Na razie nie wiadomo, czy premier Morawiecki okaże się równie sprawnym sternikiem jak Odyseusz, któremu udało się przepłynąć między potworami. Wiadomo jednak, że musi wyjątkowo ostrożnie nawigować między tym, co pożądane dla PiS, a tym, co możliwe politycznie i finansowo. Oto najważniejsze wyzwania, z którymi przyjdzie mu się zmierzyć.

Reklama

Polska i zagranica

Jednym z powodów roszady na stanowisku szefa rządu było przekonanie, że znający języki absolwent zachodnich uczelni z bankowym doświadczeniem będzie zręczniej bronił polskich interesów w UE niż Beata Szydło. – Prezes mówił nam, że główne powody zmiany szefa rządu to właśnie nowa sytuacja międzynarodowa i wewnętrzna – tłumaczy DGP działacz PiS. Trudno odmówić słuszności temu rozumowaniu, ale już pierwsze dni urzędowania udowadniają, że będzie to dla Morawieckiego nie lada wyzwanie.

W poniedziałek, gdy został zaprzysiężony na premiera, Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji nałożyła 1,5 mln zł kary na TVN – to grzywna za sposób pokazywania wydarzeń w Sejmie oraz przed siedzibą parlamentu w grudniu zeszłego roku. Było oczywiste, że w Brukseli informacja ta wywoła burzę, lecz krytyka spadła na rząd również ze strony Departamentu Stanu USA – bo to Amerykanie są właścicielami ukaranej stacji. W efekcie PiS - który musi mierzyć się z oskarżeniami o tłamszenie niezależności sądownictwa - teraz został jeszcze zmuszony do zapewniania, że nie chce krępować wolności słowa. Dlatego premier już zaapelował do KRRiT o to, by rada odstąpiła od grzywny. Wolne media są ogromną wartością i my chcemy, żeby było jak najwięcej wolnych mediów. Nawet jeżeli one są stronnicze albo bardzo stronnicze, to jak najbardziej jesteśmy za tym, żeby wolne media mogły dalej funkcjonować – zapewniał Morawiecki.

Chwilę później premier poleciał do Brukseli, by wziąć udział w spotkaniu Rady Europejskiej (czwartek oraz piątek). To ostatni szczyt w tym roku, ale pierwszy, na którym Morawiecki może dać się poznać jako szef rządu. Co więcej - tak się szczęśliwie złożyło, że szef RE Donald Tusk przed posiedzeniem zakwestionował unijny mechanizm relokacji imigrantów - de facto popierając Warszawę. A to wymarzona sytuacja dla Morawieckiego, bo może powiedzieć, że w tym sporze to PiS miał rację. Ale jednocześnie nasz parlament kończy prace nad budzącymi zastrzeżenia ustawami o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Ustawami, którym bacznie przygląda się Komisja Europejska.

W jaki więc sposób Morawiecki będzie mógł przekonać UE, że intencją jego rządu nie jest podporządkowanie sobie sądownictwa? W polityce, a zwłaszcza dyplomacji, styl i osobiste relacje mają bardzo duże znaczenie. Pytanie, na ile Kaczyński da wolną rękę Morawieckiemu - przekonuje osoba z rządu. Możliwe, że partia rządząca będzie gotowa zrezygnować z uchwalania ustawy dekoncentracyjnej w mediach czy też pójdzie na ustępstwa w kwestii zmian w ordynacji samorządowej. Co miałoby pokazać, że PiS nie tylko potrafi przeć do starcia, ale również ustąpić.

Ta zmiana postrzegania Warszawy przez Brukselę jest bardzo ważna, bo wiosną zaczynają się negocjacje w sprawie nowego unijnego budżetu, który - co już wiadomo od dawna – będzie dla nas mniej korzystny. Ale o ile mniej korzystny, zależy od naszych zdolności do budowania koalicji i wyrwania się z izolacji. Jeśli konflikt z Brukselą będzie narastał, będzie to miało długofalowe niekorzystne reperkusje gospodarcze - zauważa główny ekonomista Credit Agricole Jakub Borowski. Z konsekwencjami politycznymi włącznie, bo jeśli cięcia będą dotkliwe, to winą za nie zostanie obarczony rząd.

Reklama

Wybory i finanse

Morawiecki zapowiedział w exposé, że liczy na owoce poprawy koniunktury gospodarczej, dzięki czemu rząd będzie kontynuować politykę prospołeczną. Zapowiedział program inwestycyjny, ale dodał, że rząd liczy też na podniesienie płac oraz wzrost konsumpcji. Na dłuższą metę musi doprowadzić to do kłopotów – zauważa politolog prof. Antoni Dudek. Pojawią się żądania podwyżek ze strony sfery budżetowej, m.in. urzędników i służb mundurowych - a to blisko dwa miliony ludzi.

