Spotkanie minister zdrowia z lekarzami z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy trwało ponad trzy godziny. Kopacz przekonywała podczas konferencji, że 1 stycznia na oddziałach nie zabraknie lekarzy. Związkowcy twierdzili, że rozmowy przebiegały w dobrej atmosferze. Jednak nie pozostawili wątpliwości: "Jeśli nie będzie dodatkowych pieniędzy, wyrażam wątpliwość co do powodzenia kolejnych rozmów. Oczekujemy konkretnych rozmów o pieniądzach" - oświadczył ostro szef OZZL Krzysztof Bukiel. Lekarze podtrzymują swoje żądania: na pracę powyżej 48 godzin zgodzą się tylko wtedy, gdy ich pensje wzrosną trzykrotnie. Chcą też spotkania z Donaldem Tuskiem.

Kopacz szukała pieniędzy w Ministerstwie Finansów. We wtorek trzykrotnie konsultowała się w tej sprawie z ministrem Jackiem Rostowskim. Ale bez skutku. "Nie ma mowy, żebyśmy dźwigali wydatki na dyżury lekarskie" - nie pozostawia złudzeń Jakub Lutyk, rzecznik prasowy resortu finansów. Kopacz musi więc prosić lekarzy o czas.

Decyzja, od kiedy zacznie obowiązywać ustawa o czasie pracy lekarzy, ma zapaść 7 grudnia na zjeździe OZZL. Ma być na nim obecna minister zdrowia. Swoją propozycję nowelizacji tej ustawy przedstawi związkowcom dzień wcześniej. I nie ma wątpliwości, że to lekarze zadecydują, czy dojdzie do porozumienia.

5 lipca posłowie PO i PiS włożyli im w ręce ostrą broń. Sejm przegłosował wtedy nowelizację ustawy o ZOZ zgodną z unijną dyrektywą, według której od 1 stycznia 2008 roku czas pracy lekarzy będzie wynosił tylko 48 godzin. Każda dodatkowa godzina musi być ekstra opłacana. Lekarz musi też wyrazić zgodę na pracę ponad limit. OZZL grozi, że poprosi prezydenta o zawetowanie ustawy przesuwającej w czasie nowe przepisy. Straszy też strajkami, masowymi pozwami do sądów i paraliżem szpitali.

A taki czarny scenariusz jest realny. Na Słowacji, gdzie przepisy o czasie pracy wprowadzono niemal bez przygotowania, w tym roku z powodu braku kadry małe szpitale stanęły przed groźbą zamknięcia. W dużych placówkach diametralnie wydłużyły się zaś kolejki do zabiegów. Małgorzata Gutowska-Jabłońska, ordynator oddziału internistycznego Szpitala Praskiego w Warszawie, nie ma wątpliwości, że jeżeli po 1 stycznia jej lekarze nie zgodzą się na pracę powyżej normy, dojdzie do tragedii. - 40. proc. operacji nie będzie mogło się odbyć. To oznacza realne zagrożenie dla życia pacjentów - prognozuje. Szpitale nie są w stanie opłacić dodatkowego czasu pracy lekarzy. "NFZ nie ma dodatkowych 2 mld zł na ten cel" - mówi wprost Dariusz Wasilewski, wiceprezes NFZ.

Posłowie PiS zacierają ręce. "Rządzenie polega na rozwiązywaniu problemów. Jeżeli ktoś myślał, że będzie rządził za pomocą cudów, to srodze się zawiedzie" - komentuje Aleksandra Natalli-Świat. Elżbieta Radziszewska z PO odpiera zarzuty. Twierdzi, że to zadaniem Zbigniewa Religii były konsultacje z lekarzami, ustalenie i wygospodarowanie potrzebnych pieniędzy. "Rząd PiS zaniedbał sprawę. Potrzebujemy czasu, żeby to naprawić" - broni Platformy Radziszewska.

