W moim przypadku nie było nigdy żadnych oryginalnych materiałów i dlatego bezpieka je podrabiała. Gdyby były dokumenty, nie byłoby potrzeby podrabiania – powiedział Lech Wałęsa pytany o kopiach dokumentów świadczących o jego agenturalnej przeszłości, o których piszą „Nasz Dziennik” i „Uważam Rze”.
Odniósł się do artykułów w prawicowej prasie, mówiąc: Tam jest też napisane, że nie ma żadnych oryginałów. A to jest bardzo proste, bo przecież gdyby były jakieś oryginalne dokumenty, czy komuś miałby powód je podrabiać? Przecież udowodniono, że w moim przypadku wielokrotnie podrabiano dokumenty i że większa grupa pracowała przy podrabianiu przeciwko mnie, niż ta która pracowała przeciwko całemu związkowi - dodał Wałęsa.
Wałęsa zapytany, dlaczego w czasach prezydentury wypożyczył swoją teczkę z IPN, na co b. prezydent odpowiedział: Wypożyczyłem tę teczkę, bo chciałem zobaczyć jak wyglądało to podrabianie, w jaki sposób to robiono i czym oni się kierowali. Zresztą nie ja to przeglądałem, bo nie miałem czasu na takie niepoważne zabawy. Zrobili to upoważnieni przeze mnie pracownicy.
Prowadząca zapytała, dlaczego teczka po przejrzeniu była wybrakowana, kiedy została odnaleziona w mieszkaniu operacyjnym UOP, na co Wałęsa odpowiedział: Nie wiem, ja nie brakowałem. Ja to przeglądałem dwa razy i widziałem, że są inne materiały, więc kazałem to zalakować, skleić i napisać: otwierać tylko na polecenie prezydenta, żeby nikt nic nie dokładał i nie zabierał. (...) Ja się nie mam czego wstydzić, ja się do tego nie dotykałem. To było ksero z ksero i jeszcze raz ksero. Ja mogę dostarczyć lepsze ksero na każdego z was, i na Panią też - zagroził b. prezydent Monice Olejnik.
Zbigniew Siemiątkowski całą aferę odnalezionymi kopiami rzekomych donosów Wałęsy nazwał nieporozumieniem - Pamiętam dokładnie materiały, do których mieliśmy dostęp jako członkowie tzw. komisji Ciemniewskiego. Mieliśmy dostęp do kserówek i nie było tam żadnych materiałów, które świadczyłyby o agenturalnej działalności Lecha Wałęsa - powiedział Siemiątkowski w rozmowie z Radiem ZET – Nie były to te materiały, które zostały odzyskane w 1997r., które zwrócił Lech Wałęsa. To były dwa odrębne zbiory. Nie rozumiem skąd to nieporozumienie wynika.
Zdaniem byłego szefa MSW w archiwach sejmowych nie powinno być nic poza informacją, przesłaną na ręce przewodniczących klubów parlamentarnych przez Ministra Spraw Wewnętrznych. - Wszystkie materiały dawnego MSW, które nam udostępniano, udostępniano w budynku MSW i nic nie mogliśmy przynieść do sejmu. Z związku z tym w sejmowym archiwum nie może być żadnych materiałów dawnego MSW.
Podobnie relacjonował przebieg prac komisji Ciemieniego Janusz Zemke, eurodeputowany SLD - My te dokumenty przeglądaliśmy w siedzibie MSW na trzecim piętrze, gdzie te dokumenty przynoszono z archiwów. Nie przypominam sobie, żeby te dokumenty w jakikolwiek sposób trafiały do Sejmu.