Część osób wprawdzie uważa, że to zdarzenie okaże się gwoździem do trumny Kwaśniewskiego - przypomina też udzielenie przez niego wywiadu dla niemieckiej edycji "Vanity Fair" zalecającego Niemcom ostre postępowanie wobec Polski. Z pewnością jednak samo wydarzenie w Kijowie nie jest wpadką wystarczającą do tego, by zmieść byłego prezydenta ze sceny politycznej.

Reklama

Nie zmiótł go z niej bowiem nawet sławetny wywiad - będący przecież politycznym błędem bardzo ciężkiego kalibru. Wiemy - zwłaszcza po słynnej wpadce w Charkowie przed paru laty - że Kwaśniewskiemu alkohol szybko uderza do głowy. Z pewnością nie jest to cecha przynosząca politykowi zaszczyt. Poważniejszą kwestią od ewentualnej skłonności byłego prezydenta do trunków jest jednak jego postawa polityczna.

To zaś, co Kwaśniewski mówił podchmielony w Kijowie, wydaje się mniej niebezpieczne niż to, co powiedział w wywiadzie dla "Vanity Fair" - który mocno szkodził polskim interesom na arenie międzynarodowej. Dlatego to właśnie ten wywiad uważam za znacznie poważniejszą przewinę byłego prezydenta. To on też najpoważniej zaciążył na odbiorze jego osoby przez opinię publiczną w ostatnich tygodniach.

Natomiast zachowanie w Kijowie, choć może chwilowo zachwiać popularnością Kwaśniewskiego, raczej nie będzie dla jego wizerunku miażdżącym ciosem. Tym bardziej że niektórym politykom w Polsce jakoś łatwiej wybacza się rozmaite wpadki. Być może decydująca jest w tej materii ich osobowość, może sympatia mediów, a może dobrze dopracowany wizerunek.

Reklama

Zauważmy bowiem, że niemal każdy inny polski polityk - Pawlak, Tusk, Kaczyński -który w stanie takim jak Kwaśniewski przemawiałby na jakimkolwiek uniwersytecie na świecie, straciłby ogromnie dużo. Znacznie więcej, niż stracił były prezydent. Z dość złożonych powodów w Polsce jednym politykom wolno więcej, drugim - mniej. Nie jest przecież tak, że na Kwaśniewskiego głosuje jakaś "partia dziesiątego kieliszka", że Polacy mają narodową słabość, która odgrywa w tej kwestii decydującą rolę.

Kiedyś wszak i w wypadku Aleksandra Kwaśniewskiego miarka może zostać przebrana. Zapewne przez kurtuazję komentatorzy rzadko to przypominają - były wszak takie wybory prezydenckie, w których zaledwie jeden procent głosów zdobył sam Lech Wałęsa. To właśnie był koniec jego kariery politycznej. Aleksander Kwaśniewski też może znaleźć się w takiej sytuacji. W jego wypadku także może kiedyś pojawić się ten "jeden procent" poparcia.

I tak wyglądałby prawdziwy koniec jego politycznej kariery. Pod tym względem różnimy się nieco od krajów Zachodu. Tam bowiem politykowi znacznie łatwiej jest przepaść z powodu kompromitującego błędu. Nie dlatego jednak, że społeczeństwa zachodnie inaczej oceniają wpadki polityków niż Polacy. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że tamtejsze elity polityczne potrafią eliminować patologie we własnych szeregach. Po prostu - gdy partia uważa, że dalsze utrzymywanie pozycji danego polityka staje się sprzeczne z jej interesem, zwyczajnie go eliminuje.

Reklama

I tak na przykład, gdy w Wielkiej Brytanii doszło do łóżkowych afer, które w gruncie rzeczy wydawały się raczej niegroźne, partia konserwatywna uznała, że jej wizerunek na tym cierpi i odstawiła ludzi w nie zamieszanych. U nas też zdarzają się podobne sytuacje, ale tylko wtedy, gdy danego polityka można z powodzeniem zastąpić kimś innym.

Polskie partie wciąż są jednak niezdolne do usunięcia swoich liderów, nawet jeśli ich działania kompromitują samo ugrupowanie. W tym sensie żyjemy w innym świecie. Nasza klasa polityczna wciąż nie nauczyła się eliminować zjawisk patologicznych we własnych szeregach z uwagi na dobro partii. Politycy nie tylko nie szanują swoich przeciwników. Nie szanują także samych siebie. To zjawisko może mieć poważne konsekwencje - grozi nam degeneracją klasy politycznej.

Bo przecież Kwaśniewskiego mogliby powstrzymać tylko politycy LiD. Wystarczyłoby poprosić, by Kwaśniewski odpuścił sobie wizytę w Kielcach i choć przez chwilę schował się przed opinią publiczną. Zamiast tego politycy lewicy idą w zaparte, i ogłaszają, że ich lider jest wolny i ma prawo się napić. Zaś sam Kwaśniewski beztrosko udaje się do Kielc i dzień po tym, jak wszystkie telewizje pokazały go chwiejącego się na mównicy, zapowiada starania o fotel premiera.