Pani premier Szydło nie była zadowolona z tego spotkania, co widać na nagraniu. Widać, że była zażenowana. Pan minister Macierewicz był z kolei superzadowolony, czuł się jak ryba w wodzie - zauważyła Joanna Mucha podczas rozmowy w radiu TOK FM.
Gdzie były służby, żeby ją uchronić przed tym spotkaniem? To pokazuje też, jak potrzebne są w Polsce działania deradykalizacyjne. Żeby z tymi grupami systemowo walczyć. One próbują uwiarygadniać się takimi akcjami społecznymi, to niesłychanie niebezpieczne dla naszego społeczeństwa - stwierdziła posłanka PO.
Materiał TVN jest "szczytem manipulacji"
Michał Dworczyk pytany w Radiu ZET o spotkanie premier Beaty Szydło w Rytlu w 2017 r., w którym mieli uczestniczyć m.in. neonaziści i recydywiści odpowiedział, że podziela opinię premiera Mateusza Morawieckiego, który w niedzielę ocenił, że materiał TVN jest "szczytem manipulacji".
Na spotkaniach otwartych, zwłaszcza organizowanych ad hoc, a zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych, a mieliśmy tu do czynienia z taką sytuacją (przez Rytel w połowie sierpnia 2017 r. przeszły nawałnice, które doprowadziły do wielu zniszczeń - PAP), gdzie premier przyjeżdża na miejsce dotknięte katastrofą i spotkania są organizowane ad hoc, to pojawiają się tam różne osoby - mówił szef KPRM.
To nie było spotkanie w kancelarii premiera, to nie było spotkanie w siedzibie partii, to nie było zorganizowane i zaplanowane. Każdy powie, że na otwarte spotkania zdarza się, że pojawiają się takie osoby, które nie powinny się tam znaleźć - dodał szef KPRM.
Pytany, czy nie zawiodły służby, odpowiedział, że zadaniem Służby Ochrony Państwa (a wcześniej Biura Ochrony Rządu) jest zapewnienie bezpieczeństwa ochranianej osobie. - Nie ma możliwości zweryfikowania wszystkich osób, które pojawiają się na spotkaniach, które są organizowane z godziny na godzinę czy z minuty na minutę - dodał.
Premier: Może zajmie się tym Rada Etyki Mediów?
Po obejrzeniu "Faktów" TVN, w których zaatakowano Premier Beatę Szydło, zastanawiam się, w którą stronę idzie dziennikarstwo. Czy można w tak podły sposób zestawiać ludzi o nieposzlakowanej opinii z przestępcami? Szczyt manipulacji. Może zajmie się tym Rada Etyki Mediów? - napisał na Twitterze premier Mateusz Morawiecki.
Szydło zapowiedziała kroki prawne
Sugerowanie, że przypadkowe spotkanie z ludźmi podającymi się w Rytlu za wolontariuszy było "kontaktami polityków PiS z gangsterami" jest szczególnie obrzydliwym kłamstwem - podkreśliła była premier Beata Szydło.
Była premier i obecna europosłanka Beata Szydło w niedzielę na Twitterze zapowiedziała kroki prawne wobec osób rozpowszechniających informacje o "kontaktach polityków PiS z gangsterami" podczas spotkania w Rytlu w 2017 r.
W sobotę telewizja TVN w programie "Superwizjer" wyemitowała reportaż "Naziol, kibol, bandyta" o Olgierdzie L. - jednym z przywódców klubu motocyklowego o nazwie Bad Company, do którego - jak informują autorzy reportażu - należą między innymi recydywiści i neonaziści. Reporterzy "Superwizjera" podejrzewają, że organizacja zajmuje się sutenerstwem, handlem narkotykami i wymuszaniem haraczy.
Dokumentując działalność Olgierda L. i jego żołnierzy reporterzy "Superwizjera" dotarli do pochodzącego z 2017 roku nagrania ze spotkania przestępców z urzędującą wtedy premier Beatą Szydło, ówczesnym ministrem obrony Antonim Macierewiczem i ówczesnym ministrem środowiska Janem Szyszką. W 2017 roku członkowie Bad Company pojechali do zniszczonej przez wichurę pomorskiej miejscowości Rytel. Na zdjęciach z tej miejscowości można zobaczyć między innymi Sławomira K. i Bartosza L., którzy brali udział w bójce zakończonej śmiercią "Zachara". W tym samym czasie miejsce katastrofy wizytowała ówczesna premier Beata Szydło. Film z tego przypadkowego spotkania nagrał Sławomir K ps. "Sero" - podaje TVN.
"Wiedziano, kto jest w środku"
Do słów byłej premier odniósł się w niedzielę w TVN24 Bertold Kittel, jeden z autorów reportażu. Zapewnił, że nie ma wątpliwości, że "Beata Szydło nie ma żadnych kontaktów z ludźmi pokroju Olgierda L.". Zwrócił jednak uwagę na pracę służb ochraniających najważniejsze osoby w państwie.
- Chciałbym, żeby urzędnicy rządowi, którzy odpowiadają za bezpieczeństwo, albo pan premier (Mateusz Morawiecki), powiedzieli to jasno: tak, za bezpieczeństwo w państwie odpowiadają amatorzy i nie wiemy, jak to się stało, że do tego doszło - zaznaczył. Podkreślił, że wyjazd w teren premiera z ministrami, "gdzie jest osłona, służby, policja i sprawdzenie odwiedzonego miejsca, zwłaszcza jeżeli jest to wnętrze budynku, to ogromna logistyczna operacja". - Wiedziano, kto jest w środku i kogo pani premier może napotkać w budynku. Wiedział to być może ktoś z gabinetu politycznego, być może któryś z doradców, na pewno ludzie od ochrony - wymieniał. - Co się takiego stało, że pani premier została postawiona w takiej sytuacji? - pytał.
Dziennikarz "Superwizjera" zaznaczył, że byli to "naprawdę groźni bandyci" i "ludzie, którzy uczestniczyli w najgroźniejszych zajściach bandyckich porachunków w ostatnich latach". Dodał, że film pokazany w reportażu był publicznie dostępny na Facebooku.
Kittel oznajmił ponadto, że choć nie chce spekulować, kto zawiódł przy przygotowywaniu tamtego spotkania z udziałem ówczesnej premier, to nie wierzy w przypadek. - Wiem, że siły zaangażowane w ochronę bezpieczeństwa najważniejszych osób państwie, a zwłaszcza urzędującego premiera, są ogromne. Zakładam, że po stronie aparatu, który zajmował się bezpieczeństwem pani premier, była świadomość tego, kto tam jest i co tam robi. Bardzo chciałbym zobaczyć oświadczenie ze strony osób, odpowiadających za bezpieczeństwo najważniejszych osób w państwie, co tak naprawdę wynika z notatek z zabezpieczenia tego wyjazdu i z analiz tej sytuacji, co się działo przed i po tej sprawie - powiedział.