Tydzień temu Sejm odrzucił rządowy projekt ustawy dopuszczającej ubój bez ogłuszania, co kończyło spór z obrońcami praw zwierząt, a rozpoczęło dużo groźniejszy konflikt religijno-polityczny. Najpierw, zwykle bardzo umiarkowany w wyrażaniu opinii, naczelny rabin Polski Michael Schudrich zagroził dymisją, jeśli jego współwyznawcom odebrane zostanie na terenie Rzeczypospolitej prawo do uzyskiwania koszernego mięsa, co gwarantowało im rozporządzenie ministra rolnictwa z 2004 r. Dużo dalej poszło izraelskie ministerstwo spraw zagranicznych. W wydanym oświadczeniu ogłosiło m.in.: Decyzja ta poważnie szkodzi procesowi przywracania żydowskiego życia w Polsce. Jesteśmy zdumieni, że spośród wszystkich państw UE to właśnie Polska zakazała uboju koszernego. Co trochę mijało się z prawdą, ponieważ szechita jest nielegalna w Słowenii (a poza UE w Norwegii i Szwajcarii). W ostatnich dniach równie mocno swoją dezaprobatę okazał mufti Muzułmańskiego Związku Religijnego Tomasz Miśkiewicz, traktując decyzję Sejmu jako policzek wymierzony muzułmanom i Konstytucji RP, gwarantującej prawa wyznaniowe wszystkim obywatelom.
Dla chcących żyć zgodnie z regułami swoich religii wyznawców judaizmu i islamu sprawa nie jest błaha. Utrudnienie dostępu do mięsa uzyskiwanego wedle ściśle określonych wytycznych traktują jako wyjątkowo bolesną dyskryminację. Tym bardziej że w przeszłości delegalizowanie szechity często zwiastowało Żydom nadciąganie bardzo złych dla nich czasów.
Nowoczesność nie jest koszerna
Dla żyjących od starożytności na terenie Europy Żydów wierność nakazom religijnym była jedną z gwarancji zachowania narodowej tożsamości. Przez setki lat ani na jotę nie odstępowali od swoich zwyczajów, a jednym z najważniejszych pozostawał ubój zwierząt prowadzony przez rzezaków wedle określonego rytuału. Rzezakiem może zostać jedynie człowiek o nieposzlakowanej opinii, głęboko religijny i odpowiednio przeszkolony. Kandydat do tej profesji musi zdać przed rabinem egzamin teoretyczny i praktyczny. Egzamin praktyczny obejmuje ubój kilku sztuk bydła i ptactwa i badanie ich wnętrzności oraz umiejętność ostrzenia noży rzezackich i sprawdzania ich ostrości. Nie może zostać rzezakiem osoba, której ruchy rąk są niezdecydowane – opisywał w rozprawce pt. W obronie uboju rytualnego wydanej w 1936 r. Nachum Asz. Rzezak zabija bydło w dokładnie ustalony sposób. Wedle opisu rabina Asza najpierw sprawdza on, czy zwierzę jest zdrowe, potem zadaje cięcia nożem w szyję, od siebie oraz do siebie. Powinny one doprowadzić do przebicia: skóry szyi, tkanki tłuszczowej podskórnej, mięśni szyi, dużych arteryj żył szyi, splotu szyjnego nerwów, tchawicy i przełyku – aż do kręgosłupa – wyliczał rabin Asz. Tak okaleczone zwierzę błyskawicznie się wykrwawia. Następnie rzezak bada wnętrzności, aby upewnić się, że nie ma oznak jakiejś choroby. Za mięso koszerne uznaje się tylko to pochodzące z przednich partii ciała. Tył ma status mięsa trefnego i odsprzedaje się go ludziom niebędącym wyznania mojżeszowego.
