- Poza Węgrami wszyscy na wojnie
- Zachód już jest na wojnie z Rosją
- Ukrainę de facto trzeba poświęcić
- Rosja nie stanowi zagrożenia
- Nie zerwiemy stosunków z Rosją
Według Orbána niemal wszystkiemu winny jest Zachód.
Przemówienia Orbána od lat cieszą się nieustającym zainteresowaniem międzynarodowej społeczności. Rok temu rozpoczynał kampanię wyborczą przed wyborami parlamentarnymi. W tym roku, w ostatnią sobotę odbywało się ono na kilka dni przed pierwszą rocznicą rosyjskiej agresji na Ukrainę, a także w niemal przeddzień wizyty Joe Bidena w Polsce. Na zaproszenie prezydenta Andrzeja Dudy do Warszawy zjadą przywódcy państw wchodzących w skład Bukaresztańskiej Dziewiątki, to jest państw stanowiących wschodnią flankę Sojuszu Północnoatlantyckiego. Orbán przemawiał także w dniu, w którym w Monachium trwała Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa. W Niemczech spotkali się najważniejsi politycy, urzędnicy i analitycy, by omawiać kwestie związane z bezpieczeństwem regionalnym. Do stolicy Bawarii nikt z Węgier się nie udał.
Poza Węgrami wszyscy na wojnie
Viktor Orbán w swoim przemówieniu snuje wizję dotyczącą tego, jak zapewnić Węgrom bezpieczeństwo. Stwierdza, że jedyną możliwością jest „trzymanie się od wojny z daleka”. To zwrot używany od niemal pierwszego dnia rosyjskiej agresji na Ukrainę. Jak twierdzi, „kiedy Zachód z sankcjami wszedł do wojny, wszystko musieliśmy na nowo przemyśleć”. Chodzi tutaj już o pierwszy pakiet sankcji, który unijni przywódcy ustalali w pierwszych dniach wojny, a któremu Węgrzy także się sprzeciwiali. Dotyczyło to m.in. rosyjskiego Sberbanku. Warto przypomnieć, że zamknięcie węgierskich oddziałów tegoż zostało przez szefa węgierskiej dyplomacji skomentowane, iż „Sberbank jest pierwszą ofiarą brukselskich sankcji”.
Zdaniem premiera problem polega na tym, że Węgry są częścią świata Zachodniego, członkami NATO i Unii Europejskiej, a wewnątrz tych organizacji wszyscy „są po stronie wojny, a przynajmniej udają, że są”. Premier uważa, że Węgrów nie można przymusić do uczestniczenia w wojnie (np. poprzez dostawy broni), bowiem są państwem wolnym, suwerennym, które poza „dobrym Bogiem” nie uznaje nikogo ponad sobą.
Orbán wrócił do refleksji, którą eksponuje od roku, iż wojna toczy się pomiędzy dwoma słowiańskimi krajami. "To ich wojna, nie nasza". Mówił o tym już wielokrotnie, iż błędem Zachodu było uczynienie tego lokalnego konfliktu globalnym. W sobotę stwierdził, że toczące wojnę na Ukrainie armie nie są armiami "dobra" i "zła". Orbán jako cel bezpieczeństwa ujmuje nie tylko trzymanie się od wojny z daleka, ale doprowadzenie do tego, by Rosja nie stanowiła zagrożenia dla Europy, a pomiędzy tym państwem i Węgrami leżał wystarczająco szeroki obszar – suwerenna Ukraina.
Ukraina jako strefa buforowa wielokrotnie przewijała się w wypowiedziach Orbána na przestrzeni ostatniego roku. Czasem wręcz było definiowane jako „terytorium, które dzisiaj jest zwane Ukrainą”. Lider Fideszu mówi, że państwa są zgodne, co do celu strategicznego, jakim jest właśnie utrzymanie bufora – suwerennej Ukrainy. Natomiast różnice dotyczą narzędzi osiągnięcia tegoż celu. „Według zwolenników wojny można go osiągnąć poprzez pokonanie Rosji. Według nas poprzez natychmiastowe zawieszenie broni i negocjacje”. Orbán dalej argumentuje, że zawieszenie broni pozwala na uratowanie życia”, a także przed wzrostem liczby wdów czy sierot.
