Ooo! - rozległo się ok. 16.30 wśród obserwatorów, gdy na telebimie pokazującym salę obrad przywódców unijnych pojawił się obrazek prezydenta Polski witającego się z Nicolasem Sarkozym. Ten sam okrzyk zabrzmiał, kiedy Lech Kaczyński zasiadł przy stole. Na sali początkowo byli też polscy ministrowie finansów i spraw zagranicznych, którzy zgodnie z postanowieniem rządu mieli na zmianę zajmować podczas obrad drugie krzesło zarezerwowane dla Polski. "Jesteśmy dżentelmenami, więc ustąpiliśmy miejsca prezydentowi" - tłumaczył po wyjściu z sali Radosław Sikorski. Politycy z otoczenia prezydenta przekonują jednak: "Ministrowie Sikorski i Rostowski zostali po prostu wyproszeni".

Reklama

>>> Sprawdź, jak Polacy oceniają kłótnię prezydenta i premiera

Po kilkunastu minutach, gdy przyszło do rozmowy o kryzysie finansowym, to sam prezydent zdecydował się opuścić obrady, ustępując miejsca Jackowi Rostowskiemu. "Wychodzę teraz z obrad, ale jak będą omawiane sprawy, które mnie dotyczą, to proszę, zawołaj mnie" - miał szepnąć premierowi. "Prosić to ty sobie możesz" - usłyszał w odpowiedzi od Tuska prezydent, jak sam później relacjonował.

Nawet nie słysząc tej wymiany zdań, politycy i dyplomaci unijni otwierali wczoraj oczy ze zdumienia. "Jednoczesne otrzymanie od dwóch stron z jednego kraju próśb o akredytację to sytuacja z kraju Trzeciego Świata, w którym jest zamach stanu" - mówił naszemu dziennikarzowi dyplomata z Rady UE.

Reklama

Jak więc doszło do tego, że ostatecznie premier z prezydentem zasiedli razem? "Prezydent Sarkozy nie może zablokować wejścia przywódcy unijnemu. To było minimum kurtuazji, które mogliśmy spełnić" - powiedziała nam rzeczniczka prezydencji francuskiej, dając jednoznacznie do zrozumienia, że skonsternowani gospodarze zrobili to, by na szczycie nie było skandalu.

>>> Przeczytaj, jak premier odezwał się na szczycie do prezydenta

"Nie wiem, co prezydent będzie robił w Brukseli, ale nie zgadzam się, by siedział przy stole obrad" - mówił bowiem jeszcze sam premier, wiedząc już, że prezydent leci do Brukseli. Prezydent nie zrażał się. "Musiałem podawać rękę panu Kiszczakowi w pewnych okolicznościach, więc dlaczego nie miałbym podać Donaldowi Tuskowi" - zapewniał uśmiechnięty. I podał. Dopiero potem polska delegacja przeszła do poważnych problemów.

W czasie szczytu minister Sikorski zapowiedział zawetowanie pakietu klimatyczno-energetycznego. "Polska nie zgodzi się na przyjęcie przez przywódców Unii deklaracji, w której zobowiążą się oni do ustalenia w ciągu najbliższych kilku tygodni planu ograniczenia emisji szkodliwych gazów" - oświadczył szef MSZ. Powodem naszego sprzeciwu są zbyt wysokie koszty, jakie musiałaby ponieść polska gospodarka, chcąc zredukować emisję dwutlenku węgla.