W czwartek w Sejmie odbyło się posiedzenie parlamentarnego zespołu śledczego PO ds. zagrożeń bezpieczeństwa państwa, który ma zająć się szefem MON Antonim Macierewiczem.
Chcemy ocenić i opisać rzeczywistość ostatnich miesięcy i lat. To wszystko, co wiąże się z Antonim Macierewiczem, te wielkie afery, które przynosi jego aktywność ministerialna - mówił przewodniczący PO Grzegorz Schetyna. Zapowiedział, że pierwszy etap pracy zespołu potrwa do końca kadencji Sejmu. Później, badanymi przez niego mają zająć się prokuratura i służby - dodał.
Ten zespół będzie pracował po to, żeby dojść do prawdy - oświadczył Schetyna.
Na swoim pierwszym posiedzeniu zespół badał sprawę b. wiceszefa MON Jacka Kotasa nazywanego m.in. przez parlamentarzystów PO "rosyjskim łącznikiem". Kotas był podsekretarzem stanu w MON od 12 lutego 2007 r. do 26 listopada 2007 r.
O Kotasie zrobiło się głośno we wrześniu 2016 r., gdy ówczesny prezes stowarzyszenia Miasto Jest Nasze Jan Śpiewak zaliczył go do grona osób, które robiły interesy na nieruchomościach i korzystały z dzikiej reprywatyzacji w Warszawie. Śpiewak nazwał go "rosyjskim łącznikiem" sugerując, że właściciele działającej w nieruchomościach spółki Radius, której Kotas był prezesem, mieli powiązania z półświatkiem oraz rosyjskimi biznesmenami z przeszłością w KGB.
W listopadzie 2016 r. portale fakt24.pl oraz wp.pl napisały, że Antoni Macierewicz, jako szef SKW nadał dostęp do tajemnic państwowych "rosyjskiemu łącznikowi", jakim miał być Kotas.
Doniesienia te zdementowała wówczas Służba Kontrwywiadu Wojskowego. W oświadczeniu opublikowanym na stronie internetowej SKW zaznaczono, że Antoni Macierewicz, który sprawował stanowisko Szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego w latach 2006-2007, "nie sygnował poświadczenia bezpieczeństwa wydanego panu Jackowi Kotasowi w lutym 2007 r., a postępowanie sprawdzające zostało przeprowadzone przez SKW na wniosek ówczesnego sekretarza stanu w MON, pana M. Zająkały, i nie dotyczyło dostępu do informacji ściśle tajnych".
SKW podkreśliła też, że Jacek Kotas "w latach 2001-2007, według dokumentów z urzędów i organów skarbowych, ochrony porządku publicznego, a także jego osobistego oświadczenia, nie był zatrudniony, nie był prezesem, ani udziałowcem żadnego podmiotu gospodarczego, w tym spółki Radius".
Tę informację podważyli w czwartek politycy PO. Ich zdaniem, Kotas od 2002 do 2006 r. był prezesem spółki ERA 200, która - jak wskazali - jest "trzonem grupy kapitałowej Radius, jak jeszcze niedawno informowała o niej na swojej stronie internetowej spółka Radius Projekt".
Jak poinformowali, zespół śledczy dotarł do dokumentów źródłowych, które - w ocenie PO - stawiają pod dużym znakiem zapytania rzetelność SKW kierowanej w 2007 r. przez Macierewicza, a także wiarygodność SKW kierowanej obecnie przez Piotra Bączka. Powołują się m.in. na akt notarialny z 2002 r. tworzący spółkę ERA 200, sprawozdanie finansowe spółki z 2002 r., czy sprawozdania z działalności za 2005 i 2006 r.
PO wskazuje też, że Jacek Kotas, by mógł mieć dostęp do tajnych dokumentów, jako wiceszef MON, musiał przejść odpowiednią procedurę, której jednym z elementów jest wypełnienie Ankiety Bezpieczeństwa Osobowego. Wymaga ona ujawnienia szeregu danych o sobie i swojej rodzinie, podania informacji o zatrudnieniu w ostatnich 10 latach oraz udzielonych pożyczkach i kredytach - podkreślili politycy Platformy.
