Nie jest jeszcze tak, jak w Białorusi, bo nie mamy 7 tysięcy więźniów politycznych. Nie mamy aresztowanych dziennikarzy, nie mamy gwałconych w aresztach kobiet, a przynajmniej o tym nie wiemy. Boję się jednak, że to może być przed nami i należy o tym mówić - komentuje rozmówczyni Radia ZET. Uważa, że artyści mają "trzeci zmysł".

Reklama

Artyści mają możliwość wypowiadania się o rzeczach, których politycy i ludzie z opinii publicznej nie widzą. Artyści mają taki trzeci zmysł. Pokazują wcześniej to, co może się wydarzyć. Pokazują to w swojej twórczości. Ja akurat wsłuchuję się w to, co mówią artyści - deklaruje Scheuring-Wielgus w Radiu ZET.

Na łamach dziennika "Corriere della Sera" Olga Tokarczuk odniosła się do sytuacji w Polsce i na Białorusi. Polska noblistka mówiła w wywiadzie, że w przypadku reżimu Łukaszenki może być za późno na wywarcie przed Europę wpływu na wydarzenia w tym kraju. Dodała, że to, co dzieje się w Polsce, "jest niepokojące". Jej zdaniem reżimy czują się bezpiecznie, kiedy społeczeństwo się obawia, a tak jest w przypadku pandemii.

W Polsce jak na BIalorusi?

Reklama

Na pytanie, czy można postawić znak równości między sytuacją na Białorusi i w Polsce, Joanna Scheuring-Wielgus odpowiada: Jeszcze nie, ale do tego zmierzamy.

Trzeba mieć obawy, że może się tak wydarzyć. Po to, żeby to się w Polsce nie wydarzyło i żeby w 2023 roku odsunąć PiS od władzy - mówi posłanka Lewicy w programie "Gość Radia ZET". - Z zaciekawieniem przeczytałam to, co mówi Olga Tokarczuk. Mówi o sytuacji, która w Polsce jest od kilku lat. O sytuacji, która jest niebezpieczna dla niektórych mniejszości, na przykład społeczności LGBT albo kobiet. Mówię o sytuacji z tzw. wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego. Trzeba o tym mówić, żeby otwierać ludziom oczy. Im więcej osób zauważy tę sytuację, tym lepiej dla naszych wolności obywatelskich - stwierdza Joanna Scheuring-Wielgus.

Lewica "rzuciła władzy koło ratunkowe"

Reklama

Na pytanie, jak wyborca ma uwierzyć w deklarację odsunięcia Zjednoczonej Prawicy od władzy w 2023 roku, skoro Lewica "rzuciła władzy koło ratunkowe" w postaci zgody na ratyfikację unijnego funduszu odbudowy, Joanna Scheuring-Wielgus odpowiada: Po pierwsze, nie rzuciliśmy żadnego koła ratunkowego. Być może nasi wyborcy nie wiedzą, że opozycja w Sejmie głosuje z PiS 60-70 procent ustaw. Druga rzecz, głosowaliśmy za ratyfikacją funduszu dla całej UE i pieniędzy dla Polski. W tej sytuacji trzeba było stanąć ponad swoje animozje polityczne i niechęci wobec Jarosława Kaczyńskiego i zrobić coś, czego oczekują od nas Polki i Polacy. Po trzecie, po tym głosowaniu nad ratyfikacją okazało się, że 70 procent Polek i Polaków uważa to za dobry ruch. Po czwarte, sondaże są dla nas stabilne. Od zeszłego roku pracowaliśmy nad tym, żeby Lewica wzmocniła się po wyborach prezydenckich, w których straciła. Wynik był słaby. Zależało nam na tym, żeby zbudować twarde fundamenty Lewicy, na których można budować w kolejnych miesiącach i starać się o zdobycie innych wyborców. I to zrobiliśmy.

Joanna Scheuring-Wielgus cieszy się, że Lewica pokazała tym głosowaniem swoją niezależność wobec innych bytów politycznych. - Ustawianie nas bez naszej zgody w różnych przyszłościowych koalicjach uważałam za coś niewłaściwego. Jako Lewica pokazaliśmy, że trzeba się z nami liczyć - mówi gość Radia ZET.