Radosław Sikorski napisał wczoraj na Twitterze, że „za umożliwienie CIA przesłuchań w Polsce musieliśmy ich ofiarom wypłacić wielkie odszkodowania. Bardzo jawnie”. Orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPC) w Strasburgu ma być dowodem na to, że w jego książce nie doszło do niedyskrecji i potwierdzenia faktu istnienia więzień, bo takie potwierdzenie miało miejsce wcześniej. Komentował też, że „prezydent Putin sugerował, że «Lwów to polskie» miasto podczas oficjalnych rozmów w Sopocie”.
Jeśli chodzi o odszkodowania, o których pisze minister, to były one efektem orzeczenia ETPC z lipca 2014 r. Polska je wykonała, ale nie było to równoznaczne z uznaniem, że więzienia istniały i że dochodziło w nich do przesłuchań, a państwo wzięło za to pieniądze w kartonach od Amerykanów. Podczas postępowania przed ETPC Polska wnosiła o odrzucenie skarg, co uzasadniano m.in. tym, że wciąż toczy się polskie śledztwo. Trwa ono od 2008 r. i w związku z tym trudno mówić o zajęciu przez nasze państwo jakiegokolwiek stanowiska w tej sprawie. Badane jest „podejrzenie popełnienia przestępstwa w związku z działalnością CIA na terenie Polski”. Wszelkie działania są jednak objęte tajemnicą państwową i na razie mówi się o nich w trybie przypuszczającym. Polska – zdając sobie sprawę, że USA nie podzielą się informacjami na temat programu „extraordinary rendition”, który doprowadził do powstania tajnych więzień – żąda od Waszyngtonu niejawnych dokumentów w tej sprawie. Jest to swego rodzaju alibi, które pozwala przewlekać postępowanie.
Również z tego powodu pieniądze, które wypłacono Palestyńczykowi Abu Zubajdzie i Saudyjczykowi Abd al-Rahimowi al-Nasziriemu, którzy skarżyli nasz kraj przed ETCP o to, że byli przetrzymywani i torturowani w tajnym więzieniu w Starych Kiejkutach – zostały wypłacone za pośrednictwem instytucji, która oficjalnie nie była związana z polskim państwem.
Reklama
W lipcu 2014 r. Leszek Miller, który był premierem w czasie funkcjonowania tajnego więzienia, skomentował, że wyrok ETPC jest „oparty na pomówieniach” i że jest „niesprawiedliwy”. W tym kontekście czymś innym jest wykonanie wyroku ETPC, a czym innym potwierdzenie przez byłego ministra, że spał w willi, która była „centrum przesłuchań” i w której „przetrzymywano terrorystów”, oraz że od Amerykanów brano za współpracę pieniądze w kartonach, a wszystko działo się „bezumownie”.
O współpracy z Amerykanami podczas tzw. wojny z terroryzmem wielokrotnie mówił i Aleksander Kwaśniewski, i Leszek Miller. Opowiadali o tym w wywiadzie Zbigniew Siemiątkowski i Janusz Zemke. Nikt jednak nie postawił kropki nad i. Miller był pytany o tę sprawę przed kilkoma dniami przez Storytel. I znów kluczył. Powoływał się na media i raport Senatu USA z 2014 r. Były premier doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jaka jest różnica pomiędzy powołaniem się na doniesienia prasowe czy dokumenty innych państw a opisem z punktu widzenia osoby znającej temat zza kulis lub z pozycji byłego lub obecnego przedstawiciela państwa. Właśnie dlatego Radosław Sikorski w swojej książce wyłamuje się z przyjętej przez lata narracji. Gdy były szef Agencji Wywiadu Zbigniew Siemiątkowski mówi o strefie przeznaczonej dla amerykańskiego wywiadu w Starych Kiejkutach, nie zdradza, że było to – jak pisze Sikorski – „centrum przesłuchań”, a willę później „wyremontowano dla niepoznaki”.
