Gazeta podkreśla, że od dojścia do władzy w 2015 roku rządzące Prawo i Sprawiedliwość "objęło bezpośredni nadzór nad prokuratorami krajowymi oraz ciałem sądowniczym, które mianuje, promuje i dyscyplinuje sędziów, a także przejęło uprawnienie do dymisjonowania i powoływania szefów sądów".
Jak zaznaczono, wzbudzające szczególne kontrowersje prawo dotyczące Sądu Najwyższego, które wymusiłoby przejście na emeryturę 40 proc. sędziów, wejdzie w życie 3 lipca. Chodzi o nową ustawę o SN, która weszła życie 3 kwietnia. Zakłada ona wprowadzenie możliwości składania do SN skarg nadzwyczajnych na prawomocne wyroki polskich sądów i utworzenie dwóch nowych izb w SN.
Ustawa przewiduje też przechodzenie sędziów SN w stan spoczynku po ukończeniu 65. roku życia, z możliwością przedłużenia tego przez prezydenta RP (dotychczas wiek ten wynosił 70 lat). Zgodnie z ustawą, 3 lipca - czyli w trzy miesiące od wejścia ustawy w życie - w stan spoczynku przechodzą z mocy prawa sędziowie SN, którzy ukończyli 65. rok życia (wiek ten ukończyła też już I prezes SN Małgorzata Gersdorf) - chyba że prezydent zgodziłby się na ich wniosek o przedłużenie.
Jak informował w czerwcu Sąd Najwyższy, oświadczenia dotyczące woli pozostania na stanowisku złożyło 16 sędziów SN, z czego dla dziewięciu podstawę prawną stanowią regulacje nowej ustawy o SN, natomiast w siedmiu oświadczeniach sędziowie powołali się bezpośrednio na konstytucję.
"Sędziowie, którzy byli zaangażowani w politycznie wrażliwe sprawy lub wyrazili sprzeciw wobec zagrożeń dla niezależności sędziowskiej, powiedzieli Guardianowi, że często otrzymują groźby działań dyscyplinarnych lub nawet zarzutów kryminalnych, a także w wielu przypadkach są oskarżani o korupcję i stają się celem nienawistnych działań napędzanych przez czołowych polityków PiS" - napisano w artykule.
Sędzia sądu okręgowego w Krakowie Waldemar Żurek, który był rzecznikiem Krajowej Rady Sądownictwa, powiedział, że "stał się wrogiem państwa" oraz "otrzymał setki obraźliwych i zawierających groźby wiadomości na swój służbowy telefon po tym, jak fałszywe zarzuty dotyczące jego życia osobistego zostały opublikowane w prorządowych mediach". Jak zaznaczono, celem podobnych działań stali się członkowie jego rodziny.
Żurek dodał także, że prokuratorzy badający uszkodzenia opon w jego samochodzie nie byli zainteresowani zbieraniem materiałów dowodowych, a jedynie wykorzystali postępowanie do pozyskania jak największej liczby prywatnych informacji, w tym billingów telefonicznych sięgających wiele lat wstecz.
"Jedyne czym byli zainteresowani to uzyskanie informacji, których mogą użyć przeciwko mnie, bo chcą, żebym wiedział, że obserwują wszystko co robię" - tłumaczył Żurek, który stwierdził, że jego zdaniem jest obserwowany przez służby bezpieczeństwa.
O podobnych przeżyciach opowiedział brytyjskiej gazecie sędzia Wojciech Łączewski z sądu okręgowego w Warszawie, który w 2015 skazał Mariusza Kamińskiego za przekroczenie uprawnień szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Sędzia tłumaczył "Guardianowi", że po tym, jak Kamiński został ułaskawiony przez prezydenta Andrzeja Dudę, musiał zmierzyć się z procesem dyscyplinarnym przeciwko sobie, a teraz mierzy się z zarzutami kryminalnymi dotyczącymi rzekomego ujawnienia w toku sprawy tożsamości tajnych agentów.
Łączewski dodał, że w tym czasie włamano się także do jego domu, a źródła wewnątrz wymiaru sprawiedliwości potwierdziły mu, że został umieszczony pod specjalną obserwacją służb bezpieczeństwa, które podlegają Kamińskiemu jako ministrowi w rządzie premiera Mateusza Morawieckiego.
"Próbują mnie złamać i wygrywają" - przyznał sędzia, dodając, że "jest zmęczony i chce żyć w spokoju; oni mają za sobą siłę całego państwa, a ja jestem sam".
Sędziowie tłumaczyli w rozmowie z brytyjskim dziennikiem, że mierzą się z "niemożliwym do rozstrzygnięcia dylematem: albo będą cicho i stracą swoją niezależność albo wystąpią publicznie przeciwko temu i zostaną oskarżeni o upolitycznianie (sądownictwa), otrzymają zarzuty dyscyplinarne i stracą wiarygodność w oczach opinii publicznej".
"Wszyscy mamy nadzieję, że unikniemy sytuacji, w której musimy podjąć decyzję w sprawie politycznej" - powiedział anonimowo jeden z sędziów z południowo-wschodniej Polski.
"Guardian" rozmawiał również z sędzią Igorem Tuleyą z sądu okręgowego w Warszawie, który m.in. oskarżył posłów PiS o składanie fałszywych zeznań dotyczących kryzysu z grudnia 2016 roku, kiedy ustawa budżetowa była przegłosowywana w Sali Kolumnowej Sejmu.
Gazeta zaznaczyła, że zgodnie ze złożoną w maju zapowiedzią Żurek i Tuleya będą wezwani przed "nową komisję etyki", której jednym z członków jest posłanka PiS Krystyna Pawłowicz, która deklarowała w ubiegłym roku, że sędziowie krytyczni wobec rządowych reform "powinni jak w Korei Północnej przejść reedukację w obozach uczących demokracji".
Inny sędzią, który publicznie krytykował rządowe zmiany w sądownictwie, ujawnił w rozmowie z "Guardianem", że ksiądz z jego rodzinnego miasta próbował przekonać jego matkę, żeby namówiła syna do milczenia, a przedstawiciele ministerstwa sprawiedliwości obiecywali mu szefostwo jednego z sądów, jeśli zrezygnuje z publicznej opozycji wobec ich planów.
"Powracamy do czegoś, jak czasy komunizmu, kiedy ambitni (sędziowie) musieli godzić się na ustępstwa dotyczące swoich zasad, a prawdziwa niezależność opiera się na charakterze i uczciwości pojedynczych sędziów" - tłumaczył Łączewski, zapowiadając jednak, że "mogą mnie wygonić z mojego zawodu, mogą mnie wygonić z kraju, ale nigdy nie zabiją we mnie ducha niezależnego sędziego".
W poniedziałek w Warszawie w celu dyskusji nad reformą sądownictwa i zagrożeniem dla praworządności w Polsce spotkali się wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Frans Timmermans oraz premier Mateusz Morawiecki. W środę ta kwestia będzie poruszona także podczas cotygodniowego kolegium komisarzy UE.