W wywiadzie dla DZIENNIKA Zacharski ujawnia, że w 1995 r. na Majorce Ałganow pochwalił mu się wakacjami, które spędzał z Kwaśniewskim. "Opowiadał, że rok wcześniej wspólnie z małżonką spędził 8 - 10 dni urlopu w Cetniewie. Mówił, że tam spotkał się z Kwaśniewskim i jego małżonką" - powiedział generał.

Reklama

"To nowy, nieznany fakt, który rzuca inne światło na sprawę" - mówi DZIENNIKOWI Nowosielski.

W 1997 r. dziennikarze nieistniejącego już "Życia" opublikowali tekst "Wakacje z agentem". Pisali w nim, że Kwaśniewski spędzał w sierpniu 1994 r. wczasy z rosyjskim szpiegiem. Kwaśniewski twardo zaprzeczył, zażądał gigantycznego, 2,5-milionowego odszkodowania i oddał sprawę do sądu. Tak zaczął się trwający przez 7 lat pojedynek dziennikarzy i prezydenta Polski.

Obie strony miały mocne dowody. Zaczęli prawnicy Kwaśniewskiego. Dostarczyli paszport, bilety na samolot, listy zakupów dokonanych za pomocą karty kredytowej prezydenta. Z dowodów wynikało, że polityk, nie mógł być nad morzem, bo przebywał w Irlandii oraz Warszawie. W końcu dorzucili jeszcze zdjęcia (widniały na nich cyfrowe daty), na których Kwaśniewski siedział w samolocie lecącym na Wyspy Brytyjskie w towarzystwie synka Grażyny B.

Reklama

"Życie" nie chciało odpuścić i przedstawiło listę świadków. Zeznali oni przed sądem, że widzieli Kwaśniewskiego nie w Irlandii, a w ośrodku Rybitwa. Dwóch ratowników opowiadało, jak Kwaśniewski dawał im pieniądze, by zasponsorować wybory Miss Plaży 94. Z kolei wczasowiczka Teresa Z. była pewna, że 11 sierpnia między 13 a 13.15 z odległości 3 - 4 metrów widziała Kwaśniewskiego w Rybitwie. Pamiętała dokładnie datę i godzinę, bo tego dnia rozbił się helikopter GOPR, na pokładzie którego miały być jej dzieci. Kobieta szukała wtedy telefonu, by dowiedzieć się o ich los.

Recepcjonistka opowiadała o bankiecie wydanym po partyjce tenisa, którą Kwaśniwski rozegrał z biznesmenem Zbigniewem Niemczyckim. Ochroniarz potwierdzał, że pamięta jak Kwaśniewski i Niemczycki zmagali się na korcie. "Rzecznik prezydenta mówi, że Kwaśniewskiego nie było w Cetniewie po 2 sierpnia, ale to wierutne kłamstwo, bo widziałem go na własne oczy" - mówił.

Na świadków dziennikarzy obóz prezydenta odpowiedział swoimi. Alibii dawał Kwaśniewskiemu jego minister Ryszard Kalisz: "W sierpniu jadłem z nim obiad w Victorii w Warszawie, odwiedzaliśmy znajomego w szpitalu na Bródnie i pojechaliśmy do mojej mamy po psa pana prezydenta, Sabę" - zeznawał Kalisz.

Reklama

Tę ostatnią historię potwierdzała matka Kalisza, która zapamiętała odwiedziny syna i prezydenta. "Opowiadając o perypetiach związanych z przetrzymywaniem Saby (na działce była też suka Tunia), elegancka pani, która pierwszy raz była w sądzie, powiedziała (wywołując wesołość na sali) do sędzi przewodniczącej: proszę pani, teraz wiem, że dwie suki nie mogą razem przebywać" - relacjonowała "Rzeczpospolita". O sierpniowych spotkaniach z Kwaśniewskim w Warszawie mówił też Andrzej Szalewicz były prezes PKOl i autor podręcznika "Nauka badmintona w weekend", a także dobry znajomy Kwaśniewskiego Stefan Paszczyk.

Ciosem dla obrońców dziennikarzy była postawa kelnera Cyryla S., który przed publikacją tekstu zapewniał, że obsługiwał kolację Kwaśniewskiego i Ałganowa, a nawet napisał stosowne oświadczenie. Potem się wycofał. "Wszystko mi się zlewa, mam kłopoty z pamięcią" - tłumaczył sądowi.

Dziennikarze nie składali broni. Znaleźli kolejnych świadków. Józef Sz., były pracownik ośrodka w Cetniewie zeznał, że widział razem szpiega i polityka: "Kwaśniewski wszedł do baru. Wszyscy zaczęli mu gratulować, bo skończył rowerową wyprawę z Władysławowa do Juraty i z powrotem. Wśród gratulujących był cudzoziemiec. Po publikacji zdjęć w związku ze sprawą Oleksego wiem, że to Ałganow".

Gwoździem do trumny dla obozu Kwaśniewskiego miał być Bronisław Klimaszewski, były ambasador w Zairze. Zrelacjonował dokładnie swoje spotkanie z Kwaśniewskim nad morzem 3 sierpnia. Podawał szczegóły ubioru przyszłego prezydenta i dodał, że datę ma zaznaczoną w kalendarzu.

Sąd po wysłuchaniu stron przyznał rację prezydentowi: "brak podstaw by przyjąć, że Kwaśniewski spędzał w sierpniu wakacje w Cetniewie". Zdaniem sądu mocniejszą siłę miały dowody materialne: zdjęcia, bilety, rachunki z kart kredytowych niż zeznania świadków złożone po latach. Tak samo zdecydował sąd drugiej instancji. Ale Sąd Najwyższy wziął stronę dziennikarzy. W 2003 r. uznał, że sprawę trzeba zbadać jeszcze raz z powodu nieuwzględnienia niektórych dowodów "Życia". Sprawa wróciła, ale wyrok był dla reporterów miażdżący: artykuł był nieprawdziwy. Sąd Najwyższy oddalił kasację, dziennikarze musieli przeprosić. Ale nie chcieli się poddać. W 2006 r. oddali sprawę do Trybunału w Strasburgu. Do dziś czeka ona w kolejce na rozpatrzenie.

"To były dziwne procesy. Nie rozumiem, dlaczego sędziowie wierzyli świadkom prezydenta, którzy byli jego przyjaciółmi albo podwładnymi. A nie dali wiary zwykłym ludziom, którzy widzieli Kwaśniewskiego w Cetniewie" - komentuje Jacek Łęski, współautor "Wakacji z agentem".