Przez stulecia taki sposób prowadzenia uboju nie budził niczyich zastrzeżeń, zwłaszcza że w jatkach prowadzonych przez chrześcijan bydło zabijano w dużo bardziej okrutny sposób, a rzeźnicy rzadko mogli się pochwalić taką zręcznością w zadawaniu szybkiej śmierci jak rzezacy. Sposób postrzegania przez ludzi cierpień zwierząt zaczął się zmieniać dopiero w XIX w. Na ironię losu zakrawa to, że pierwsze na świecie stowarzyszenie broniące ich praw, pod nazwą Towarzystwo Zapobiegania Okrucieństwu wobec Zwierząt (Society for the Prevention of Cruelty to Animals), założył w 1824 r. mieszkający w Londynie żydowski adwokat Lewis Gomperz, usunięty później z władz towarzystwa z powodu semickich korzeni. Co ciekawe, także w Londynie podjęto próbę wprowadzenia zakazu uboju rytualnego na drodze sądowej w 1855 r. Działo się to wówczas (co trudno uznać za zbieg okoliczności), gdy po raz pierwszy w dziejach Anglii burmistrzem stolicy został Żyd – sir David Salomons.
Również Niemcy zaczęli zwracać uwagę na szechitę w momencie nasilenia się nastrojów antysemickich. Najpierw w 1886 r. ukazało się drukiem dzieło Friedricha Nietzschego Tako rzecze Zaratustra, które stało się dla nazistów lekturą obowiązkową. Wkrótce siostra pisarza Elżbieta wraz z mężem Bernhardem Foersterem zorganizowali zbieranie podpisów pod petycją domagającą się objęcia kontrolą władz Żydów na terenie Rzeszy. Choć dokument podpisało 200 tys. osób, kanclerz Otto von Bismarck po prostu wyrzucił go do kosza. Kilka miesięcy później zwolennicy obrony praw zwierząt skierowali do posłów zasiadających w Reichstagu memoriał, w którym domagali się delegalizacji szechity. To sprowokowało protesty gmin żydowskich, postrzegających taki postulat jako kolejną falę antysemickiej nagonki. Na szczęście dla osób wyznania mojżeszowego główni ideolodzy nowoczesnego antysemityzmu byli również wściekle antychrześcijańscy i antykatoliccy. W obronie Żydów stanęła więc murem największa w parlamencie skupiająca katolików Partia Centrum. Jej lider Ludwig Windthorst oświadczył z mównicy: Skoro mowa o przepisach religijnych, uświęconych od setek lat i tysięcy lat przez obywateli, spełniających rzetelnie ciążące na nich obowiązki i korzystających z przysługujących im praw – nie mogę pozwolić, aby władze do tych spraw się mieszały. Po czym na jego wniosek Reichstag petycję odrzucił.
Gdy miłość do zwierząt bywała antysemicka
Debata o uboju rytualnym, ukrócona w Niemczech przez władze centralne, wkrótce rozpaliła emocje w Szwajcarii. Dwa niemieckojęzyczne kantony Aarau i St. Gallen chciały wprowadzić całkowity zakaz zabijania zwierząt rzeźnych bez uprzedniego ogłuszenia, motywując to zapobieganiem nadzwyczajnym okrucieństwom. Po długich dyskusjach komisji eksperckich na taką decyzję zdobył się w 1887 r. kanton Aarau. Wówczas miejscowa gmina żydowska wysłała list otwarty do szwajcarskiej Rady Związkowej (pełni ona funkcję kolegialnej głowy państwa) z prośbą o obronę praw do swobody prowadzenia praktyk religijnych. Władze federalnego państwa podeszły do problemu w sposób bardzo rzeczowy. Nakazały służbom dyplomatycznym zebranie informacji, w jaki sposób przeprowadzany jest ubój bydła w innych krajach. Szybko się okazało, że nigdzie indziej nie myśli się nawet o zakazie szechity, zaś szwajcarski poseł z USA zadepeszował, iż: W ostatnich czasach przepisy prawa