Na Węgrzech weszła w życie krytykowana przez ONZ i organizacje obrony praw człowieka ustawa, zgodnie z którą osoby ubiegające się o azyl będą musiały w razie stanu kryzysowego czekać na rozpatrzenie wniosku w strefach tranzytowych na granicy.

Reklama

Na Węgrzech dzisiaj wchodzą w życie nowe regulacje, one przede wszystkim służą zapewnieniu bezpieczeństwa obywatelom Unii i nie tylko. Bronimy Węgier, bronimy też tych krajów, które są za nami, możemy powiedzieć, że teraz Austriacy i Niemcy mogą spać spokojnie - powiedział Orban na wspólnej konferencji prasowej z premierami państw Grupy Wyszehradzkiej. Jak dodał, nowe regulacje, służą "bezpieczeństwu Europy".

Premier Węgier podkreślił, że nowe przepisy uniemożliwiają "nielegalne wchodzenie do Europy".

Ocenił też, że niektórzy w Unii starają się oskarżać Węgry o brak solidarności. - Węgry wydały bardzo duże kwoty na ochronę granic - podkreślił. - Za bezpieczeństwo austriackich i niemieckich obywateli płacą podatnicy węgierscy - dodał Orban.

Zgodnie z nowymi przepisami podczas obowiązywania stanu kryzysowego spowodowanego napływem migrantów wnioski o azyl będzie można składać co do zasady tylko osobiście, w strefie tranzytowej na granicy, i tam też wnioskodawcy będą musieli przebywać do czasu zapadnięcia prawomocnej decyzji w ich sprawie. W tym czasie strefę tranzytową będzie im wolno opuścić tylko wyjeżdżając z Węgier - w przypadku obecnie istniejących dwóch stref tranzytowych: do Serbii.

Dotyczy to także pozostających bez opieki młodych ludzi w wieku 14-18 lat. Małe dzieci przybywające bez osoby towarzyszącej nadal będą miały zapewnione miejsce w instytucjach opieki dziecka.

Poszerzono też możliwość wprowadzania stanu kryzysowego z powodu migracji. Będzie go można ogłosić np. wtedy, gdy na węgierskim odcinku granicy strefy Schengen powstanie w związku z migracją sytuacja bezpośrednio zagrażająca jej ochronie. Ponadto cudzoziemcy przebywający nielegalnie na Węgrzech będą mogli być zatrzymywani nie tylko w pasie 8 km od granicy - jak obecnie - ale na całym terytorium kraju. W takim przypadku będą doprowadzani na granicę.

Reklama
PAP / Rafał Guz