Zgodnie z ostatnimi propozycjami rządu od września 2014 r. do pierwszych klas mają pójść sześciolatki urodzone w pierwszej połowie 2008 r. Te urodzone w drugiej połowie 2008 roku naukę miałyby rozpocząć od 1 września 2015 roku.
To jednak nie jedynie zmiany w polskim szkolnictwie. Od 1 września 2014 roku klasy miałby być mniejsze i liczyć nie więcej niż 25 osób.
- W przypadku szkół o większej niż jeden liczbie klas pierwszych, do jednej miałby chodzić dzieci najmłodsze, drugiej - starsze, a trzeciej, jeśli taka będzie - najstarsze – podkreślała Krystyna Szumilas, minister edukacji narodowej.
- Nie chcemy, by dochodziło do takiej sytuacji, gdy w pierwszej klasie różnica wieku sięgała dwa lata - wyjaśniał premier Donald Tusk.
Wprowadzeniu zmian przeciwni są rodzice - zebrali blisko 1 mln podpisów w ramach inicjatywy "Ratuj maluchy”. Ale świadczą o tym także liczby. Rodzice już od 2009 r. mogą posyłać do szkół sześciolatki, jednak odsetek tych którzy skorzystali z takiej możliwości nigdy nie przekroczył 20 proc.
- Rozumiem lęk rodziców, ale przypominam wszystkim, że lęk jest słabym doradca - przekonywała Dorota Zawadzka, prowadząca program "Superniania", także obecna na konferencji prasowej.
Jej zdaniem w przypadku dzieci w wieku sześciu lat nauczanie przedszkolne, to może być za mało. - Nie ograniczajmy dzieciom prawa do nauki, bo to może później skutkować problemami - podkreśliła.
- Proponuję rodzicom, by zapytali swoje dziecko, czy chce iść do szkoły; ono ma marzenie, by się uczyć, dla niego to awans - przekonywała także i dodała: nasze dzieci są mądrzejsze, sprytniejsze i bardziej samodzielne niż nam się wydaje.
Rząd już kilkakrotnie przekładał termin wejścia w życie reformy obniżającej wiek szkolny. Według pierwszych założeń miało się to stać w 2009 roku. Po protestach przełożono jej termin na 2012 r., z niego także rząd się wycofał, bo szkołom groziła kumulacja w pierwszych klasach dwóch roczników uczniów.