mojżeszowego o uboju znalazły rozległe zastosowanie również w rzeźniach chrześcijańskich, gdyż ten system uboju jest najszybszy i pozostaje w pełnej harmonii z zadaniami towarzystw opieki nad zwierzętami, zmierzających do ochrony zwierząt przed okrucieństwem. Podobnie brzmiały opinie powołanych na ekspertów weterynarzy. Rada Związkowa w 1890 r. uznała więc decyzję Aarau za niezgodną z konstytucją. Jednak dwa lata później w Szwajcarii weszła w życie ustawa gwarantująca obywatelom prawo do organizowania referendów, jeśli pod jakąś inicjatywą ustawodawczą podpisze się 50 tys. wyborców. Towarzystwa opieki nad zwierzętami natychmiast zorganizowały akcję przygotowującą referendum odnośnie do wprowadzenia przymusu ogłuszania zwierząt przed zabiciem. Nim je przeprowadzono, w prasie szwajcarskiej, głównie tej niemieckojęzycznej, nastąpił wysyp antysemickich artykułów, niemający precedensu. Żydów oskarżano o wrodzone okrucieństwo wobec zwierząt, a ubój rytualny połączono z wymyśloną jakoby przez lekarzy wyznania mojżeszowego wiwisekcją – czyli operacjami chirurgicznymi przeprowadzanymi na żywych stworzeniach w celach badawczych. Atakowano też bezpośrednio judaizm, przedstawiając tę religię jako zbiór zabobonów, propagującą – zdaniem czasopisma "Berner Volkszeitung" (wydanie z 12 sierpnia 1893 r.) – praktyki przeciwne zdrowemu rozsądkowi i z całkiem innej epoki. Ostatecznie 20 sierpnia 1893 r. mieszkańcy Szwajcarii przegłosowali zakaz uboju zwierząt bez ogłuszenia, co musiała zaakceptować Rada Związkowa. Zmianę prawa poparło aż 90 proc. niemieckojęzycznych mieszkańców kantonu Aarau. Dla porównaniu we włoskojęzycznym i w przeważającej mierze katolickim Ticino było to jedynie 12 proc. Ustawa szwajcarska w sprawie uboju rytualnego ma jedynie na celu gnębienie Żydów. Zakaz ten nie ma nic wspólnego z właściwymi zadaniami towarzystw opieki nad zwierzętami, a stanowi tylko ochronę przeciwko Żydom, którzy przybyli do Szwajcarii w wielkiej liczbie – tak dość otwarcie skomentował wynik referendum założyciel Antysemickiej Ligi Francji i wydawca pisma „La Libre Parole” Edward Drumont.
Wprawdzie nie można zakładać, że większość uczestników szwajcarskiego referendum kierowała się antysemickimi uprzedzeniami, jednak to, co się wokół niego działo, stało się trzydzieści lat później inspiracją dla Adolfa Hitlera. Empatyczne podejście wodza III Rzeszy do zwierząt było niewątpliwie szczere. Ich krzywdzenie już w młodości budziło w nim odrazę, a po raz pierwszy z jego polecenia NSDAP upomniała się o poszanowanie praw wszystkich żywych stworzeń na forum Reichstagu w 1927 r. Trzy lata później Hitler całkowicie zrezygnował z jedzenia mięsa, a przy obiedzie swoim gościom często pokazywał zdjęcia z ubojni, żeby przekonać ich do wegetarianizmu. Natychmiast po objęciu urzędu kanclerza nakazał przygotowanie ustawy o zakazie uboju zwierząt stałocieplnych bez ogłuszenia. Podpisał ją dzień po swoich urodzinach, 21 kwietnia 1933 r., po czym polecił przygotowanie ogólnego zbioru praw zwierząt znanego pod nazwą Reichstierschutzgesetz (Prawo Rzeszy o ochronie zwierząt). W preambule tego aktu prawnego obiecano, iż ma on chronić żywe stworzenia przed żydowskim okrucieństwem, i dodawano, że przeważająca większość Niemców od dawna potępiła zabijanie bez ogłuszenia, praktykę, która jest powszechnie rozpowszechniona wśród Żydów.