Sytuację może uratować Bruksela. Już 5 grudnia podczas Rady Europy ministrowie pracy UE podejmą decyzję o ujednoliceniu przepisów dotyczących czasu pracy. "Nigdy nie byliśmy tak blisko podjęcia tej decyzji jak obecnie" - mówi w rozmowie z DZIENNIKIEM Vladimir Spidla, komisarz UE ds. rynku pracy, i dodaje: "Nowe prawo ma zapewnić zdrowie i bezpieczeństwo obywatelom, dlatego zakłada, że pracujemy nie dłużej niż 48 godzin tygodniowo"

Ale od reguły są wyjątki. Na życzenie Polski w nowej dyrektywie pojawi się zapis, na mocy którego pracownicy mogliby pracować nawet 60 - 65 godzin tygodniowo, jeżeli tak umówią się z pracodawcą. Specjalne przepisy dotyczyłyby także lekarzy, strażaków i innych służb pełniących dyżury.

















Reklama

p


Rozmowa z Krzysztofem Bukielem, przewodniczącym Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy

Ilona Blicharz: Minister zdrowia spotkała się wczoraj z lekarzami. Jakie są wyniki tych rozmów?
Krzysztof Bukiel: Nie było żadnych konkretów. Ustaliliśmy, że spotkamy się za tydzień. Minister Ewa Kopacz ma wtedy przedstawić, jakie będą propozycje rządu na rozwiązanie tej sytuacji.

Jakie są postulaty lekarzy?
Pensja w wysokości trzech średnich krajowych.

Co będzie, jeśli rząd nie znajdzie tych pieniędzy?
Nie wiem.

Czy wtedy lekarze pójdą na ustępstwa?
Trudno powiedzieć, zobaczymy, co rząd zaproponuje.

Jakie warunki są dla lekarzy możliwe do zaakceptowania? Czy zgodzicie się na część żądanych pieniędzy?
Trzy średnie krajowe to postulat. Zobaczymy, co rząd zaproponuje, wtedy będziemy sie zastanawiać.

A jeśli nic nie dostaniecie?
To lekarze nie zgodzą się na dyżury.

Co z pacjentami?
Szczerze mówiąc, nie jestem w stanie wyobrazić sobie sytuacji, kiedy w szpitalu nie będzie lekarza na dyżurze.

Czy dyrektywa unijna rzeczywiście jest korzystna dla lekarzy?
Jest to wielka szansa dla lekarzy w Polsce, bo będą wreszcie mogli negocjować. Dyrektorzy szpitali będą musieli poprosić, a nie - jak było do tej pory - tylko kazać.

Jaka była atmosfera rozmów?
Bardzo miła. Lepsza niż podczas rozmów z poprzednim rządem.



























p



Reklama

Rozmowa z Elżbietą Radziszewską, posłanką PO z sejmowej komisji zdrowia

Anna Monkos: Dlaczego PO głosowała za ustawą o czasie pracy lekarzy?
Elżbieta Radziszewska: Ponieważ była to propozycja rządowa. W dodatku odnosząca się do przepisów unijnych. Jeżeli rząd zgłasza jakieś propozycje zmian prawnych, oznacza to, że jest przygotowany do wdrażania tego prawa. Tak to odbieraliśmy. Dlaczego więc mieliśmy głosować przeciw?

Czyli PO zagłosowała absolutnie beztrosko? Nie wasz problem?
Podkreślam: kiedy była podejmowana decyzja i kiedy trwały prace w parlamencie - nic nie wskazywało na to, że będą przyspieszone wybory. To była propozycja rządowa. A więc jasny sygnał: damy sobie radę jako rząd. Nie martwcie się. Wy przegłosujecie ustawę. My od 1 stycznia wdrożymy jej zapisy. Nie było powodu, żeby wątpić, że Religa ma pieniądze na wykonanie ustawy.

A może było tak, że chcieliście wpakować PiS na minę?
PiS samo dla siebie napisało takie prawo. I to PiS miało je zrealizować. Wierzyliśmy, że jest w stanie. Przecież przez te wszystkie miesiące nikt nie zgłaszał problemów.

Głosując "za", PO nie zastanawiała się, że różnie może być? Że może trzeba będzie wziąć odpowiedzialność za to głosowanie?
Przecież nawet gdybyśmy byli przeciw, ustawa i tak by przeszła. Nie mieliśmy możliwości jej zablokowania.