Zachód już jest na wojnie z Rosją
Chociaż Orbán potwierdził, że członkostwo w NATO jest dla Węgier "żywotne", to widać w jego wypowiedziach coraz mocniejszą chęć zbliżenia się do neutralności wzorem Austrii czy Szwajcarii. Jesteśmy zbyt daleko na wschodzie, na wschodnim krańcu zachodniego świata, byśmy z tego mieli zrezygnować, powiedział. Utyskuje, że historia nie dała tego luksusu, by móc (na wzór Austrii i Szwajcarii) "pobawić się ideą neutralności", co byłoby możliwe, gdyby Węgry leżały bliżej środka (w domyśle – Europy).
Viktor Orbán kilkukrotnie podkreślał w swoim wystąpieniu, że Sojusz Północnoatlantycki nie jest sojuszem wojennym, a obronnym. "NATO nie jest koalicją wojenną". Premier podkreślał, że członkostwo w NATO nie niesie za sobą żadnych zobowiązań poza wspólną obroną i państwa nie mogą od siebie oczekiwać, by zaatakowały wspólnie kraj trzeci "w interesie jakiegoś rodzaju celu wojskowego". Według Orbána są wśród państw członkowskich NATO te, które "chcą prowadzić wojnę". Powinny jednak podejmować działania wojenne poza terytorium państw NATO, to powinny to robić poza ramami Sojuszu Północnoatlantyckiego. Wówczas do takich działań poszliby ci, którzy chcą iść, a ci co nie chcą, nie poszliby.
Według Orbána Europa balansuje na krawędzi wojny. Tymczasem w rzeczywistości już prowadzi pośrednią wojnę z Rosją. "Jeśli dostarczasz broń, jeśli dajesz informacje satelitarne potrzebne do działań wojskowych, jeśli szkolisz żołnierzy jednej z walczących stron, a na drugą połowę nakładasz sankcję, wówczas wszystko jedno co mówisz, tymczasowo jesteś na wojnie". Warto zwrócić uwagę na ten zwrot "tymczasowo". Uzasadnionym wydaje się stwierdzenie, że Orbán kreuje się na jedynego, który w momencie, w którym Europa prze do wojny, "pociąga hamulec bezpieczeństwa", by Europa się opamiętała.
"Zagrożenie przystąpienia [do wojny] spowszedniało. Zaczęło się od hełmów, kontynuowano dostarczaniem sprzętu, który nie służył do odbierania życia, teraz wysyłamy czołgi i już na porządku dziennym są samoloty bojowe, a niedługo usłyszymy o tzw. grupach utrzymujących pokój". Warto wspomnieć, że narracja ta jest zgodna z tym, w jaki sposób narrację w sprawie wojny prowadzą rosyjskie tuby propagandowe.
Ukrainę de facto trzeba poświęcić
Orbán obecną postawę Zachodu porównuje do lunatyka na dachu. Zaznacza w tym miejscu, że „rozumie polskich i bałtyckich przyjaciół i ich odmienne zdanie. To tłumaczyć ma ich historia. Warto przypomnieć, że w 2018 r. wygłosił on przemówienie, w którym postulował zlikwidowanie wspólnej polityki wschodniej UE wobec Rosji. Mówił wówczas o tym, że państwa, które boją się Rosji – właśnie Polska i Kraje Bałtyckie powinny otrzymać "super gwarancje bezpieczeństwa od NATO", a pozostałe państwa powinny móc z Rosją współpracować. Mówił wówczas o Węgrzech czy Włoszech.
