Jak to możliwe, że w dwóch obwodowych komisjach wyborczych w Warszawie tuż przed 20.00 zabrakło kart do głosowania, a zapasu nie udało się dowieźć na czas? Tego nikt na razie nie wie. "To coś niespotykanego" - mówi wiceprzewodniczący PKW Jan Kacprzak i zapowiada, że Komisja zajmie się wyjaśnieniem tej sprawy.

Reklama

PKW chce się dowiedzieć, co zawiodło - czy wina leży po stronie obwodowych komisji, które za późno zgłosiły zapotrzebowanie, czy też problemy z dostawą kart mieli dostarczyciele. Kacprzak zapewnił, że druk kart, który jest jednym z najdroższych składników budżetu wyborczego, był przewidziany nawet na 80-85-procentową frekwencję, więc rezerwa była spora.

"Trzeba znaleźć to <wąskie gardło>. Przyjdzie na to czas, gdy komisje zakończą podliczanie głosów" - powiedział Kacprzak.

Pytany przez PAP, czy może być mowa o jakiejkolwiek odpowiedzialności prawnej za opóźnienia, Kacprzak zaznaczył, że najpierw muszą zostać ustalone okoliczności sprawy - potem będzie można oceniać, czy w ogóle może być mowa o czyjejkolwiek odpowiedzialności prawnej.

Reklama

Głosowanie z incydentami

Przedłużenie głosowania o 2 godziny i 55 minut to rzecz bez precedensu w historii wyborów parlamentarnych w Polsce. Przedłużenie ciszy wyborczej PKW ogłaszała w niedzielę sześciokrotnie, z powodu przerw w głosowaniu w komisjach m.in. w Warszawie, Gdańsku i Poznaniu.

Kłopoty były także w Koszalinie. Tam jeden z członków komisji wydał wyborcy - poza kartami do głosowania - listę wyborców. Spis trafił do urny. Gdy komisja zorientowała się, co się stało, przerwała głosowanie. Urna została otwarta, a jeden z członków komisji wyciągnął z niej spis uprawnionych do głosowania. "W tym wypadku nie było innego wyjścia. Ta lista jest potrzebna potem do ewidencji" - tłumaczył szef PKW Ferdynand Rymarz.

Reklama

W jednej z komisji w Pile uszkodzono pieczęć, a w Płocku zaciął się zamek w szafie z dokumentami. Z kolei w Łodzi pracownicy urzędu miasta musieli wyważyć łomem drzwi do lokalu jednej z komisji wyborczych, bo ktoś zapchał zamek zapałkami. Drzwi stanęły jednak otworem przed 6.00 rano, więc komisja zaczęła pracę bez opóźnień.

Jan Kacprzak przypomniał, że zgodnie z prawem wydłużenie głosowania to zawsze autonomiczna decyzja obwodowej komisji wyborczej i takie wydłużenie automatycznie, z mocy ustawy, wydłuża ciszę wyborczą.

Polacy głosowali masowo

Frekwencja wyborcza była najwyższa od 1989 r. Do urn poszło co najmniej 53 proc. Polaków (taki wynik wskazuje sondaż OBOP przeprowadzony na zlecenie TVP, inne sondaże mówią o ponad 55 proc.).

Najwięcej osób głosowało w dużych miastach i za granicą. W USA frekwencja sięgnęła 80 proc. uprawnionych.