Jak poinformował w ubiegłym tygodniu dowódca Połączonego Sztabu Sił Zbrojnych Ukrainy generał Serhij Najew, na zaanektowanym przez Rosję Krymie stacjonuje 32,5 tys. rosyjskich żołnierzy. Potwierdził też, że na półwyspie jest: 200 samochodów pancernych, 31 czołgów, 100 systemów artyleryjskich, 34 śmigłowce, 63 samoloty i 684 jednostki techniki wojskowej. Zaznaczył, że Kijów wzmocnił działania wywiadowcze na kierunku krymskim.
Do sytuacji na Krymie odnieśli się w czwartek na konferencji prasowej w Sejmie członkowie komisji obrony narodowej z ramienia Lewicy. Paweł Krutul, powołując się na ekspertów ukraińskich i amerykańskich, mówił, że zapas wody na Półwyspie Krymskim jest obliczany na 1-1,5 miesiąca.
- Obawiamy się, że może dojść do tego, co było w 2014 roku, że Federacja Rosyjska będzie chciała poszerzyć swoje terytorium, bo najbliższe miejsce, gdzie jest woda pitna, znajduje się 80 km w głąb kontynentu - mówił poseł Lewicy przywołując dane dotyczące obecności Rosjan na Krymie. - Dlatego apeluję do pana prezydenta o zwołanie Rady Bezpieczeństwa Narodowego, żeby omówić tę sytuację i ewentualnie podjąć jakieś kroki, dzięki którym Ukraina mogłaby czuć nasze wsparcie - dodał.
Z kolei poseł Andrzej Rozenek podkreślał, że sytuacja na Krymie wymaga działań. - Wymaga spotkania najważniejszych osób w państwie. Wymaga również zasięgnięcia opinii, rady były premierów, którzy w sposób naturalny należą do Rady Bezpieczeństwa Narodowego oraz konsultacji z opozycją - mówił. - Gdy za naszą wschodnią granicą dzieją się takie rzeczy, pan prezydent nie może być obojętny, nie może udawać, że nie widzi tego problemu - dodał.
Posłanka Anita Kucharska-Dziedzic zwracała z kolei uwagę, że zaognienie konfliktu na Ukrainie może spowodować ogromny kryzys uchodźczy. - Nie jesteśmy na niego przygotowani, Europa nie jest na to przygotowana, dlatego tym bardziej apelujemy do pana prezydenta o zwołanie Rady Bezpieczeństwa Narodowego - mówiła.
Radio Swoboda przypomina, że były dowódca wojsk lądowych USA w Europie, emerytowany generał Ben Hodges, ostrzegł, iż we wrześniu Rosja podczas ćwiczeń Kaukaz-2020 może zaatakować Ukrainę i zająć tamę w Chersoniu, by wznowić dostawy wody na Krym.
O potencjalnym ryzyku wtargnięcia rosyjskich sił mówili też niedawno dowódca Marynarki Wojennej Ukrainy kontradmirał Ołeksij Nejiżpapa oraz wiceszef ukraińskiego MSZ Wasyl Bodnar.
Według wiceministra Bodnara może to być spowodowane np. kwestią dostaw wody na Krym. Jak przypomniał, władze Ukrainy podjęły decyzję w sprawie tego, że woda nie będzie dostarczana na półwysep, dopóki nie wróci on pod kontrolę Kijowa.
Mykoła Bielieskow z Narodowego Instytutu Studiów Strategicznych podkreślił w rozmowie z Radiem Swoboda, że rosyjska armia jest w stanie przejść do aktywnych działań bojowych przeciwko Ukrainie nawet bez ćwiczeń, o których wspominał amerykański generał.