– Jeszcze kilka tygodni temu dawałem 10 proc. szans na realizację takiej opcji, dzisiaj to już 50 proc. – mówi "Dziennikowi Gazecie Prawnej" ważny polityk PiS.
Czy to realny plan, a nie tylko kolejne z serii ostrzeżeń PiS w kierunku koalicjantów? Nasz rozmówca przekonuje, że to nie straszak. – Jeśli pogrozimy i odpuścimy, to koalicjanci uspokoją się tylko na chwilę, a potem znów zaczną się problemy – mówi.
Głównym powodem, dla którego PiS może przeć w stronę skrócenia kadencji Sejmu, jest brak komfortu rządzenia. Jak słyszymy, nerwowo jest przed niemalże każdym głosowaniem, a partia Jarosława Kaczyńskiego musi się układać nie tylko z koalicjantami, lecz także Pawłem Kukizem. – Za dużo ludzi nosi dzisiaj buławy w plecakach. Niektórym wydaje się, że mają jakieś złote akcje w ręku i mogą nas rozgrywać – przekonuje rozmówca z PiS. Sytuacji nie poprawia coraz wyraźniejsza rywalizacja między frakcjami, zwłaszcza pomiędzy ziobrystami (Solidarną Polską) a bielanistami (Republikanami). Polityk z otoczenia Jarosława Kaczyńskiego przyznaje, że nie chodzi o jakieś konkretne polityczne przesilenie, np. w sprawie ustaw sądowych, ale o całokształt współpracy. – Od czasu wyrzucenia Jarosława Gowina miało być łatwiej i sprawniej. A nie jest – twierdzi. Dziś widać kłopoty PiS np. z wyborem nowego składu Krajowej Rady Sądownictwa. Inny przykład – niedawno nadzór nad Narodowym Centrum Badań i Rozwoju miał otrzymać Jacek Żalek z frakcji Adama Bielana, ale – jak się dowiadujemy – PiS będzie dążył do unieważnienia tej zmiany.
Reklama