Warszawska Platforma dmucha na zimne, odkąd stołeczny ratusz znalazł się w ogniu krytyki w związku z aferą reprywatyzacyjną. Chodzi o to, by nie dostarczać PiS oraz wyborcom kolejnych argumentów, które mogą przyczynić się do odsunięcia PO od władzy w stolicy.
Teraz jedną z kluczowych kwestii, z którą partia musi się zmierzyć, jest projekt planu miejscowego dla Śródmieścia, o którym od dłuższego czasu informujemy na łamach DGP. Radni PO odbędą dziś zamkniętą naradę, podczas której kwestia dalszych losów planu – a więc i transparentności inwestycji – będzie jednym z głównych tematów.
Chcą ustalić taktykę na posiedzenie Rady m.st. Warszawy (PO ma w niej większość) i rozważyć polityczne koszty decyzji o ewentualnym przyjęciu planu lub odrzuceniu go. Przed takim wyborem rada być może stanie już w listopadzie. Michał Czaykowski (PO), przewodniczący komisji ładu przestrzennego rady Warszawy potwierdza, że radni spotkają się dziś, by przygotować się do nadchodzącej sesji rady, ale będą też rozmawiać o planie. – Chcę uczulić radnych, że kwestia jego uchwalenia może budzić sporo emocji – mówi Czaykowski.
Reklama
Plan określa powstanie w ścisłym centrum miasta, także na zablokowanych dzisiaj gruntach miejskich (np. działka po LO im. Hoffmanowej; miasto nie może znaleźć kupca, bo nie ma planu), inwestycji o wartości 4–5 mld zł. Chodzi o budowę nowego wysokościowca PKO BP u zbiegu ul. Marszałkowskiej i Nowogrodzkiej, dwóch wież biurowych na działce miejskiej, 170-metrowego budynku Roma Tower na terenach archidiecezji warszawskiej oraz przebudowy starych, podniszczonych wieżowców: Intraco 2, Marriotta i Orange.
Przeciw planowi protestują m.in. aktywiści ze stowarzyszenia Miasto Jest Nasze (MJN). – To jeden z nielicznych zachowanych fragmentów przedwojennego miasta ze zwartą niską zabudową – przekonuje MJN. W kwestii planu dochodziło już do ostrych dyskusji na radach dzielnicy Śródmieście, w tej atmosferze trwają nad nim prace już siódmy rok.
Z naszych ustaleń wynika, że zdania w PO co do decyzji o przyjęciu planu są podzielone. Część działaczy chce go wreszcie uchwalić, by nowe kluczowe inwestycje w centrum ruszyły oraz by spróbować zrzucić z PO brzemię win reprywatyzacyjnych. – Merytorycznie plan się broni. Uchwalając go, zerwiemy z zarzutem imposybilizmu, o który oskarża nas PiS – mówi jeden z działaczy PO. Ale część radnych obawia się zarzutu o zbytnie sprzyjanie inwestorom i politycznych konsekwencji przyjęcia dokumentu. Zastanawiają się, czy nie zostać przy wuzetkach, czyli nieprzejrzystych i podlegających niejasnym zmianom warunkach zabudowy, jednej z głównych patologii w gospodarce gruntami w Warszawie.
Same samorządy (konkretnie Związek Miast Polskich) nazywają decyzje o warunkach zabudowy "największym nieszczęściem ostatnich piętnastu lat". – Wuzetki doprowadziły do dzisiejszego chaosu przestrzennego, niekontrolowanego rozlewania się miast i upadku polskiej urbanistyki – przekonuje związek.
Stolica nie daje najlepszego przykładu innym miastom. Najbardziej spektakularne budowle powstają tu właśnie, głównie za czasów PO, na niejawnych warunkach w oparciu o wuzetki, bo planów dla kluczowych części miasta brak. Przykładów jest mnóstwo. Na podstawie decyzji o warunkach powstały takie inwestycje jak Złota 44, wieżowiec Cosmopolitan, budynek Rondo 1 (decyzję wydała gmina Centrum w 1999 r.) czy wieżowiec Warsaw Spire. Planowane są też kolejne duże inwestycje: Varso Tower (ma to być najwyższy budynek w UE), wieżowiec na miejscu dawnego pawilonu Emilia czy budynek Ghelamco na pl. Grzybowskim (postępowanie zawieszone w 2016 r.).
Ratusz twierdzi, że w ogólnym rozrachunku nie wypada najgorzej. Podaje, że od 2016 r. do lipca 2017 r. wydano 2907 decyzji o warunkach zabudowy i ustaleniu lokalizacji inwestycji oraz 5638 decyzji o pozwoleniu na budowę. – Te o warunkach zabudowy stanowią 34 proc. wszystkich wydawanych decyzji administracyjnych z zakresu zagospodarowania przestrzennego i prawa budowlanego – przekonuje Konrad Klimczak ze stołecznego ratusza.