Czy jest możliwe, aby SKW nie zauważyła działalności zawodowej wiceministra Jacka Kotasa? Czy SKW rzetelnie sprawdzała oświadczenie Kotasa? Czy Kotas napisał prawdę w ankiecie o swoim zatrudnieniu? - pytał poseł PO Cezary Tomczyk.
Obecny na posiedzeniu b. szef SKW gen. bryg. rez. Piotr Pytel wskazywał, że Ankieta Bezpieczeństwa Osobowego stanowi materiał wyjściowy do podjęcia przez służbę dalszych sprawdzeń pod kątem zgodności z prawdą danych podanych przez osobę sprawdzaną, ale także - jak mówił Pytel - ma być testem na wiarygodność. Zaznaczył, że intencjonalne zatajenie danych jest przesłanką do nieudzielenia dostępu do informacji niejawnych.
Pytel ocenił również, że wszelkie wątpliwości, w tym brak danych dot. pewnego fragmentu życia interpretuje się na niekorzyść osoby sprawdzanej. Dodał, że SKW miała wszelkie instrumenty do tego, żeby sprawdzić dostarczone przez Kotasa dane, czy też żeby podjąć działania wyjaśniające luki w jego życiorysie.
Zwrócił też uwagę, że postepowanie sprawdzające Kotasa, w świetle przepisów, powinno prowadzić ABW, a nie SKW. To niedopuszczalne - ocenił. "Odpowiadając na pytanie, jak to możliwe, że szef SKW stwierdza, iż pan Jacek Kotas nie był zatrudniony w wymienionych podmiotach, muszę odpowiedzieć na to pytanie: nie wiem" - oświadczył Pytel.
Były szef SKW pytany, w jaki sposób Federacja Rosyjska buduje swoje wpływy w Polsce stwierdził, że rosyjskie służby specjalne wykorzystują do tego płaszczyznę biznesową.
Biznes jest bardzo dogodną płaszczyzną do realizacji celów rosyjskich w Polsce z kilku powodów. Rosjanie traktują tę sferę, jako coś co w przypadku nawiązania kontaktu i związania finansowego obywatela Polski daje im możliwość na późniejsze wyjście na struktury pozabiznesowe - mówił Pytel.
Jak dodał, szczególnie interesują ich osoby, które oprócz działalności gospodarczej prowadzą także działalność w ramach fundacji, czy instytucji obywatelskich, szczególnie tam, gdzie dzieje się to pod kuratelą państwa lub występują jakieś związki z pracownikami administracji państwowej. Po to, żeby zdobywać informacje na tematy interesujące z punktu widzenia interesów rosyjskich, a także żeby wypracowywać podstawy do prowadzenia twardych działań agenturalnych i wywiadowczych, takich jak werbunek - podkreślił.
Przewodnicząca zespołu, Joanna Kluzik-Rostkowska zapowiedziała, że zespół zwróci się w czwartek na piśmie do sejmowej komisji ds. służb specjalnych o zwołanie posiedzenie w trybie pilnym aby wyjaśnić nieścisłości wokół b. wiceszefa MON Jacka Kotasa.
Zapowiedziała, że posłowie PO będą domagać się też spotkania z ministrem koordynatorem służb specjalnych Mariuszem Kamińskim. Uważamy, że on powinien dokładnie zapoznać się z tą sytuacją - oceniła.
Tomczyk zaapelował do Kamińskiego oraz premier Beaty Szydło o dymisję szefa SKW Piotra Bączka w związku z oświadczeniem wydanym w 2016 r. "Z faktów, do których dotarliśmy wynika wprost, że w roku 2016 SKW kłamała w oświadczeniu. Ta sprawa jest oczywista i bulwersująca, wynika wprost z dokumentów i musi znaleźć swój koniec. Ten koniec powinien znaleźć się właśnie w dymisji szefa SKW" - ocenił.
Kolejne posiedzenie zespołu śledczego ds. zagrożeń bezpieczeństwa państwa odbędzie się na następnym posiedzeniu Sejmu.