To, że posługuję się ostrym, dosadnym językiem, nie oznacza naruszenia zasad. (…) Poza tym, gdzie byli ci naukowcy, gdy minister Sikorski nazywał nas „watahą”, minister Bartoszewski „bydłem”, a premier Tusk „moherami”? Gdzie były wtedy subtelności i wrażliwość tych naukowców? Nikt za nich nie przepraszał – mówi w rozmowie opublikowanej w „Do Rzeczy”.

Reklama

Chodzi o list otwarty czterdziestu wykładowców uniwersyteckich, którzy wzywają władze uczelni, by upomniały posłankę PiS. Tymczasem, zdaniem prof. Pawłowicz, nie rozumieją oni zasad wolności i demokracji. Jeśli wypowiadam, się w sposób, który nikogo nie obraża – może jedno wyrażenie było rubaszne – to nie naruszam żadnych zasad. Mam prawo mówić - podkreśla.

Prawdziwą burzę medialną wywołało jednak jej listopadowe wystąpienie podczas spotkania w Mińsku Mazowieckim. Powiedziała wówczas o Annie Grodzkiej, że ma m.in. twarz boksera.

I proszę zwrócić uwagę, że te słowa padły w ubiegłym roku na spotkaniu z wyborcami. Takie rozmowy mają swój nastrój, swoją dynamikę i teraz nagle coś takiego się wyciąga. Przecież to ewidentny atak. Czysta agresja – podkreśla.

Powołuje się także na informacje, że w sieci pojawiły się wpisy o jej zabójstwie, a koledzy posła Roberta Biedronia grozili jej pobiciem. – Tylko, że gdy takie słowa mówi poseł, to w pewien sposób uprawnia takie zachowania. (…) Dla ludzi z takim poziomem agresji, powinno się tworzyć ośrodki terapeutyczne – uważa.

Choć, jak przekonuje, toleruje odmienność różnych grup, to uważa, że związki homoseksualne są jak ślepe uliczki. Tym bardziej, że dla społeczeństwa ważne jest to, by np. rodziły się dzieci, jak uzasadnia. Dopytywana, czy w takim razie poprze kandydaturę Grodzkiej na wicemarszałka Sejmu, odpowiada jednak: - Nie będę głosowała.

Wypowiedź prof. Pawłowicz o Anna Grodzkiej, to nie jej pierwsze kontrowersyjne wystąpienie. Wcześniej przekonywała, że Polska nie powinna być w UE i nie spodobało jej się, co pisała Szymborska.

Ale ja nie robię nic złego. Na uczelni wywiązuję się ze swoich obowiązków, wykonuję mandat posła (...). Dlaczego więc uczelnia miałaby mnie karać? Gdyby tak się stało uznałabym, że w Polsce zostało ograniczone prawo do wolności wypowiedzi. A żadne młotkowanie nie zmusi mnie do powiedzenia, że czarne jest białe - kwituje.