Na czwartkowym posiedzeniu komisji Brejza ocenił w swoim końcowym wystąpieniu, że celem jej pracy było "upolowanie Donalda Tuska, Michała Tuska, Pawła Adamowicza". - Ale każdego dnia pracy komisji odkrywaliście fakty niewygodne dla was i niestety nie ma to odzwierciedlenia w tym raporcie - powiedział pod adresem posłów PiS.

Reklama

Dodał, że nie ma tam np. informacji, że jedną z przyczyn afery były niewystarczające kompetencje KNF w wyniku kształtu ustawy przyjętej z inicjatywy PiS w 2006 roku. - Nie ma nic o karierach prokuratorów, którzy tą sprawą się zajmowali, karierach za rządów PiS - powiedział Brejza.

- Nie zbliżyliście się do żadnej prawdy - stwierdził pod adresem posłów PiS. Zarzucił niedopuszczenie niektórych wniosków dowodowych, niewłaściwe prowadzenie obrad przez przewodniczącą Małgorzatę Wassermann (PiS). - Polowanie jest nieudane, ja pod tą powieścią nie mogę się podpisać - podsumował.

Z kolei Zembaczyński powiedział, że zrezygnował ze zgłaszania poprawek do projektu raportu, by nie dawać przewodniczącej komisji okazji do powielania "mistycznej opowieści". Stwierdził, że w raporcie pominięto odpowiedzialność ówczesnego ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina, dziś wicepremiera w rządzie PiS. Dodał, że sprawozdanie zawiera "medialne tezy", które nie mają podstaw w materiale dowodowym. Taką tezą - mówił - jest np. stwierdzenie, że nad szefem Amber Gold Marcinem P. był parasol ochronny, na co nie ma dowodów. Dodał, że komisja nie przesłuchała też np. ministrów Mariusza Kamińskiego czy Zbigniewa Ziobro, którzy mogliby coś powiedzieć o ustaleniach swoich służb w sprawie takiego parasola ochronnego.

Wnioski końcowe komisji są zatem polityczne i wykraczają poza zadania komisji - przekonywał Zembaczyński.

Wassermann zwróciła uwagę Brejzie, że nawet jeśli przepisy o nadzorze z 2006 roku były niewystarczające, rząd PO miał trzy lata do 2009 roku, gdy powstała spółka Amber Gold, by je zmienić. Z kolei Zembaczyńskiemu powiedziała, że jest gotowa podjąć z nim dyskusję merytoryczną, gdyby podjął on pracę nad raportem, a nie ograniczył się do pięciominutowego, efektownego występu przed kamerami.

Dopytywała, na czym zdaniem Zembaczyńskiego polegała wina ministra Gowina, skoro nie mógł bezpośrednio wpływać na prace prokuratorów czy orzeczenia sadów. Zaznaczyła, że akurat Gowin jako minister sprawiedliwości zachował się w tej sprawie wzorowo. - Tylko dlatego, że jest dziś członkiem rządu PiS, nie opisałam go w peanach, na jakie zasługuje - powiedziała przewodnicząca komisji.

Zembaczyńskiemu zarzuciła, że podchodząc w taki sposób do raportu dyskwalifikuje swoja własną trzyletnią pracę, bo w raporcie wykorzystane są także jego pytania, zadawane świadkom. - Kończmy już tę farsę, bo szkoda czasu - skomentował poseł Nowoczesnej.

Reklama