W sobotę Orbán stwierdził, że Zachód mógł dać gwarancje [w domyśle Rosji], że Ukraina nie zostanie przyjęta do NATO, "ale zrobiliśmy coś przeciwnego i podtrzymaliśmy naszą wcześniejszą decyzję z 2008 r., że ich przyjmiemy". I znowu warto przypomnieć, że w ubiegłym roku, w głośnym wywiadzie dla tygodnika "Mandiner", W marcu 2022 r. Orbán tłumaczył, iż Rosja zaatakowała, bowiem NATO rozbudowywało się na wschód, a "Rosji się to coraz mniej podoba(ło)". Orbán mówił wówczas, że Rosja wysunęła dwa żądania: zagwarantowania neutralności Ukrainy oraz tego, by Ukraina nie weszła do NATO. Zdaniem premiera, ponieważ Rosja nie otrzymała oczekiwanych zapewnień, to zdecydowała o wyegzekwowaniu tych żądań na drodze wojny. Dostrzec można, że ten sposób rozumowania w ogóle nie zmienił się.
Orbán dalej w swoim sobotnim przemówieniu powrócił do 2008 r., kiedy Rosja zaatakowała Gruzję i zajęła 20 proc. terytorium Gruzji. Węgierski premier wskazuje, że dzięki negocjacjom francuskiego prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego, udało się doprowadzić do zawieszenia broni. Następnie był rok 2014, kiedy Rosja zajęła Krym. "Mogliśmy wybrać wojnę, taką jak ta, którą mamy teraz, ale wtedy my, Zachód, zdecydowaliśmy inaczej: negocjacje zamiast wojny, pokój zamiast wojny". Jak wskazuje Orbán, wówczas także byli ci, którzy chcieli wojny, ale zwyciężyło silne i odważne przywództwo niemieckie i francuskie. "Tak zakończyła się wojna i zawarto porozumienie mińskie".
Odwołując się do 2022 r. i kolejnej rosyjskiej agresji, Orbán stwierdza, że Zachód zdecydował inaczej i uczynił ten konflikt ogólnoeuropejskim, zamiast pozostawić go lokalnym starciem dwóch słowiańskich państw
jak proponowały Węgry. Orbán dodaje, że sposób podejścia do obecnej wojny jest kolejnym argument przeciwko brukselskiemu superpaństwu na rzecz silnych państw narodowych. Według niego, gdyby decydowały państwa członkowskie, byłby pokój, a kiedy zdecydowały państwa centralne, jest wojna.
Orbán w swoim przemówieniu nie kryje żalu wobec Niemiec, które zdecydowały o dostawach czołgów. Jak mówi, jeszcze rok temu Niemcy były razem z Węgrami "w obozie pokoju", a teraz pozostały w nim tylko Węgry i Watykan. Orbán mówi, że "Niemcy zaczynały od dostaw hełmów", a teraz przekażą czołgi Leopard, które "będą przez ukraińską ziemię podążać na wschód, ku rosyjskiej granicy". "Może jeszcze mają stare mapy". To ostatnie zdanie bezpośrednio trzeba interpretować w kontekście realizacji planu Barbarossa w 1941 r., kiedy III Rzesza zaatakowała Związek Radziecki.
Orbán puentuje tę część wystąpienie stwierdzeniem, że wojna będzie coraz bardziej zaciekła i okrutna. Wskazuje także, że ton pod adresem Węgier będzie coraz ostrzejszy i bezlitosny. „Prowokacje, wyzwiska, groźby i szantaż”, mówi szef Fideszu, dodając, że już "od dawna pozostajemy poza dyplomacją szanującą suwerenność".
