"Art. 212 KK, który pozwala ścigać dziennikarzy za rzekome pomówienia, w lutym był przedmiotem dużej debaty. Zbigniew Ziobro zapewniał, że gotów jest do szerokiej dyskusji o zlikwidowaniu artykułu, a zapał ministra wywołało skazanie dziennikarza prawicowego i prorządowego portalu wpolityce.pl za tekst o sędzim Wojciechu Łączewskim. Minister Ziobro mówił wtedy m.in., że taki wyrok bulwersuje i gotów był w tej sprawie przygotować kasację do Sądu Najwyższego" - pisze Onet.pl.

Reklama

Wcześniej problem zauważył również Konkret24. Pisał m.in: "Deklaruję gotowość spotkania z przedstawicielami różnych redakcji, żebyśmy to przedyskutowali. Nie wykluczam, że jeżeli nasza wspólna rozmowa doprowadzi nas do wniosku, że rzeczą właściwszą z punktu widzenia ochrony wolności słowa jest odejście od takich rozwiązań, to będę gotów przygotować rozwiązanie, które wprowadza dekryminalizację w tym zakresie - powiedział 14 lutego Ziobro. Dodał, że rozmawiał w tej sprawie z prezesem PiS. Kilka dni po tym wyroku do prokuratury wpłynęły dwa zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez dziennikarzy "Gazety Wyborczej" oraz polityków Platformy Obywatelskiej. Złożył je... prezes PiS Jarosław Kaczyński. W obu przypadkach powołał się na art. 212 Kodeksu karnego. Wnosił o "objęcie ścigania z oskarżenia publicznego ze względu na występujący w sprawie interes publiczny". Sprawa miała związek z publikacjami dziennika, dotyczącymi planów budowy przez spółkę Srebrna wieżowca w centrum Warszawy".

Tymczasem Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowało projekt zmian w Kodeksie karnym, który został już przyjęty przez Sejm. Zakłada zaostrzenie Art. 212 kk. "Takie, które pozwala - w niektórych przypadkach - by sprawę dziennikarza prowadził nie sąd, a policja i prokuratura. I by owe służby mogły w każdej chwili wejść do mieszkania danego redaktora, tymczasowo go zatrzymać, zarekwirować telefon i przewieźć na przesłuchanie" - podkreśla portal.

Kluczowy jest tu, dodany do artykułu, paragraf 2a. Nie zakłada ścigania z oskarżenia prywatnego, a daje to prawo organom państwa. Mówi: "tej samej karze podlega, kto w celu popełnienia przestępstwa określonego w par. 1, albo po jego popełnieniu tworzy fałszywe dowody na potwierdzenie nieprawdziwego zarzutu lub nakłania inne osoby do potwierdzenia okoliczności objętych jego treścią".

Reklama

- Zmieniamy art. 212 kk, bo nie może być dalej tak, że ktoś przedstawia sądowi sfałszowane dowody, a sąd nie może nic z tym zrobić. Od razu zastrzegam: nowe przepisy w ogóle nie będą mieć zastosowania do dziennikarzy i internautów, ani do wypowiedzi osób występujących w telewizji czy w prasie - zapewniał wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł.

- Moje zdumienie budzi wypowiedź ministra Warchoła jakoby przepis art. 212 par. 2a kk miał służyć ochronie sądu przed tworzeniem fałszywych dowodów - komentuje sędzia Dariusz Mazur, karnista i rzecznik Stowarzyszenia "Themis". - Gdyby taka była intencja, wtedy taki przepis zostałby zamieszczony w zupełnie innym miejscu kodeksu karnego. Konkretnie, w rozdziale XXX kk, zatytułowanym: "Przestępstwa przeciwko wymiarowi sprawiedliwości".

- Art. 212 w nowej postaci, użyty w odpowiedni sposób, może stać się prawdziwym "generatorem efektu mrożącego" - dodaje. - A, używając słów mniej wyszukanych, może stać się kneblem na usta krytyków "jedynie słusznej linii przewodniej siły narodu".

Reklama

- Tłumaczenia ministerstwa, że ten paragraf 2a z art. 212 kk służyć ma ochronie sądów, to jest kompletna bzdura - wtóruje były minister sprawiedliwości, prof. Zbigniew Ćwiąkalski. - Fakty są takie, że na mocy tego nowego przepisu prokuratura może skutecznie zniechęcić do ścigania pomówienia z prywatnych aktów oskarżenia. Czyli skutek będzie odwrotny od zamierzonego. Bo jeśli w wielu przypadkach wkraczać do akcji będzie prokuratura, to po co ktoś miałby prywatnie iść do sądu?

- Do tego, te wprowadzone zmiany są - powiem to wprost - groźne dla dziennikarzy, bo mogą oni zostać uwikłani w proces, nawet jeśli ktoś nie złoży prywatnego aktu oskarżenia. To zmierza wprost w kierunku państwa policyjnego - ocenił Ćwiąkalski.