Przy okazji zdelegalizowania uboju rytualnego nazistowska propaganda zrobiła wszystko, aby udowodnić, że nic nie sprawia takiej przyjemności Żydom, jak znęcanie się nad zwierzętami. Podobnie jak niegdyś w Szwajcarii, ogłoszono na łamach prasy, iż to żydowscy naukowcy wymyślili wiwisekcję, aby tak torturować niewinne stworzenia. Zaszokowany tymi ustaleniami ówczesny minister spraw wewnętrznych landu Prus Hermann Goering w sierpniu 1933 r. wygłosił specjalne przemówienie radiowe, w którym zagroził ludziom krzywdzącym zwierzęta natychmiastowym umieszczeniem w obozie koncentracyjnym. Notabene po raz pierwszy wówczas przyznano publicznie, że takowe istnieją.
Tworzenia prawa w polskim stylu
Wykorzystanie przez nazistów szczytnej idei ochrony praw zwierząt do pognębienia Żydów, by tak zatruć im życie, aż zechcą wyemigrować z Niemiec (wówczas jeszcze nie planowano wymordowania całej społeczności), stało się zaraźliwym przykładem. Przy czym w Polsce sięgnięto po zbliżone rozwiązanie prawne nie w wyniku zaplanowanych działań, lecz serii kompromitujących elity polityczne zbiegów okoliczności. Zdelegalizowanie szechity jeszcze w latach 20. postulowało zorganizowane przez Dmowskiego stowarzyszenie przedsiębiorców "Rozwój". Polscy rzeźnicy przegrywali bowiem w wielkich miastach konkurencję z rzezakami. Wszystko przez to, że w powszechnej opinii konsumentów koszerne mięso było zdrowsze i smaczniejsze. W końcu rzeźnicy z "Rozwoju" skapitulowali i sami zaczęli ubiegać się o certyfikaty od rabinów, zabijając bydło wedle żydowskich reguł, byle tylko nie stracić klientów. Z kolei ubój rytualny stał się jednym z podstawowych źródeł dochodów gmin żydowskich, czerpiących zyski z własnych rzeźni oraz pobierania opłaty za nadzorowanie przestrzegania zasad koszerności.
Proceder trwałby w najlepsze, gdyby nie to, że warszawiakom chciał się przypodobać świeżo mianowany przez rząd prezydent komisaryczny Stefan Starzyński. Przychylność mieszkańców stolicy chciał zdobyć dzięki obniżeniu cen mięsa. Zażądał więc od rzezaków i gminy żydowskiej radykalnej redukcji opłat pobieranych za usługi. Ale Izraelici solidarnie odmówili. Rozzłoszczony prezydent w styczniu 1935 r. zwołał konferencję prasową w koszernej rzeźni, aby dziennikarze naocznie się przekonali, jak Żydzi dręczą niewinne istoty. Oglądanie po raz pierwszy z bliska podrzynania gardła żywemu stworzeniu nie należy z pewnością do najprzyjemniejszych doświadczeń, nic więc dziwnego, że w prasie zaroiło się od wstrząsających opisów. W podsycaniu oburzenia rej wiódł znany działacz społeczny ksiądz Stanisław Trzeciak, który od lat toczył boje z Izraelitami. Wedle jego wyliczeń (okazały się one potem czterokrotnie zawyżone) ubój rytualny przynosił gminom żydowskim 50 proc. dochodów i jego delegalizacja zachwiałaby ekonomicznymi fundamentami tych organizacji. Ale ksiądz Trzeciak nie potrafił przekonać do swoich planów rządu. Odpowiedzialny za Ministerstwo Rolnictwa Juliusz Poniatowski uważał, że takie restrykcje spowodują załamanie konsumpcji mięsa w kraju, gdy nadal trwał kryzys ekonomiczny. A to mogło oznaczać ruinę dla producentów.
