O tym, iż Ryszard Schnepf pobierał - jako ambasador RP w Hiszpanii i w USA - dodatek na pokrycie kosztów utrzymania rodziny pomimo, że jego żona była w tym czasie zatrudniona w TVP, poinformował we wtorek "Super Express". Według gazety b. ambasador pobrał łącznie ok. 448 tys. zł nienależnego dodatku.
Schnepf w oświadczeniu dla "Super Expressu" napisał, że nie przypomina sobie, by kiedykolwiek pisał oświadczenie, iż jego małżonka jest osobą niepracującą. Zaznaczył również, że "fakt, iż pracowała w TVP był w MSZ i nie tylko, wiedzą powszechną".
MSZ tłumaczy i atakuje
Odnosząc się do sprawy na prośbę PAP służby prasowe MSZ poinformowały, iż Schnepfowi wypłacano dodatek na pokrycie zwiększonych kosztów utrzymania rodziny "na podstawie pisemnego oświadczenia złożonego przez ambasadora".
Według informacji przekazanych przez resort Schnepf jako ambasador RP w Waszyngtonie pobierał dodatek na pokrycie zwiększonych kosztów utrzymania rodziny w okresie od 27 marca 2013 r. do 31 lipca 2016 r. w łącznej wysokości 50 468,30 USD. Z kolei podczas pobytu na placówce w Madrycie Schnepf pobierał ww. dodatek w okresie od 2 grudnia 2008 r. do 20 września 2012 r. w łącznej wysokości około 62 151,98 EUR - podkreślono.
MSZ podało, że "kwestie funkcjonowania placówek, którymi kierował Ryszard Schnepf były i pozostają przedmiotem wnikliwych badań i kontroli". Jak podkreślono, funkcjonowanie polskiej ambasady w Waszyngtonie ze szczególnym uwzględnieniem gospodarki finansowej i inwestycyjnej było m.in. przedmiotem kontroli NIK z 2013 r., która "objęła również częściowo okres, kiedy kierownikiem placówki był R. Schnepf".
Resort zapowiedział, że "skontroluje formalno-prawną ścieżkę przyznania dodatku panu Ryszardowi Schnepfowi" i - w zależności od wyników kontroli - "podejmie stosowne kroki i działania prawne". Zadeklarowano też, że jeśli kontrola wykaże nieprawidłowości, MSZ podejmie "starania mające na celu uściślić te kwestie w ustawie o służbie zagranicznej, której nowelizacja rozpatrywana jest aktualnie przez Sejm RP".
Resort dyplomacji zwrócił zarazem uwagę, że zgodnie z rozporządzeniem Prezesa Rady Ministrów z dnia 23 grudnia 2002 r. regulującym kwestie dodatku zagranicznego i świadczeń przysługujących członkom służby zagranicznej wykonującym obowiązki służbowe w placówce zagranicznej, dodatek na pokrycie zwiększonych kosztów utrzymania rodziny - "w wysokości 22 proc. otrzymywanego przez niego dodatku zagranicznego" - przysługuje tym ambasadorom, których małżonkowie przebywają wraz z nimi w placówce zagranicznej i nie są zatrudnieni.
"Super Express" przypomniał we wtorek, że kiedy Schnepf pełnił funkcję ambasadora, jego żona była zatrudniona w TVP (w okresie od października 2004 do końca czerwca 2016).
Gazeta podała również, że kierownictwo MSZ prawdopodobnie skieruje sprawę do sądu. - Z zadowoleniem przyjmuję informację, iż MSZ występuje w tej sprawie do sądu. Rozumiem, że Ministerstwo zarzuty kieruje wobec samego siebie, gdyż - jak wcześniej wspomniałem – to MSZ jest odpowiedzialne za wyliczanie pensji ambasadora – skomentował te doniesienia Schnepf.
Były ambasador kontratakuje
Do sprawy odniósł się też sam zainteresowany we wpisie na FB zatytułowanym "Intryga, oszczerstwo i zemsta".
