O wszczęciu śledztwa powiedziała w środę PAP rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga Renata Mazur. Dodała, że jest ono prowadzone pod kątem popełnienia przez funkcjonariuszy publicznych ewentualnego przestępstwa przekroczenia uprawnień, które miałoby polegać na domniemanych naciskach. Na razie wystąpiono o dokumenty sprawy.

Reklama

Według Kodeksu karnego funkcjonariusz publiczny, który przekraczając swe uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

Śledztwo wszczęto po postępowaniu sprawdzającym. Sprawę zapoczątkowała publikacja "Gazety Wyborczej", która w listopadzie br. napisała, że Wełna zeznał w sądzie, iż za rządów PiS kazano mu szukać haków na przeciwników politycznych: Leszka Millera, Jolantę i Aleksandra Kwaśniewskich, Marię i Józefa Oleksych oraz Jacka Piechotę. Według Wełny wydając te polecenia ówcześni: szef wydziału przestępczości zorganizowanej Prokuratury Krajowej Bogdan Święczkowski, minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro i prokurator krajowy Janusz Kaczmarek, "mówili wprost, że takie są oczekiwania pana Jarosława Kaczyńskiego". Wełna miał też zeznać, że na polecenie Święczkowskiego musiał przynosić materiały ze śledztw dla dziennikarzy związanych z PiS, a gdy protestował, Święczkowski kazał mu, by je przyniósł "w zębach".

Święczkowski zaprzeczał. Zapowiedział, że wytoczy Wełnie proces i zawiadomi prokuraturę o jego przestępstwie fałszywych zeznań. SLD zapowiedział zaś wystąpienie do prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta o odtajnienie zeznań Wełny. Jeśli informacje Wełny się potwierdzą, wówczas SLD chce skierować pozwy przeciw politykom PiS, których prokurator wymienił w swych zeznaniach.

Sam Wełna mówił "GW", że ma "dowody na piśmie, są też świadkowie pewnych sytuacji". Dodał, że podobne zeznania składał przed sejmową komisją śledczą ds. nacisków, przed prokuraturą w Płocku badającą, czy prok. Wojciech Miłoszewski złamał prawo, pokazując na polecenie Ziobry akta śledztwa Jarosławowi Kaczyńskiemu, wreszcie przed prokuraturą w Siedlcach, która badała kwestię ewentualnego przekroczenia przez Wełnę uprawnień w śledztwie paliwowym i umorzyła sprawę.

Kaczyński pozwał Giertycha za to, że ten zarzucił mu zbieranie haków na opozycję, gdy był premierem. Także Giertych pozwał Kaczyńskiego za jego słowa, że Giertych skłamał, mówiąc, iż jako premier zbierał haki na polityków. Sąd Okręgowy w Warszawie prowadzi dwa oddzielne procesy w tej sprawie o ochronę ich dóbr osobistych, choć obie strony chciały wspólnego badania obu pozwów.

Powodowie żądają od adwersarzy przeprosin m.in. w telewizjach, czego koszt może wynieść kilkaset tys. zł. W procesie Kaczyński-Giertych sąd dopuścił wielu świadków - w procesie Giertych-Kaczyński wnioski o świadków sąd oddalił (ostatnio ten proces na zgodny wniosek stron zawieszono). W tym pierwszym procesie może dojść do konfrontacji Wełna-Kaczmarek.