Wezwania do wprowadzenia zakazu uboju rytualnego zapewne zakończyłyby się niczym, gdyby nie posłanka Janina Prystorowa. Ku zaskoczeniu kolegów z rządzącego BBWR zgłosiła ona w lutym 1936 r. projekt ustawy zabraniającej ze względów humanitarnych uśmiercania zwierząt bez uprzedniego ich ogłuszenia. Skonfudowany rząd przez cały dzień zastanawiał się, co zrobić. Prystorowa była żoną byłego premiera Aleksandra Prystora, wówczas marszałka Senatu, a do tego najlepszą przyjaciółką Aleksandry Piłsudskiej, wdowy po twórcy niepodległej Polski. Nikt więc nie ośmielił się jej bezpośrednio zaatakować. Podejrzewano też, że realizuje zakulisowy plan męża, bo projekt ustawy nakazywał dzielenie tusz zwierzęcych po uboju wzdłuż, co czyniło mięso niekoszernym. Wiele więc wskazywało na to, że posłance bardziej chodziło nie o prawa zwierząt, lecz o pognębienie Żydów. Premier Marian Zyndram-Kościałkowski postanowił ostatecznie, że niewygodny dla rządu akt prawny zmodyfikuje się po cichu w sejmowej komisji administracyjno-samorządowej. Jednak nagle przytłaczająca większość posłów zapałała miłością do zwierząt i ustawa w błyskawicznym tempie przeszła całą drogę legislacyjną. Na nic zdały się gwałtowne protesty wszystkich organizacji żydowskich, poparte przez kilkanaście rządów europejskich. Premier Kościałkowski uzyskał tylko tyle, że przyjęto poprawkę dającą władzom możliwość wydawania rzeźniom specjalnych koncesji na ubój rytualny. Z tej furtki natychmiast skorzystało Ministerstwo Rolnictwa, masowo rozdzielając koncesje rzezakom. To mocno zirytowało posłów, sporą część obozu rządowego oraz prawicowych radykałów. Pod koniec lat 30. antysemityzm stawał się modnym hasłem politycznym, przynoszącym w odczuciu polityków szerokie poparcie społeczne i mało kto miał odwagę się temu prądowi przeciwstawić. Dlatego na początku 1938 r. Sejm uchwalił nową ustawę, całkowicie delegalizującą szechitę.
Piekło a dobre chęci
Do wybuchu II wojny światowej jedynie w Norwegii zakaz uboju rytualnego wprowadzano w 1929 r. bez atmosfery antysemickiej nagonki. Nie powinno więc dziwić, że takie poczynania mogły się kojarzyć Żydom z zapowiedzią prześladowań. Tę regułę potwierdzała delegalizacja szechity przeprowadzona przez Szwecję w 1937 r. na fali reform prawnych wzorowanych na ustawodawstwie III Rzeszy (w tym czasie ustanowiono np. przymusową sterylizację osób uznanych za społecznie nieprzydatne).
Taka spuścizna historyczna powodowała, że przez wiele dziesięcioleci kraje europejskie bardzo starannie unikały zajmowania się zagadnieniem koszerności mięsa. Dopiero coraz większe wpływy organizacji ekologicznych zmieniły sytuację. Jednak nadal żadne z dużych państw zachodnioeuropejskich, mimo że stowarzyszenia obrony praw zwierząt są tam nieporównywalnie bardziej wpływowe niż w Polsce, nie zdecydowało się na całkowity zakaz uboju rytualnego. Obawa przed wzbudzaniem konfliktów z mniejszościami żydowską i muzułmańską powoduje, że politycy z głównych partii starannie dbają, by nie podejmować tego tematu. O krok od radykalnej decyzji była jedynie Holandia, jednak zwołana 12 kwietnia 2011 r. w Schiphol (okolice Amsterdamu) konferencja prasowa rabinów z kilku państw skutecznie zniechęciła parlamentarzystów do uchwalenia nakazu aplikowania wszystkim zwierzętom przez zabiciem, bez oglądania się na względy religijne, środków znieczulających. Nadal więc w bardzo postępowej Holandii rocznie ok. 2 mln krów ginie tak, żeby ich mięso kwalifikowało się jako koszerne.
W tej sytuacji nadgorliwość polskich parlamentarzystów, którzy licznie zaczęli okazywać współczucie braciom mniejszym, przywodzi sporo skojarzeń z zachowaniem ich przedwojennych poprzedników. Nawet jeśli są pełni szczytnych intencji, zdradzają się z ignorancją w bardzo delikatnej materii.