Grodzki był pytany na briefingu w Senacie przez Miłosza Kłeczka z TVP Info o to, jak czuje się dyrektor gabinetu marszałka Senatu, która według niego "niefortunnie wbiegła pod ich kamerę". Jak dodał, ekipa TVP Info wysłała kwiaty. Kłeczek zapewnił ponadto, że operator TVP Info nie uderzył kamerą Daszczyk celowo.
Nawiązał w ten sposób do zdarzenia, do którego doszło w poniedziałek po południu i które zostało pokazane na nagraniu z kamery przemysłowej, umieszczonym na Twitterze. Widać na nim, jak ekipa telewizyjna - dziennikarz i operator kamery - biegnie za marszałkiem Senatu, który wychodzi z gmachu parlamentu i wsiada do samochodu. W pewnym momencie widać, jak biegnący operator uderza kamerą w głowę Daszczyk, również idącą do samochodu. Uderzona kamerą Daszczyk, jak poinformowało CIS, trafiła do szpitala.
- Niech pan sobie wyobrazi, że pana kamerzysta albo kamerzysta TVN uderzy nie w tłumy, co się czasem zdarza, ale zbiegając ze schodów uderzył dyrektorkę gabinetu marszałek Witek - "grzalibyście" to przez miesiąc. W polskiej tradycji dżentelmeneria wobec kobiet jest wdrukowana w filozofię każdego mężczyzny - powiedział marszałek Senatu.
- I ja oczekuję panie redaktorze, że pan przeprosi panią dyrektor, bo jeśli w "Wiadomościach" prawie wmawiacie, że to ona zaatakowała kamerzystę i że pan jej życzy powrotu do zdrowia z przymrużeniem oka, to znaczy, że pan dżentelmenem nie jest. Zwrócę panu uwagę, że czaszka kobiety jest cieńsza niż czaszka mężczyzny. Oczywiście to był przypadek i nikt nie mówił, że to było celowo. Natomiast uderzenie kobiety kilkunastokilogramowym taranem, jakim jest kamera przy energii kinetycznej człowieka, który schodzi szybko ze schodów, mogło się skończyć czymś znacznie gorszym niż wstrząśnieniem mózgu - dodał, zwracając się do Kłeczka.
Grodzki w poniedziałek opisał zdarzenie na Twitterze. "A tak naprawdę wyglądał tzw. happening TVP. Dyr gab. M. Daszczyk uderzona kilkunastokilogramową kamerą przez rozpędzonego kamerzystę aż głowa odskakuje. Tomografia głowy, objawy wstrząśnienia mózgu, szok. Mogło się skończyć bardziej tragicznie. Powstrzymajmy tych szaleńców!!!" - napisał marszałek Senatu. W kolejnym wpisie Grodzki zażądał przeprosin dla Daszczyk. "Nazywanie poturbowania kobiety happeningiem i naigrywanie się z czyjegoś bólu jest szczytem chamstwa. Oni naprawdę chcą doprowadzić do tragedii" - podkreślił.
Dyrektor CIS Grzegorz Furgo poinformował, że złożono wniosek o odebranie akredytacji prasowych dla ekipy biorącej udział w zdarzeniu.
Do zdarzenia odniósł się w poniedziałek, także na Twitterze, szef Telewizyjnej Agencji Informacyjnej Jarosław Olechowski. Zapewnił, że dziennikarze TVP Info w swojej pracy kierują się najwyższymi standardami. Jego zdaniem do zdarzenia doszło, gdy "próbowali oni uzyskać komentarz marszałka Tomasza Grodzkiego do zarzutów Henryka Osiewalskiego - byłego pacjenta prof. Grodzkiego, który twierdzi, że wręczył profesorowi 200 zł".
Według szefa szef TAI, Kłeczek próbował zweryfikować te informację i w tym celu usiłował zadać pytania marszałkowi Senatu. "Niestety Małgorzata Daszczyk, dyrektor gabinetu marszałka Senatu, starała się uniemożliwić zadanie pytań marszałkowi Grodzkiemu, blokując przejście w senackim korytarzu" - napisał Olechowski. Jego zdaniem, to dlatego ekipa TVP Info podążyła za marszałkiem Grodzkim do samochodu czekającego ma niego przed budynkiem Senatu.
Zdaniem szefa TAI zderzenie było przypadkowe i w jego ocenie nie było spowodowane przez podległego mu operatora "ponieważ to dyrektor Daszczyk wykonując zwrot - najprawdopodobniej kierując się do drzwi samochodu lub po raz kolejny próbując uniemożliwić zadanie pytania marszałkowi - przecięła trasę, którą podążał operator". Olechowski ocenił, że żądanie odebrania dziennikarzom TVP Info akredytacji umożliwiającej pracę na terenie parlamentu "należy traktować jako próbę usunięcia dziennikarzy zadających pytania, na które marszałek Senatu nie chce odpowiedzieć".