Dodatkowo wyborcy są już przyzwyczajeni do bezpośrednich transferów pieniędzy (np. program 500+), a Morawiecki dawał do zrozumienia w exposé, że polityka społeczna będzie teraz polegała na budowaniu usług publicznych czy instytucji i podnoszeniu jakości działania tych istniejących, jak np. w ochronie zdrowia. To mniej kosztowne, jednak z pewnością pojawią się głosy, by premier po prostu "sypnął” pieniędzmi. Także ze strony polityków – bo przecież zbliża się kolejne głosowanie.

Prowadzenie polityki finansowej w okresie wyborczym będzie bardzo trudne. Mamy trzy lata do wyborów i by przygotowywać się na trudniejszy okres, musimy obniżać deficyt sektora finansów publicznych. Jeśli będzie narastał, to przy każdym spowolnieniu gospodarki pojawi się kłopot - zauważa Borowski.

Polityczne bieguny

Ale Morawiecki będzie musiał też uprawiać zwykłą politykę: ma być skuteczny jako premier, a równocześnie nie może stać się zbyt silny politycznie, by nie budzić obaw prezesa PiS. Wysokie notowania Beaty Szydło miały być jednym z powodów jej odwołania. Szydło musiała odejść, bo za długo politycznie żyła. Piłsudski wymieniał rządy co pół roku - rok, teraz żyjemy dłużej, więc gabinety trzeba wymieniać co dwa lata - mówi polityk PiS. A wiadomo, że nowy premier nie wzbudza entuzjazmu w sporej części PiS, nie są mu przychylni politycy związani z Szydło.

Na razie Morawiecki okazał się zręcznym graczem. Udało mu się zawrzeć układ o nieagresji z najsilniejszym ministrem w rządzie - Zbigniewem Ziobrą. Jak wynika z naszych informacji - nominaci szefa resortu sprawiedliwości w mediach oraz spółkach mają nie atakować premiera, a ten zostawi w spokoju ludzi Zbigniewa Ziobry w spółkach.

Dotychczasowe dwa lata w rządzie udowadniają, że Morawiecki jest też bardzo zręczny w grach personalnych, a jednocześnie potrafi trzymać się z dala od posądzeń o budowanie frakcji. Ale teraz musi udowodnić, że jest prawdziwym pisowcem. Musi zabiegać o względy zakonu i przychylność klubu parlamentarnego. Ale cały czas musi uważać, by te zabiegi nie zostały odebrane jako budowanie sobie zaplecza - mówi polityk znający realia PiS. To oznacza, że wiele działań będzie musiał konsultować z Jarosławem Kaczyńskim.

Teraz, po nowym politycznym rozdaniu, cały obóz rządowy jest na etapie pozycjonowania. Jak wynika z naszych informacji, Mateusz Morawiecki przedstawił prezesowi kandydatury na ministrów. Narady trwają, a Jarosław Gowin w wywiadzie dla DGP przyznał, że z rządu może odejść jedna trzecia szefów resortów. Nie jest to może trzęsienie ziemi, ale będzie to spora zmiana - choć prezydent nie naciska już na odejście Antoniego Macierewicza.

W swoim exposé Morawiecki zawarł też wiele pojednawczych gestów wobec środowisk, z którymi PiS jest skonfliktowany - mowa była o podporządkowaniu się orzeczeniu TSUE w sprawie Puszczy Białowieskiej, o walce ze smogiem. Pojawiła się również deklaracja polityki równych szans dla kobiet i zwalczania przemocy wobec nich. Także pod adresem przeciwników padły zapewnienia, że rząd będzie chciał ich do siebie przekonać. Wrażenie otwarcia trwało krótko, bo zaraz potem wystąpił szef klubu PiS Ryszard Terlecki, który w niewybrednych słowach opozycję skrytykował.

Jestem zdziwiony, że Terlecki, który zna historię PRL, nie widzi, że używając takich słów, jak lumpy polityczne i sprzedawczyki, wchodzi w język propagandy komunistycznej. To pokazuje, że ilekroć Morawiecki wykona jakiś gest, to zaraz przyjdzie Terlecki lub ktoś mu podobny i te jego pojednawcze apele zniszczy - zauważa prof. Antoni Dudek.

Więc, jak to często bywa w polityce, dużo wysiłku będzie kosztowało premiera, by na koniec kadencji powiedzieć: chcieć to móc, a nie: chcieliśmy jak najlepiej, ale wyszło jak zawsze.