- Większość czasu spędzam w Polsce. I jak można sądzić po tym, co staram się tutaj robić (...), a także po uczestnictwie w demonstracjach KOD, uważam, że w ciągu tego trochę więcej niż roku dokonała się największa destrukcja ustrojowa Polski, jaka w ogóle się zdarzyła po 89 r. I zaczynamy za to płacić cenę i przy kontynuacji tego niebezpiecznego trendu będzie ona coraz wyższa - mówił prof. Leszek Balcerowicz na antenie Radia ZET.
Ekonomista poparł też tezę konstytucjonalisty, Wojciecha Sadurskiego, który przekonuje, że dokonał się pucz konstytucyjny zakończony paraliżem niezwykle ważnej, konstytucyjnej instytucji, czyli Trybunału Konstytucyjnego. Kolejnym precedensem było - zdaniem Balcerowicza - wykluczenie posła PO z obrad i przeprowadzenie głosowań w Sali Kolumnowej. Ekonomista wyjaśnił, że na razie "destrukcja" nie "sięga bardzo głęboko" w struktury gospodarki, choć naruszyła już pozycję Polski na świecie.
Prof. Balcerowicz nie wierzy również, że to działania instytucji unijnych zmuszą PiS do ustępstw. - Na pewno nie należy czekać na to, że inni zrobią za nas obywatelską robotę - powiedział.
- Uważam, że jedyna właściwa odpowiedź to rosnący, zorganizowany, pokojowy protest społeczeństwa obywatelskiego w obronie Polski demokratycznej i w obronie Polski praworządnej - tłumaczył Leszek Balcerowicz.
Były wicepremier wyjaśniał, że zorganizowany opór może być jedyną skuteczną metodą stawiania zapór elicie władzy, która jak widać wyraźnie, nie ma żadnych wewnętrznych zahamowań moralnych, ani lojalności wobec własnej ojczyzny. Leszek Balcerowicz przyznał również, że w przynajmniej jednej sprawie spodziewałby się bardziej stanowczej postawy społeczeństwa. - Zapowiedziana destrukcja naszych osiągnięć w oświacie powinna się spotykać z daleko potężniejszą reakcją ze strony nauczycieli i rodziców, którzy nie chcą, żeby ich dzieci padły ofiarą partyjnych kalkulacji, które miałyby doprowadzić prawdopodobnie do opanowania szkół - tłumaczył.
Balcerowicz skomentował też obecną sytuację gospodarczą Polski. Jego zdaniem, wzrost gospodarczy, który teraz obserwujemy, to wciąż efekt poprzednich rządów. - Ale mamy jednocześnie bardzo wyraźną tendencję spadkową, bodajże najgłębszą w całej Unii Europejskiej. Prognozy na początku roku mówiły o grubo ponad 3 proc., w tej chwili będziemy mieli najprawdopodobniej grubo niżej 3 proc. I to jest z całą pewnością rezultat chaosu politycznego, uderzenia w konstytucję w Polsce i bałaganu - mówił.
- Najbardziej wrażliwym wskaźnikiem jest spadek inwestycji. W części publicznej - bo jest chaos, czystki, a w części prywatnej - bo przecież prywatny kapitał reaguje na rosnące ryzyko - dodał. Wieszczył również, że w razie, gdy taka sytuacja będzie trwać, polski kapitał może zacząć odpływać z inwestycjami za granicę.
Balcerowicz wyjaśnił też, co z jego punktu widzenia faktycznie oznacza dla Polaków spadek tempa wzrostu PKB. - To są co najmniej setki, jeśli nie tysiące ludzi dodatkowo emigrujących z Polski. Dokąd? Do Niemiec, bo do Wielkiej Brytanii już nie mogą. Migracja zależy od luki między biedniejszym a bogatszym. To są rosnące napięcia w budżecie, to jest mniej pieniędzy w kieszeniach, bo akurat PKB mierzy, wbrew temu, co bredzi Morawiecki, mierzy to, ile ludzie mają pieniędzy w kieszeniach. I wreszcie to jest dodatkowy upadek prestiżu Polski, który w znacznej mierze zależy od sukcesu gospodarczego kraju - podsumował.
Leszek Balcerowicz ostro skrytykował też głośne słowa Jarosława Kaczyńskiego, który stwierdził: zabieramy pieniądze, które elity rozgrabiły i podzieliły między siebie. To w długiej perspektywie się opłaci, nawet jeśli obecna dynamika wzrostu gospodarczego spowolni.
- To jest diagnoza w stylu Lenina: trzeba zabrać złym. (...) Nawiasem mówiąc, Kaczyński to jest elita. Przecież on od 1989 r. jest w elicie władzy. On albo nie wie, co mówi, albo wie, co mówi, i nie dba o konsekwencje - oburzył się ekonomista.