cywilny” mogliśmy obserwować w 2008 roku. Wtedy to, realizując wyborcze hasło “taniego państwa”, premier Tusk poleciał rejsowym lotem do Nowego Jorku. Fałszywy (na szczęście) alarm bombowy spowodował, że już po wylądowaniu przetrzymano na pokładzie samolotu Bogu ducha winnych pasażerów, przypadkowo odbywających podróż z szefem polskiego rządu.
Misje specjalne poza armią?
Oprócz lotów na zwykłe lotniska pasażerskie sytuacja może obligować przedstawicieli państwa do lotu na lotniska “niepewne”, w miejsca, gdzie mamy do czynienia z warunkami będącymi konsekwencją sytuacji kryzysowej lub wojny. Do pewnego stopnia z taką sytuacją miała do czynienia delegacja polska z Lechem Wałęsą, odwiedzająca w kwietniu ogarniętą niepokojami Tunezję. Trzeba przy tym pamiętać, że 36. SPLT, podobnie jak istniejące w większości rozwiniętych państw specjalne jednostki lotnicze, oprócz przewozu VIP wykonywał szereg innych zadań niewykonywanych przez lotnictwo cywilne. Do takich należy chociażby transport osób wykonujących misje związane z bezpieczeństwem państwa lub przewóz przesyłek specjalnego znaczenia. Bardzo ważnym zadaniem jest ewakuacja obywateli z terenów zagrożonych walkami lub katastrofą. Najbardziej spektakularną tego rodzaju akcją przeprowadzoną w ostatnich latach przez lotnictwo wojskowe była ewakuacja w 2006 roku kilkuset osób (obywateli polskich, ich rodzin oraz innych obcokrajowców) z ogarniętego wojną Libanu. Odrębny rozdział stanowi uczestnictwo 36. SPLT w misjach pomocy humanitarnej (transport szpitala polowego po trzęsieniach ziemi w Indonezji w 2006 roku, pomoc dla Haiti w 2010 roku), które obok podstawowego znaczenia, jakie ma niesienie pomocy potrzebującym, ma również znaczenie dla budowy wizerunku Polski jako państwa dostatecznie silnego i sprawnego do udzielania pomocy innym narodom. Ani premier, ani nowy minister obrony nie wskazali, czy i w jaki sposób powyższe zadania będą wykonywane “zasobami zewnętrznymi”, czyli poza armią.
Strażnicy czy poczciwi dozorcy
Zastosowanie outsourcingu do wykonywania zadań i czynności przypisanych wojsku może pociągać za sobą groteskowo groźne konsekwencje. Za przykład może służyć masowy atak biegunki, na który pod koniec 2009 r. cierpieli żołnierze superelitarnego GROM, który sparaliżował funkcjonowanie jednostki na kilkadziesiąt godzin. Przyczyną było zatrucie potrawką mięsną w sosie chrzanowym dostarczoną w ramach outsourcingu przez zewnętrzną firmę, gdyż własna, wojskowa kuchnia GROM została zlikwidowana. Podobnie groteskowo brzmią informacje o outsourcingu w postaci wynajmowania w prywatnych strzelnicach miejsc do ćwiczeń strzeleckich czy wynajmowania prywatnych firm do ochrony obiektów wojskowych. Firmom tym daleko do standardów, jakie reprezentują wykonujące podobne zadania mocno zakorzenione w systemie bezpieczeństwa państwa firmy amerykańskie. W Polsce strażnicy zastępujący w ramach outsourcingu żołnierzy na ogół bardziej przypominają poczciwych dozorców na parkingach niż byłych komandosów zatrudnianych przez amerykańską agencję Blackwater.
Filozofia outsourcingu rozciągana jest i na inne obszary związane z rządzeniem państwem. Oto na przykład ogólnopolska (bo dotycząca wszystkich rodziców w kraju) kwestia opłat za zapewnienie opieki przedszkolnej po zrzuceniu jej na samorządy przestaje być problemem całego państwa. Zostaje zamieniona na serię lokalnych napięć między niezdolnymi do wnoszenia podwyższonych opłat rodzicami a pozbawionymi wsparcia władz centralnych samorządami.
Zła kondycja 36. SPLT i towarzyszące jej nieprawidłowości są odbiciem złej kondycji innych rodzajów Sił Zbrojnych, a szerzej – struktur państwa, zwłaszcza w dziedzinie bezpieczeństwa. Likwidacja pułku i zapowiedź wyprowadzenia z wojska wykonywanych przezeń zadań tylko pozornie uwalnia rząd od problemów związanych z ich realizacją, które z tak tragiczną siłą ujawniły się po katastrofie smoleńskiej. W rzeczywistości państwo nie może pozbyć się wykonywania przypisanych mu z natury obowiązków, likwidując (bez alternatywy) struktury odpowiedzialne za ich realizację.
Państwo to nie firma
Wielki praktyk outsourcingu Henry Ford tak opisywał działanie tej procedury: “Jeśli jest coś, czego nie potrafimy zrobić wydajniej, taniej i lepiej niż konkurenci, nie ma sensu, żebyśmy to robili i powinniśmy zatrudnić do wykonania tej pracy kogoś, kto zrobi to lepiej niż my”. W świetle powyższego można mieć wątpliwości, czy leasing i eksploatacja embraerów jest wydajniejsza, tańsza i lepsza niż zakup nowych samolotów w ramach zreformowanej specjednostki lotniczej, podobnie jak rozmaite usługi świadczone dla wojska przez zewnętrzne firmy. Ale niezależnie od prawdziwych czy pozornych oszczędności, wynikających z korzystania z “zasobów zewnętrznych”, najniebezpieczniejsze jest rozciągnięcie praktyki outsourcingu na całość kwestii bezpieczeństwa kraju. Przy postępującej likwidacji siły bojowej Wojska Polskiego wyraża się to w przekonaniu, że może być ona zastąpiona przez “zasoby zewnętrzne” w postaci coraz bardziej wydmuszkowatego NATO i bliżej nieokreślonej soft power Unii Europejskiej.
Tymczasem filozofia Henry´ego Forda, tak skuteczna w biznesie, zawodzi zupełnie w stosunku do funkcji pełnionych przez państwo, które – o czym wiemy już co najmniej od czasów Maxa Webera – nie jest i nigdy nie będzie nastawioną na zysk firmą. Zadania państwa – w tym kluczowe, jakim jest zapewnienie bezpieczeństwa jego obywatelom – nie mogą podlegać outsourcingowi na rzecz innego państwa, gdyż zawsze przynosi to skutki podobne do tego, jakie przyniósł dokonany na rzecz Rosji outsourcing dochodzenia w sprawie katastrofy smoleńskiej.
Paweł Soloch
---
Autor w latach 2005-2007 był wiceministrem spraw wewnętrznych i administracji, szefem Obrony Cywilnej Kraju, do lipca 2010 r. jako doradca szefa BBN był koordynatorem zespołu przygotowującym raport w sprawie bezpieczeństwa lotów VIP (wersję ostateczną przygotował zespół w nowym składzie), obecnie ekspert Instytutu Sobieskiego.