Zgadzam się z komentarzem Cezarego Michalskiego w jednym: Polacy oczekują cywilizacyjnego skoku. Taki wniosek nie zaskakuje - trudno oczekiwać, by w XXI wieku ktokolwiek nie chciał nowoczesności i rozwoju. Dość zgodnie opowiadają się też za budową silnego państwa, w którym bezkompromisowo zwalczane są patologie. Zawiódłby się jednak ten, kto by oczekiwał, że Polacy okażą się dogmatycznymi liberałami: nie jest bowiem liberalne społeczeństwo, w którym w czołówce postulatów plasują się podwyżki rent i emerytur, wydłużenie urlopów macierzyńskich, a aż 60 proc. obywateli popiera zwiększenie poczucia bezpieczeństwa nawet kosztem ograniczenia pewnych swobód.

Reklama

Sondaż DZIENNIKA pokazuje także spore różnice w podejściu do takich spraw, jak liberalizacja ustawy antyaborcyjnej, dekomunizacja, lustracja czy wprowadzenie podatku liniowego. Co trzeci badany deklaruje, że nie zajmowałby się tymi inicjatywami lub byłby im przeciwny, a zainteresowanie nimi deklaruje 20 - 30 proc. obywateli. Taki rozrzut odpowiedzi świadczy o tym, że społeczeństwo jest mocno podzielone. I trudno się dziwić. Zawsze znajdą się tacy, którym przeszłość każe być przeciwnikami dekomunizacji, tak samo jak zawsze będą istniały kontrowersje w kwestiach obyczajowych - wydaje się zresztą, że większość Polaków i polskich polityków chciałaby utrzymania status quo.

Tymczasem rozbudowa infrastruktury czy unowocześnienie państwa takich kontrowersji nigdy budzić nie będą. Politycy doskonale o tym wiedzą, dlatego postulują inicjatywy, które cieszą się szerokim poparciem społecznym. Nawet PSL czy LPR angażują się w promowanie internetu i multimedialnych technik kampanii wyborczej. Lecz postulaty to jedno, a ich realizacja drugie. I w tym momencie - przekuwania słów w czyny - politycy różnią się od ogółu wyborców. Ci pierwsi zawsze będą uważać, że zrobili dużo, ci drudzy będą przekonani, że wciąż zbyt mało. Prawdopodobnie zresztą wielu Polaków nie wie, że niektórych priorytetów pogodzić się nie da. Nie można wszak jednocześnie obniżać podatków, dbać o równowagę budżetową i podwyższać świadczeń społecznych. To są dążenia najczęściej sprzeczne. Polacy chcieliby ich jednoczesnej realizacji i to pragnienie zawsze pozostanie niezaspokojone, zarówno w Polsce, jak i gdziekolwiek na świecie. Ankieta nie zmusza do dokonywania wyborów - polityczna rzeczywistość tak.

Można natomiast zastanawiać się, dlaczego przy takiej jednomyślności oczekiwań przez ostatnich kilkanaście lat politycy tak mało z nich spełnili. Tu jednak odchodzimy od zagadnienia priorytetów, a zaczynamy mówić o metodach ich realizacji, na przykład finansowaniu budowy autostrad. Warto zapytać, dlaczego zbudowano ich od 1989 r. tak mało, a te, które oddano do użytku - choćby odcinek między Pniewami a Koninem - należą do najdroższych na świecie? Moim zdaniem nie jest to kwestia ostatnich dwóch lat, lecz dawnej praktyki oddawania budowy autostrad w ręce prywatnych konsorcjów. Słusznie powiedział Jarosław Kaczyński w debacie z Donaldem Tuskiem, że efektem tej praktyki nie jest powstanie autostrad, lecz wielomilionowych prywatnych fortun.

Ale przecież nawet sprawy z końca listy priorytetów - jak choćby dekomunizacja - wcale nie są łatwe do przeprowadzenia. Wiele rzeczy można zadekretować, nie da się jednak zadekretować wydolności i skuteczności państwa. Polacy chcą nowoczesnej struktury, chcą równości, ale chcą też umiarkowanego konserwatyzmu obyczajowego. Taki obraz Polski wyłania się z ankiety DZIENNIKA. Realizacji tych oczekiwań miał się kiedyś poświęcić PO-PiS, poróżniły ich jednak metody. Dziś można się spierać, której z tych partii rzeczywiście można zaufać, kiedy deklaruje, że spełni oczekiwania Polaków.