Do dzieła, panie i panowie. Dostaliście już dwa prezenty: wielki sukces wyborczy i niezłą sytuację gospodarczą. Ale nie dostaliście gospodarki, która osiągnie kolejne szczyty sama z siebie, nie będziecie rządzić krajem, w którym są niskie podatki i zdrowe finanse publiczne, a biznes może rozwijać się bez przeszkód.
21 października głosujący na was Polacy uznali, że czas gospodarczego dryfu już minął, że nadeszła era ludzi, którzy potrafią podjąć odważne decyzje. Bo przecież czym innym będzie reforma nadętego do granic wytrzymałości systemu wydatków socjalnych, którego najbardziej charakterystyczną cechą jest to, że pomoc nie trafia do tych rzeczywiście potrzebujących. Czym innym jest utrzymywanie bez zmian takiego tworu jak KRUS, do którego każdy pracujący poza rolnictwem Polak dopłaca po kilkaset złotych rocznie. Ludzie już zresztą coraz mniej chcą dopłacać do czegokolwiek, dlatego liczą na wasze obietnice radykalnego obniżenia podatków. Tak, wasz sukces wziął się także stąd, że Polacy mają ochotę cieszyć się swoimi ciężko zarobionymi pieniędzmi, a nie popadać w depresję przy wypełnianiu PIT-u. Nie mają za to nic przeciwko przycięciu i uporządkowaniu horrendalnie kosztownych dla państwa wcześniejszych emerytur, z czym nie poradziły sobie poprzednie rządy.
Bałaganu, który macie do posprzątania po poprzednich ekipach, jest zresztą całkiem sporo. Dostaniecie do władania olbrzymi majątek spółek skarbu państwa rozrywany najróżniejszymi napięciami - od strajków po afery personalne. Nie miejmy złudzeń: nie będziecie jego dobrymi zarządcami, aparat państwowy nigdy nim nie jest. Dlatego tak ważne jest uruchomienie na nowo prywatyzacji. I to nie tylko tych firm, które - jak banki - sprzedać za dobrą cenę stosunkowo najłatwiej. Na swoją kolej czeka niesłychanie wrażliwa społecznie energetyka czy kopalnie. Jeżeli podczas waszych rządów majątek państwa nie stopnieje, nie ma nawet co mówić o rządach przełomu. Dacie tylko zajęcie dziennikarzom, którzy będą mogli rozpisywać się o kolejnych aferach, ciepłych posadkach dla swoich i kuriozalnych projektach infrastrukturalnych państwowych firm typu peron we Włoszczowie.
A szansa na gigantyczne przyspieszenie tempa rozwoju Polski jest tym większa, że już w zasadzie na wyciągnięcie ręki są miliardy euro z Unii Europejskiej. Zmarnowanie, niewykorzystanie tych pieniędzy będzie grzechem ciężkim, i to nie tylko dla tych, którzy wrzucając kartkę do urny, mieli nadzieję na szybkie zmiany, tu i teraz. O niewybudowanych autostradach, trasach kolejowych czy zaniedbanej infrastrukturze ekologicznej mimo wsparcia z UE będą się uczyć z podręczników historii dzieci i wnuki obecnych młodych zwolenników PO. Oby nie wyczytali tam jeszcze jednego: w 2007 roku Polska wraz z Ukrainą dostała prawo do organizacji mistrzostw Europy w piłce nożnej, ale niestety kolejne rządy nie udźwignęły ciężaru przygotowań. A odebranie nam Euro 2012 staje się coraz bardziej realne - wraz z każdym dniem bezczynności i mozolnego konstruowania koalicji.
Czasu jest też mało na inne euro - walutowe. Do jego wprowadzenia za kilka lat potrzeba determinacji, jaką nie wykazał się jeszcze żaden rząd. I nie chodzi tutaj o determinację stricte ekonomiczną. Trzeba przede wszystkim wytłumaczyć Polakom, że wraz z wprowadzeniem euro nasz kraj będzie rozwijał się jeszcze szybciej, osiągnie pełną stabilizację ekonomiczną i już całkowicie zwiąże się z obiegiem światowej gospodarki. Jeżeli ich przekonacie, jeżeli nie zabraknie wam odwagi w reformowaniu gospodarki, rzeczywiście będziecie pierwszym od lat rządem przełomu. Bo za waszej kadencji ludziom naprawdę będzie żyło się lepiej.