- Ciągle jednak zastanawiam się, czy sprawa nie ma drugiego dna. Być może Sikorski myśli o powrocie do polityki, może chce odwrócić uwagę od innych wydarzeń. Książka jest idealnym narzędziem - ocenia Liedel.

- Były szef MSZ opowiada o tajnym więzieniu CIA w Kiejkutach, owszem. Ale kilka lat temu przerabialiśmy ten temat na wszystkie możliwe sposoby. Należałoby się zastanowić, czy wśród tych ogólnodostępnych informacji przewijają się i takie, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. To powinno stać się przedmiotem analizy ekspertów. Czy dana informacja była objęta tajemnicą państwową o najwyższej klauzuli. Kiedy i na jaki czas? Bo taki stempel nie jest przybijany raz na zawsze. Tym bardziej, jeśli autor nie używa w tekście trybu przypuszczającego - dodaje dyrektor Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas.

Reklama

Przekonuje, że szybkiej weryfikacji mogą natomiast podlegać fakty dotyczące konkretnych osób, które zostały opisane przez Sikorskiego z nazwiska. Tak jest w przypadku byłego polskiego dyplomaty w Moskwie. Fakt współpracy z wywiadem, AW czy SWW, jest ściśle tajny. Osoba ujawniająca dane personalne popełnia przestępstwo lub rozpowszechnia nieprawdę. W obu przypadkach sprawa powinna mieć finał w sądzie.

- Nie mam najlepszego zdania o naszych elitach politycznych w kontekście tego, jak podchodzą do tajemnicy państwowej. Nigdy jej nie szanowano. Potwierdza to sposób, w jaki władza obchodzi się z ludźmi służb specjalnych, odbierając świadczenia, ujawniając nazwiska. Nie wiem dlaczego oczekuje się od Sikorskiego, że niczym rycerz na białym koniu, zachowa się inaczej, rozpocznie krucjatę i położy kres grze teczkami - ocenia Krzysztof Liedel.

Reklama

Jego zdaniem w świat już dawno poszedł przekaz, że nie jesteśmy wiarygodnym partnerem. To tłumaczyłoby początkową ciszę wokół publikacji. Po prostu nikt nie potraktował jej poważnie, by zauważyć ewentualne zagrożenie. - Stąd brak reakcji Zachodu i krajowych polityków - mówi. - Zresztą, ci ostatni nie raz już pokazali, że mają problemy z czytaniem treści projektów ustaw, a co dopiero książek byłych ministrów. Nasze partie działają w systemie wodzowskim. Być może nie poszedł sygnał z centrali, od prezesa Kaczyńskiego do PiS, od Grzegorza Schetyny do polityków Koalicji Obywatelskiej, by zająć się sprawą.