Dziś po raz pierwszy w historii UE państwo członkowskie będzie się tłumaczyć ze zmian wprowadzonych w prawie krajowym przed innymi państwami członkowskimi. Wysłuchanie Polski w Luksemburgu będzie dotyczyć zmian w sądownictwie. To kolejny etap procedury przewidzianej art. 7 unijnego traktatu.
Ponieważ cały proces jest bez precedensu, w ostatnim tygodniu trwały w Brukseli rozmowy na temat kwestii organizacyjnych i technicznych – tego, kto, kiedy i jak długo będzie zabierać głos. Przyspieszenie procedury przez wiceszefa KE Fransa Timmermansa zaskoczyło polski rząd. Ale – jak mówi osoba bliska rozmowom – gdy emocje opadły, nasze władze dostrzegły w tym pozytywny element – wyeliminowanie Komisji z dalszego procesu. – To daje szansę na wytłumaczenie innym krajom natury zmian i przekonanie ich do naszych racji – przekonuje nasze źródło.
Okazało się jednak, że Timmermans jest niezatapialny, bo to on otworzy dzisiejsze posiedzenie ministrów ds. europejskich. W imieniu KE ma przedstawić meritum wniosku z grudnia 2017 r. o uruchomienie wobec Polski art. 7. W wystąpieniu wiceprzewodniczący Komisji przedstawi zarzuty wobec Polski dotyczące kluczowych instytucji naszego systemu sprawiedliwości: Sądu Najwyższego, Trybunału Konstytucyjnego i Krajowej Rady Sądownictwa. Potem ministrowie poszczególnych krajów będą zadawać pytania polskiej stronie, którą będzie reprezentować wiceszef MSZ Konrad Szymański. Na kraj przypadają dwa pytania, a pytający ma dwie minuty na każde z nich. Szymański będzie mieć nieograniczony czas na udzielenie odpowiedzi. Po bloku pytań i odpowiedzi jeszcze raz głos będzie mógł zabrać Timmermans. Następnie polski minister podsumuje dyskusję. Na koniec prezydencja bułgarska ma przedstawić dalsze kroki proceduralne.
Dla nas kluczowe było, by nie można było wygłaszać żadnych ocen na temat polskich odpowiedzi, zarówno przez Komisję, jak i prezydencję – mówi osoba zbliżona do sprawy. W efekcie działania polskiej dyplomacji Komisja zdecydowała się wycofać z pierwotnych zamiarów. – To zostało zaakceptowane przez innych uczestników rozmów, bo taki obrót sprawy wynika z zapisów traktatowych – dodaje rozmówca. Udało się także pozbawić Komisję prawa do zadawania pytań polskiej stronie.
Reklama
Na wysłuchanie Polski przeznaczono trzy godziny. Źródła w Brukseli podkreślają jednak, że to może nie wystarczyć na omówienie wszystkich wątków. Możliwe, że zostanie zorganizowane kolejne wysłuchanie, którego gospodarzem będzie Austria, obejmująca 1 lipca przewodnictwo w Radzie UE. Według naszych informacji Wiedeń nie przewiduje posiedzenia ani w lipcu, ani w sierpniu. Najbliższe ma się odbyć we wrześniu. Maleją więc szanse na szybkie zakończenie sprawy. Ostatni punkt procedury to głosowanie, w którym kraje członkowskie mają zdecydować, czy w Polsce istnieje zagrożenie praworządności. Ale tego kroku dzisiaj chcą prawdopodobnie uniknąć wszyscy: Warszawa, Bruksela i kraje członkowskie. Na wycofanie przez KE wniosku w sprawie art. 7 nie ma jednak szans. To będzie, jak mówi nasz informator, podtrzymywanie sporu na wolnym ogniu.
Komisji się nie spieszy. Nie będzie skłonna do wycofania wniosku z Rady. Prawdopodobnie chce wyczekiwać w kwestii postępowania w ramach art. 7 aż do skutku. To dla niej o tyle wygodne, że w UE nie ma zasady dyskontynuacji. W skrajnym przypadku nawet jeśli odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego i pojawi się nowy skład KE, postępowanie w sprawie art. 7 może się nadal toczyć. Komisja nie wyklucza jego zamknięcia, jeśli Polska wykona jakiś istotny gest, np. zawiesi wchodzące w życie w lipcu zmiany w Sądzie Najwyższym. Tyle że szans na to praktycznie nie ma. Ustawa wchodzi w życie, bo chcą tego zarówno rząd, jak i prezydent.
Między KE a rządem istnieją poważne rozbieżności co do tego, czy zostały zrealizowane wynegocjowane poufnie punkty, które miały być podstawą do wycofania wniosku przez Komisję. – Istotne kwestie nie zostały zrealizowane – mówi osoba związana z KE. Miała to być m.in. kolejna korekta skargi nadzwyczajnej. – Chodzi o to, by nie była instrumentem odwetowym do karania, kogo się chce. Nie powinna być też retroaktywna – podkreśla nasza rozmówca. Kolejny warunek KE dotyczy tego, by sędziowie zmienianego właśnie Sądu Najwyższego mogli w nim pozostać, jeśli wyrażą taką wolę.
Jest jeszcze kwestia nazywana przez Brukselę odpolitycznieniem KRS, której nowy skład został wybrany głosami PiS i Kukiz’15. Ale istotne ustępstwa we wszystkich tych kwestiach z punktu widzenia rządu nie są możliwe. Po stronie PiS można usłyszeć, że wprawdzie porozumienie faktycznie mogło nie zostać zrealizowane w 100 proc., ale Komisja nadinterpretuje część warunków. Dlatego nie ma mowy o porozumieniu. – UE popełni samobójstwo, jeśli powie, że nic się nie stało. Na kontynuowanie postępowania naciskają państwa. To nie tylko kwestia interesów – mówi osoba z Komisji.
Z kolei rząd liczy, że nawet z udziałem Komisji postępowanie w sprawie art. 7 w Radzie będzie czymś lepszym niż dotychczasowy pojedynek na linii Warszawa–Bruksela. – Ważne, czy Rada schowa się za tym, co zrobiła Komisja, czy będzie chciała się oprzeć na własnych obserwacjach. Przekażemy państwom bezpośrednio argumenty, które były przekazywane Komisji – przekonuje osoba związana z rządem. W trakcie wystąpienia polska strona chce nie tylko odpowiadać na zarzuty KE, ale także podważać jej argumenty i wskazywać nieścisłości.
W dokumentach Komisji jest szereg argumentów niezgodnych z prawdą. Na przykład stwierdzenia, że sędziowie sądów powszechnych i SN powinni pozostać na czas, na jaki zostali powołani. A w Polsce sędzią jest się dożywotnio i po osiągnięciu wieku emerytalnego można przejść w stan spoczynku – tłumaczy jeden z urzędników. Inny argument dotyczy podważania przez Fransa Timmermansa odwołania do zasady sprawiedliwości społecznej, jako konstytucyjnej podstawy do skargi nadzwyczajnej. Tymczasem ta zasada znajduje się także w unijnych traktatach. Zdaniem naszych rozmówców oznacza to, że stojący na straży traktatów wiceszef KE sam je podważa. Dzisiejsze spotkanie wiceszefów KE i polskiego MSZ będzie miało zapewne charakter konfrontacyjny.