Wymiana między politykami związana jest ze stałym zablokowaniem przez władze Twittera prywatnego konta ustępującego przywódcy USA w tym serwisie.

"Historia konta Trumpa pokazuje jak nędzny w przyszłości będzie los takich kont jak @tvp_info @KurskiPL (konto prezesa TVP Jacka Kurskiego - PAP) @OlechowskiJarek (konto szefa Telewizyjnej Agencji Informacyjnej Jarosława Olechowskiego - PAP)" - napisał na Twitterze poseł Nitras.

Reklama

Na jego wpis zareagował m.in. wiceminister Kaleta z Solidarnej Polski. "Cenzura, to jest propozycja opozycji w Polsce" - ocenił.

Skomentował to też inny polityk SP, europoseł PiS Patryk Jaki. "PO popiera cenzurę. Wyłączą konta tych, z którymi się nie zgadzają i z głowy. Wolność słowa jak widać jest dziś największym problemem liberalnej lewicy na świecie, a obrona wolnej debaty - najważniejszym zadaniem dla konserwatystów na świecie" - podkreślił.

Nitrasowi odpisał również Olechowski. "Oho @Platforma_org planuje reaktywację Głównego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Jest mocna kandydatura na kierownika cenzury ;)" - podkreślił szef TAI.

Twitter bezprecedensową decyzję zablokowania gospodarzowi Białego Domu prywatnego konta argumentował "ryzykiem podżegania do przemocy". Konta Trumpa zostały zablokowane również na Facebooku i Instagramie - na co najmniej dwa tygodnie, do zakończenia procesu przekazania władzy.

Decyzje gigantów technologicznych to pokłosie szturmu zwolenników Trumpa na Kapitol, w trakcie którego zginęło pięć osób. Tłum był częścią wielotysięcznej demonstracji w Waszyngtonie przeciwko rzekomym fałszerstwom wyborczym, odbywającej się pod hasłem "Uratować Amerykę". Do wzięcia udziału w manifestacjach prezydent USA zachęcał na Twitterze. Na około godzinę przed szturmem przemówił do demonstrantów, zapewniając ich, że nigdy nie zrezygnuje z walki przeciwko "kradzieży" wyborów i "nigdy się nie podda".

Po zamieszkach Trump opublikował na Twitterze nagranie wideo, w którym wezwał swoich zwolenników, z których część wtargnęła do budynku Kongresu podczas toczącego się tam posiedzenia mającego ostatecznie uznać wygraną Joe Bidena w wyborach prezydenckich, do pokojowego rozejścia się do domów. Prezydent USA mówił jednocześnie o tym, że "wybory skradziono", powtórzył, że zostały one sfałszowane. Po szturmie na Kapitol prezydent zobowiązał się do przekazania władzy 20 stycznia.