Prawo i Sprawiedliwość chce ustawowego uregulowania zasad, które reguluje kodeks dobrych praktyk Rady Europejskiej. Chodzi o usankcjonowanie neutralności władz w czasie kampanii referendalnej. PiS zarzuca PO nadmierne zaangażowanie - mówił w radiowej Trójce Mariusz Błaszczak, szef klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości. Twierdzi, że otrzymali wiele zgłoszeń od urzędników Ratusza, że przełożeni sugerowali im, by nie szli na referendum.
Andrzej Rozenek z Twojego Ruchu przyznaje, że PiS prawidłowo zdiagnozował niektóre naruszenia podczas kampanii referendalnej. Dodał jednak, że to nie one miały decydujący wpływ na niską frekwencję, a upolitycznienie referendum. Z badań Twojego Ruchu, wynika, że PiS odstraszył tych, którzy chcieli iść na referendum, a nie są wyborcami tej partii. Jego zdaniem, odstraszająco zadziałała między innymi symbolika kampanii nawiązująca z początku do powstańczej godziny "W", a w ostatnim dniu kampanii - oskarżenia o wprowadzanie opłat za mosty, które okazały się pomysłem poprzedników Hanny Gronkiewicz-Waltz.
Szef Solidarnej Polski Zbigniew Ziobro taktykę PiS po referendum określił krótko - tonący chwyta się brzytwy. Zdaniem eurodeputowanego, Prawo i Sprawiedliwość za bardzo skupiło się na symbolice nawiązującej do historii, a za mało na błędach prezydent Warszawy. Jego zdaniem, PiS powinno było pokazać w kampanii na przykład zalanie trasy AK podczas tegorocznego oberwania chmury w stolicy.
Jarosław Kalinowski dziwi się, że PiS powołuje się na Radę Europy, którą wielokrotnie kwestionował. Eurodeputowany PSL uważa, że kwestii kultury i praktyki politycznej nie trzeba regulować prawnie.
Platforma Obywatelska, której wiceprzewodniczącą jest Hanna Gronkiewicz-Waltz, nie ma zastrzeżeń do kampanii. Szef klubu PO Rafał Grupiński uważa, że nawet jeśli na ulicach nie było wystarczającej liczby obwieszczeń o referendum, to obywatele i tak wiedzieli, że ono się odbywa. Jego zdaniem, żadne inne nie było tak nagłośnione w mediach, a warszawiacy i tak wiedzieli, że mogą głosować w tych lokalach, w których oddają głos w innych wyborach.
Wojciech Olejniczak proponuje zmiany w przepisach o referendum. Zdaniem eurodeputowanego, trzeba zablokować możliwość przeprowadzenia tego plebiscytu, jeśli do końca kadencji samorządu zostało półtora roku lub mniej. Europoseł Olejniczak chce też, by samorządowcy mogli rządzić przez maksymalnie dwie kadencje.
Naciski przed referendum odczuł Henryk Wujec z Kancelarii Prezydenta - mieszkaniec warszawskiego Ursynowa. Dodał jednak, że nie pochodziły one ze strony władz stolicy, a z inicjatywy burmistrza jego dzielnicy. Mimo tego frekwencja na Ursynowie była jedną z najniższych w Warszawie.
Do referendum poszedł co czwarty warszawiak uprawniony do głosowania. Aby wyło ważne, potrzebny był udział niespełna 30 procent. Za odwołaniem Hanny Gronkiewicz-Waltz opowiedziało się około 95 procent uczestników referendum.
Komentarze(4)
Pokaż:
Poza tym wzrost podatków, wyższe ceny gazu, prądu i chleba, likwidacja polskiego przemysłu stoczniowego, zapaść służby zdrowia, rosnący w gigantycznym tempie dług publiczny, kryzys w armii, kompromitacja państwa po katastrofie smoleńskiej.
Do tego jeszcze totalna kompromitacja, jeżeli chodzi o przygotowania do Euro 2012 (nie było autostrad). A "zaprzyjaźnione" (określenie Andrzeja Wajdy) liberofaszystowskie media od czterech lat zamiast zajmować się rozliczaniem rządu, zajmują się nagonką na PIS.
Mówili, że obniżą podatki - podwyższyli. Mówili, że wybudują autostrady - najpierw zredukowali plany, a teraz i te ochłapy stoją pod znakiem zapytania.
Zakupili na kilkadziesiąt lat dla nas wszystkich najdroższy gaz w Europie, uzależniając energetycznie nasz kraj całkowicie od Rosji.
Zadłużają nas w tempie, którego Gierek mógłby im pogratulować. Dług publiczny sięga już 900 mld! Obsługa długu Skarbu Państwa i płatności od odsetek z obligacji państwowych oznaczają wydatek rocznie około 40 mld złotych.
Bezrobocie, fatalny stan służby zdrowia, afery, których wyjaśnienie tłumione jest w zarodku. "Język miłości" jest językiem nienawiści niespotykanym dotąd w Polsce.
Do tego dochodzi bardzo poważne pytanie o zdradę stanu w kontekście katastrofy smoleńskiej.
W Polsce wprowadza się po cichu rosyjski wariant demokracji. Pozornie -- wybory są, ale ugrupowania opozycyjne są bez szans na zdobycie władzy.
Media i biznes wspierają tylko jedną partię realnie sprawującą władzę. Zupełnie jak na Białorusi, media nie walczą z rządem, nie patrzą mu na ręce, tylko zwalczają opozycję. Potrafią nawet wykreować nową opozycję, bardziej przyjazną dla władzy.
W cywilizowanym kraju media zajmują się polityką rządu, rządzącymi i ich działaniami. W reżimach – opozycją.
Polskojęzyczne media nie zajmują się rynkiem pracy , bezpieczeństwem energetycznym , obronnością kraju , tragedią rządowego samolotu z Prezydentem na pokładzie. Media zajmują się J. Kaczyńskim i PIS-em, przy okazji wybielając SLD jako prawdopodobnego nowego koalicjanta PO.