Jak pisze Jacek Harłukowicz z wrocławskiej "Gazety Wyborczej", deklaracje minister Zalewskiej nie są zgodne z faktami. Okazuje się, że Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu, która bada sprawę afery w PCK nie umorzyła żadnego postępowania związanego z Anną Zalewską, bo też nie było ono dotychczas prowadzone. Minister nie została też przesłuchana jako świadek.

Reklama

Z informacji, które podaje "Wyborcza" wynika, że umorzony został jedynie wątek dotyczący finansowania kampanii wyborczej Jerzego G. Chodziło jednak nie o samo finansowanie kampanii z pieniędzy PCK, co wykorzystywania pracowników tej instytucji do roznoszenia ulotek polityka, gdy, w 2014 r. ubiegał się o mandat w Sejmiku Województwa Dolnośląskiego.

Zalewska wspierała go w tej kampanii. Na ulotce wyborczej Jerzego G. pisała wtedy: "Znam Jurka od roku 2002, kiedy zakładał struktury Prawa i Sprawiedliwości w powiecie dzierżoniowskim. To dobry organizator, człowiek punktualny i słowny. Od zawsze wrażliwy na krzywdę ludzi, zwłaszcza dzieci. Oddam głos właśnie na Niego". Zachwalała go także w wyborczym spocie. Mówiła, że jest kompetentny i wie, jak zabiegać o ludzkie sprawy.

I chociaż dziś nie chce tego pamiętać, a o koledze mówi "radny z mojego okręgu, ale nie współpracownik", jak pisze "Wyborcza", tej współpracy zaprzeczyć się nie da. Podobnie, jak i temu, że za to wsparcie potrafiła się odwdzięczyć.

Świadczą o tym kolejne fakty, jak m.in. jej udział w balu z okazji 70. rocznicy powstania Czerwonego Krzyża, który organizował Jerzy G. i który odbył się w październiku 2016 roku oraz to, że miesiąc później, gdy została szefową wałbrzyskich struktur PiS, on dostał posadę jednego z jej zastępców.

Mimo, że jak powiedziała w TVN24 "sklejanie jej z tą afera jest insynuacją", prokuratura półtora roku od wszczęcia śledztwa postanowiła przesłuchać minister Zalewską.

Reklama