Dokument o stanie wojskowego kontrwywiadu po Macierewiczu przygotował nowy szef SKW pułkownik Grzegorz Reszka. Opis tego, co się działo w tej służbie, przypomina groteskę. Standardowo szkolenie oficera służb wojskowych powinno trwać od roku do półtora. Wcześniej powinien on przejść trzyletnią służbę przygotowawczą. Ale jak wynika z raportu płk. Reszki, po zwolnieniu żołnierzy WSI ekipa Macierewicza potrzebowała nowych ludzi, przyjmowała więc cywilów i błyskawicznie ich awansowała.
Kadr do nowych służb szukano m.in. wśród policjantów i byłych funkcjonariuszy UOP, ale także zaprzyjaźnionych... harcerzy i dziennikarzy. Według raportu, służbę przygotowawczą dla oficerów skrócono z trzech lat do jednego miesiąca. Przez 17 dni chodzili na kurs i dostawali pierwszy stopień oficerski.
Jeszcze prościej było zostać podoficerem. Do egzaminu na pierwszy stopień podoficerski podchodzili ludzie, którzy nie przechodzili żadnych szkoleń. A zdawał każdy, wystarczyło przejść test sprawnościowy i zaliczyć strzelanie. Nie było jednak ważne, czy ktoś ma dobrą kondycję ani czy do tarczy trafił, czy nie, bo decydująca była rozmowa kwalifikacyjna.
Poziom nauczania był tak niski, że zaliczenia kursów, i to na ocenę bardzo dobrą, dostawali wszyscy, nawet ci, którzy w nich nie brali udziału. O ile z likwidacją WSI poszło Macierewiczowi szybko, o tyle z budową nowych służb już tak nie było. Do dziś zaledwie 400 żołnierzy z 2 tys. tych, którzy się jej poddali, przeszło weryfikację. Za granicą służą ludzie bez wymaganych dokumentów. W kraju brakuje fachowców.
"Przez dłuższy czas nowy szef nie mógł znaleźć siedziby inspektoratu południowego SKW, czyli oddziału kontrwywiadu działającego od Małopolski po Podkarpacie. Okazało się, że pracuje tam tylko jeden człowiek, zresztą były policjant, który całe biuro ma w teczce" - mówi DZIENNIKOWI jeden z posłów. Grzegorz Reszka zaczął pełnić obowiązki szefa SKW po tym, jak minister obrony Bogdan Klich zdymisjonował jego poprzednika płk. Andrzeja Kowalskiego za odmowę wykonania rozkazu. Pułkownik miał przygotować informacje o kopiowaniu i wywożenia akt z siedziby tych służb przed oddaniem władzy PO.
"Minister czekał przez dwie godziny. Kowalski się nie pojawił. Zamiast niego przyszedł zastępca z fałszywym meldunkiem, że akt nie kopiowano" - opowiadają posłowie. Tymczasem z raportu Reszki wynika, że nie tylko kopiowano, ale i nielegalnie wynoszono tajne dokumenty dotyczące agentury i operacji służb specjalnych.
Doniesienie w tej sprawie trafiło już do prokuratury. Raport pokazuje także przykłady dziwnej polityki finansowej kierownictwa SKW z czasów PiS. Np. z jednym z członków komisji weryfikacyjnej (nie udało nam się ustalić jego nazwiska) podpisano trzy umowy na doradztwo w organizacji SKW i archiwizowanie dokumentów po WSI na 36,5 tys. zł. Antoni Macierewicz był wczoraj nieuchwytny. Dziś raport o SKW będzie omawiany przez Kolegium ds. Służb Specjalnych.