Punkuje w nim m.in. że:
- Kierownik placówki nie ma żadnego wpływu na wypłacane mu wynagrodzenie, nie może sam sobie, a nawet pozostałym zatrudnionym pracownikom wypłacać dodatków, rekompensat i innych świadczeń finansowych. Kwestia ta znajduje się w całkowitej kompetencji Biura Spraw Osobowych (kadry) oraz Administracji i Finansów MSZ;
- Dodatek "na niepracującą żonę" nie istnieje. Zgodnie z Ustawą z 27.07.2001 r. o służbie zagranicznej (Art. 29, ust.5) kierownikowi placówki, a więc ambasadorowi i konsulowi generalnemu przysługuje dodatek na pokrycie zwiększonych kosztów utrzymania rodziny, który w praktyce jest formą rekompensaty za czas i pracę współmałżonka podczas organizowanych przez placówkę służbowych poczęstunków, uroczystości i innych wydarzeń protokolarnych;
- W styczniu 2010 Biuro Spraw Osobowych oraz Biuro Prawne MSZ poddało analizie i potwierdziło legalność wykonywania pracy w kraju przez współmałżonków kierowników placówek i jednoczesnego pobierania przez nich dodatku na pokrycie zwiększonych kosztów utrzymania. Dotyczyło to wszystkich przypadków, także w innych placówkach;
- Powiadomienie MSZ o przyjeździe do kraju urzędowania jest rutynową sprawą, zwłaszcza ważną, jeżeli pozostali członkowie rodziny dojeżdżają później, jak to miało miejsce w przypadku Waszyngtonu. "Zameldowanie" przybycia jest momentem uruchomienia różnego rodzaju płatności, np. dodatku adaptacyjnego, ale też opłat za korzystanie z mieszkania służbowego, wody, energii. Powiadomienie o przejeździe współmałżonka ambasadora lub konsula generalnego oznacza też początek wypłacania dodatku na zwiększone koszty utrzymania, chyba że osoba ta jest zatrudniona w placówce. W resortowym języku o kimś takim mówi się "niepracujący współmałżonek". A zresztą, czy pracę Doroty w TVP można by w ogóle ukryć?
Na tym jednak nie kończy. Przyznaje, że po jego wyjeździe z placówki przeprowadzono w niej kontrolę - grzebano w mailach i przesłuchiwano byłych współpracowników. Od powrotu do kraju w końcu lipca 2016 r. próbowano zbierać na nas haki, "sugerowano" milczenie" - pisze też.
I ujawnia prywatne e-maile i sms-y wymieniane z kierownictwem MSZ. "No więc żona w Gazecie Wyborczej? Jestem krytykowany, że nie odwołałem Cię natychmiast. Mam tego żałować?", pisze m.in. Witold Waszczykowski. A potem także: "Oglądałem Horyzont. Po tych Twoich wypowiedziach głęboko żałuję, że nie wywaliłem Cię z ambasady rok temu razem z Arabskim. To jeden z wielkich błędów mojej polityki w MSZ" i "Ricardo, opanuj się!"
Kiedy w kwietniu 2016 r. zalała nas fala hejtu, kierownictwo MSZ nabrało wody w usta, nie krytykowało autorów obelżywych wpisów, ale dyscyplinowało mnie. Teraz już, za pośrednictwem usłużnych mediów, inspiruje kolejną, brutalną napaść, posługując się przy tym kłamstwem, a przede wszystkim udowadniając swoją niekompetencję, skoro nie ma wiedzy o podstawowej ustawie regulującej działalność służby zagranicznej. Polityczny kontekst jest oczywisty. Zaszczuć, zgnębić, dokopać, aby wreszcie zamilkł. A przecież chodzi tu o wyrażaną publicznie krytykę obecnej polityki zagranicznej, którą mają prawo oceniać wszyscy. Jest też akcent osobisty. Wściekłość i bezradność wobec ujawnienia osób, które nachalnie naciskały na mianowanie nieszczęsnej pani z Ohio. Jest też złość za krytyczny wobec władzy wywiad żony z profesorem Brzezińskim i ujawnienie, że nie chciał on spotkać się z ministrem Waszczykowskim. Zgoda, za to można kogoś nie lubić. Można też ignorować. Ale wykorzystywać autorytet i aparat Ministerstwa Spraw Zagranicznych do załatwiania osobistych porachunków? Jak szczotkę do zamiatania własnych brudów? Wstyd i hańba, Panowie! Czas bić na larum.