Po publikacji DGP były rzecznik ministra Radosława Sikorskiego Marcin Bosacki zapytał na Twitterze, czy „wraże są wszelkie wspomnienia i książki historyczne, bo one z zasady «wracają do zamkniętych tematów»”. Z punktu widzenia dziennikarza taka porcja zakulisowych informacji jest wydarzeniem bez precedensu. Czymś innym jest jednak pytanie o to, czy takimi danymi – np. na temat sopockiej aluzji o podzieleniu się wpływami na Ukrainie między Polską i Rosją – powinien się dzielić były minister spraw zagranicznych. Szczególnie gdy propozycja padła zaledwie 10 lat temu.
Wczoraj minister Sikorski ponownie potwierdził na Twitterze, że „prezydent Putin sugerował, że «Lwów to polskie» miasto podczas oficjalnych rozmów w Sopocie”. O „polskim Lwowie” mówił też jesienią 2014 r. w rozmowie z Politico, jednak po fali krytyki wycofał się z tego poglądu. Tygodnik „Newsweek” napisał wówczas, że na ten temat istnieje notatka w polskim MSZ oznaczona klauzulą „zastrzeżone”. Potwierdzają to również rozmówcy DGP. Skoro dziś Radosław Sikorski znów wraca do tego poglądu, pojawia się pytanie, na jakiej podstawie odtajnia treść dokumentu MSZ? Nie chodzi o to, czy tezy o sopockiej aluzji Władimira Putina krążyły już gdzieś w prasie czy nie. Chodzi o to, że wysokiej rangi były lub obecny przedstawiciel państwa swobodnie mówi o nich pod nazwiskiem. I jaka jest ostateczna wersja wydarzeń? Czy obowiązuje ta z 2014 r., w której minister przekonywał, że się pomylił, a jego samego zawiodła pamięć, czy też wersja z książki?
W kolejnym wpisie na Twitterze minister zaznacza: „Nie piszę, że rząd blefował ws. Norstreamu tylko, że ówczesna opozycja wysuwała chybiony argument jakoby Norstream miał zablokować dostęp gazowców do Świnoujścia” (pisownia oryginalna). W artykule DGP napisaliśmy, że był to pomysł zachodniopomorskiego PiS. Minister, twittując, nie podaje jednak całego kontekstu rozważań o Nord Stream. W książce jest napisane jednoznacznie, że o potencjalnych problemach portu – w kontekście budowy gazociągu – rozmawiano ze stroną niemiecką. „Naturalnie poruszyliśmy go z Niemcami (problem podejścia do portu w Świnoujściu – red.). I Niemcy powiedzieli tak: «Jesteśmy gotowi zmienić trasę i ponieść dodatkowe koszty z tym związane – dodajmy ogromne – jeśli to będzie przeszkadzało w rozwoju tego portu». Wiadomo było, że planowana wówczas głębokość położenia rury nie przeszkadza ani w obecnym, ani w planowanym funkcjonowaniu tego portu”. Skoro argument opozycji był chybiony, to dlaczego polska strona wysuwała go w rozmowach z Niemcami? Dlaczego „chybiony” pomysł zachodniopomorskiego PiS stał się przedmiotem rozmów między Warszawą a Berlinem? Czemu miały służyć rozmowy z Niemcami?
Jak napisał wczoraj na Twitterze były polski ambasador w Izraelu i Pakistanie Jan Wojciech Piekarski: „niedyskrecji w bardzo ciekawej książce jest znacznie więcej”. Były szef MON w rządzie Platformy Obywatelskiej Tomasz Siemoniak w rozmowie z Dziennik.pl powiedział z kolei, że „nie zamierza komentować poszczególnych wątków tej książki”. – Tak postępuję, gdy chodzi o sprawy objęte tajemnicą lub takie, o których nie mam wiedzy – dodał, zaznaczając, że „zdania z książki są na pewno przemyślane”. WIĘCEJ PRZECZYTASZ TUTAJ>>>
Były szef MSZ Witold Waszczykowski w rozmowie z portalem wPolityce.pl zaznaczył, że dostrzegł w publikacji Radosława Sikorskiego „poufne informacje”. – Nie dołożę się do informacji, które już wychwycili dziennikarze – skomentował. Zaznaczył jednak, że prezentowana przez byłego szefa MSZ „narracja na temat niektórych wydarzeń nie zawsze jest prawdziwa”. Prezydencki rzecznik Błażej Spychalski skomentował z kolei, że Radosław Sikorski „zagalopował się”.