Pełnomocnik wyborczy Hołowni, Michał Kobosko poinformował PAP, że od wtorku, kiedy zbiórka za pomocą domeny internetowej została uruchomiona, na konto komitetu wpłynęło ponad 500 tys. zł. Ocenił, że ta kwota jest zgodna z założeniami sztabu. Podkreślił jednocześnie, że zbiórka jest kontynuowana, a sztab "nieustająco apeluje do sympatyków kandydata o wpłaty".
Kobosko podkreślił, że jest bardzo zadowolony ze zbiórki. Tysiące osób odpowiedziało na naszą prośbę, wpłacając różne kwoty - od kilku złotych w górę; po pierwszym dniu zbiórki średnia wpłat wyniosła ok. 60 zł - zaznaczył.
Komunikaty Szymona Hołowni spotykają się z bardzo dobrym przyjęciem. To jedyny kandydat, który prosi ludzi o pieniądze, bo ma ku temu podstawy: nie ma za sobą budżetu partii - zauważył. Dodał jednocześnie, że zbiórka to "element planu kandydata na prezydenta". Szymon Hołownia jest kandydatem obywatelskim, wspieranym przez ludzi, a nie przez organizacje, czy wielki biznes - oświadczył Kobosko.
Ten proces, który moim zdaniem prowadzimy w sposób bezprecedensowy w polskiej polityce, jest zgodny z naszymi oczekiwaniami - dodał. Wyraził nadzieję, że dalej tak będzie. Tylko dzięki temu możemy prowadzić kampanię - zaznaczył.
We wtorek komitet Hołowni uruchomił internetową domenę, przez którą chętni mogą wpłacać środki na prowadzoną przez kandydata kampanię. Poinformowano wówczas, że finansowanie kampanii pochodzące w całości ze zbiórki społecznościowej odbywa się "po raz pierwszy w Polsce i jeden z pierwszych w Europie".
Według regulaminu zbiórka potrwa do 8 maja; komitet wyborczy może pozyskiwać i wydatkować środki jedynie na cele związane z wyborami, pieniądze gromadzone są na jednym rachunku bankowym, a wpłat mogą dokonywać wyłącznie pełnoletni obywatele Polski. W regulaminie zaznaczono również, że zgodnie z Kodeksem Wyborczym łączna suma wpłat od osoby fizycznej nie może przekraczać 15-krotności minimalnego wynagrodzenia za pracę, czyli 39 tys. zł.
Do informacji sztabu Hołowni, że jego kampania jest pierwszą w Polsce kampanią finansowaną w całości ze zbiórki społecznościowej odniósł się politolog dr Bartłomiej Biskup z Uniwersytetu Warszawskiego. Ocenił w rozmowie z PAP, że sztabowcy Hołowni nie mają racji składając takie deklaracje. Podkreślił, że w każdych wyborach prezydenckich pojawiali się kandydaci, za którymi nie stały partyjne pieniądze.
Wskazał m.in. na kandydatów startujących w wyborach prezydenckich w latach 90-tych, kiedy system finansowania polityki i wyborów opierał się na innych zasadach. Wtedy kampanii prowadzonych w taki sposób było mnóstwo - zaznaczył politolog. Jego zdaniem sztab Hołowni nie uwzględnił też mniej popularnych kandydatów ubiegających się w ostatnich latach o fotel prezydenta, nie mających poparcia, którzy zbiórki prowadzili wśród rodziny czy znajomych. Wymienił kandydatów startujących w wyborach prezydenckich w 2000 r.: Bogdana Pawłowskiego, Piotra Ikonowicza, Dariusza Grabowskiego, czy Lecha Wałęsę.
Odnosząc się do idei crowdfundingu, politolog zwrócił uwagę, że w mechanizmie zbiórek społecznych zmieniły się jedynie narzędzia, a nie jego istota. Jest moda na crowdfunding, na zbieranie pieniędzy na różne akcje za pomocą mediów społecznościowych, za pomocą internetu - podkreślił Biskup. Jak zauważył, wiąże się to przede wszystkim z postępem technologicznym. Zaznaczył, że dotychczas tę metodę stosowano przy finansowaniu akcji charytatywnych czy kulturalnych, a nie kampanii politycznych.
Ocenił, że jedynie w tej kwestii można mówić o pewnej różnicy pomiędzy Hołownią, a dotychczasowymi kandydatami na urząd prezydenta.
Biskup pytany, czy jego zdaniem Hołownia ma szansę zebrać kwotę pozwalającą na swobodne prowadzenie kampanii wyborczej stwierdził, że darczyńcy mają inne podejście do wpłacania pieniędzy na cele charytatywne czy kulturalne, a inne do finansowania kampanii politycznych. Tutaj rzeczywiście partie polityczne i kandydaci bazują na swoich sympatykach i strukturach. Składają się działacze, posłowie czy radni - tym wspomagają się partie polityczne. Ich fundusze pochodzą nie tylko z subwencji, ale także ze zbiórek od sympatyków - zauważył politolog.
Biskup dodał jednak, że nie dysponuje danymi mówiącymi o tym, aby to obywatele "masowo" wpłacali pieniądze na polityków. Oczywiście wiara czyni cuda, ale realia są trochę inne, dlatego w wyborach liczą się ostatnio kandydaci popierani przez duże partie polityczne, którzy nie muszą liczyć na wpłaty innych osób - podkreślił.
Według politologa "ciężko jest zachęcić ludzi do wpłat na politykę". Jak dodał, popularność takiego wezwania byłaby możliwa w przypadku, gdyby "wyborcy zobaczyli w osobie kandydata kogoś, kto ucieleśnia ich marzenia o polityce i być może, gdyby był wokół tego zbudowano większy ruch społeczny".
Ocenił, że przy obecnym poparciu dla Hołowni, wynikającym z sondaży (IBRIS dla "Rzeczpospolitej" - 8,1 proc.), teoretycznie jest możliwe zebranie funduszy na swobodne prowadzenie kampanii prezydenckiej. Zauważył jednak, że osoby, które deklarują chęć oddania głosu na danego kandydata, nie koniecznie będą chciały wesprzeć go również finansowo. Politolog wskazał również, że dodatkowo do dokonywania wpłat zniechęcać może fakt ich jawności.