Odpowiadając na pytanie o Rosję w kontekście oskarżeń prezydenta Władimira Putina pod adresem Polski o współodpowiedzialność za wybuch II wojny światowej i Holokaust, Tusk zaznaczył, że "bezpośrednim powodem propagandowego wzmożenia ze strony Kremla są rocznice wyzwolenia Auschwitz i zakończenia II wojny światowej".

Reklama

-Polska jest dziś łatwym celem w tej kampanii. Putin chce być pozytywnym i głównym bohaterem obchodów - w Izraelu może liczyć na pomoc premiera Netanjahu. Poważne błędy w polityce historycznej PiS i europejskie osamotnienie Polski ułatwiają zadanie naszym przeciwnikom oraz tym, którzy chcą uczynić nas współodpowiedzialnymi za Holocaust - powiedział Tusk.

Zapytany o co w dłuższej perspektywie chodzi Putinowi, odpowiedział, że "o dezintegrację Unii Europejskiej i NATO". - Ma w tym projekcie sojuszników i pomocników: świadomych, mimowolnych i tzw. pożytecznych idiotów. W PiS można odnaleźć wszystkie trzy kategorie - dodał.

- Sytuacja jest dziś poważniejsza niż w przeszłości. Zmiany w Kijowie, bliska reintegracja Moskwy i Mińska oraz polityka prezydenta Trumpa to wystarczające powody, aby starać się za wszelką cenę odbudować elementarny wewnętrzny konsensus w polityce międzynarodowej i przywrócić Polsce status regionalnego lidera integracji europejskiej. Obawiam się, że rządzący nie do końca rozumieją powagę sytuacji - powiedział Tusk.

W kontekście m.in. Iranu Tusk został zapytany, czy według niego dojdzie do wojny. - Generalnie wojna się toczy - odpowiedział.

- Wojna światowa nigdy nie była tak intensywna jak teraz. Konfrontacja amerykańsko-chińska jest antycypacją tego, co się stanie za 10 czy 20 lat. Jak w pułapce Tukidydesa między Atenami a Spartą, tu musi dojść do zwarcia. Jeden ośrodek już przestaje być najważniejszy, a drugi musi udowodnić, że to on rządzi - stwierdził Tusk. Dodał, że to "raczej nie skończy się konfliktem rozumianym klasycznie, że ktoś kogoś napadnie". - Nie będzie Pearl Harbor, tylko z roku na rok, z dekady na dekadę - nieustanna zmiana świata - ocenił.

Tusk dodał, że "po drodze na pewno pojawią się konflikty regionalne, a każdy z nich będzie prowokować coraz większe napięcie globalne". - Zwłaszcza jeśli nieprzewidywalność i egoizm w amerykańskiej polityce zastąpią na dłużej pragnienie ładu i współpracy. Konflikt na linii Waszyngton-Teheran ma taki groźny potencjał: jeśli nie otwartej wojny, to na pewno chaosu i nowej fali przemocy w całym regionie - powiedział.