Rosja nie stanowi zagrożenia
"Rząd Węgier nie traktuje za realistyczne, by Rosja zagroziła bezpieczeństwu Węgier bądź Europy. To najbardziej dotyczy broni atomowej, jednak ryzyka jej użycia wojna ukraińska nie zmniejsza, ale zwiększa", mówił premier Orbán. "Rosja nie miałaby szans przeciwko NATO", to według lidera Fideszu pokazała konwencjonalna „wojna ukraińska”. Według Orbána, "Ukraińcy próbują wmawiać Europie, że Rosja nie zatrzyma się (aż) do Oceanu Atlantyckiego [a zatem w domyśle prawdopodobnie Portugalii – D.H.], ale tego zagrożenia Węgrzy nie przyjmują". "Cały Świat mógł zobaczyć, że rosyjskie siły zbrojne nie są w stanie, a także nie będą jeszcze w stanie przez długi czas zaatakować NATO".
Premier stwierdza, że uznaje prawo Ukrainy do samoobrony, do walki z zewnętrznym atakiem, jednakże nie byłoby słuszne z żadnego punktu widzenia, „nawet z moralnego”, by „przedkładać interesy Ukrainy nad interesy Węgier”. Stwierdza, że lewica na Węgrzech także stoi po stronie wojny: „dostarczałaby broni, wzięła na siebie finansowy ciężar wojny i zerwała kontakty z Rosją. My tego nie robimy (…)”
Po raz kolejny w węgierskiej narracji pojawia się rozgraniczenie na błędnie – zbyt zaangażowany Zachód oraz trudno definiowalne jego otoczenie. Po raz pierwszy silnie wyeksponował to w ubiegłym tygodniu Péter Szijjártó, szef węgierskiej dyplomacji, gdy na spotkaniu ze swoim odpowiednikiem z Kirgistanu powiedział, że „poza światem euroatlantyckim coraz wyraźniej słychać głos pokoju”. Orbán stwierdza, że „poza Europą każde państwo jest świadome ograniczonego znaczenia wojny na Ukrainie i priorytetu swojego narodowego interesu”. Wezwał [w domyśle Zachód], by nie izolował się od „trzeźwo myślącej części świata”, bowiem „węgierski sposób postrzegania wyjątkiem jest tylko w Europie, na świecie zaś jest powszechny”.
Nie zerwiemy stosunków z Rosją
Viktor Orbán powiedział, że udzielanie wsparcia humanitarnego dla Ukrainy nie oznacza „zlikwidowania naszych stosunków z Rosją, ponieważ byłoby to sprzeczne z naszymi interesami narodowymi, do których określania mamy prawo”. Dlatego nie zgadzamy się na wprowadzenie sankcji na przemysł gazowy, naftowy czy atomowy, które zniszczą Węgry.
„Dlatego utrzymamy stosunki gospodarcze z Rosją, i to doradzamy całemu światowi zachodniemu, dlatego, że bez kontaktów nie będzie przerwania ognia i rozmów pokojowych. Dlatego nie zgadzamy się na umieszczanie kapłanów i przywódców kościelnych na listach sankcyjnych; wystarczy, że coś takiego może przytrafić się artystom i sportowcom”. Warto przypomnieć, że Węgry zablokowały wpisanie na listy sankcyjne „duchowego przywódcy wojny”, jakim jest patriarcha moskiewski i Wszechrusi - Cyryl. Ostatecznie skreślono go z unijnej listy, co Budapeszt argumentował koniecznością zapewnienia prawa do wolności do religii.
Nie po raz pierwszy w przemówieniach Orbán niemal za wszystko oskarża Zachód. Tak było we wrześniu, gdy czynił to z mównicy węgierskiego Zgromadzenia Krajowego. O rosyjskiej odpowiedzialności za rok działań wojennych na Ukrainie nie ma niczego.
Przemówienie programowe
Doroczne przemówienia Viktora Orbána wpisały się na stałe w krajobraz polityczny Węgier. Wygłasza je nieprzerwanie od 1999 r. Zarówno jako premier, jak i kilkukrotnie – lider opozycji. W tym roku głównymi hasłami był „pokój” (użyto go dziewiętnastokrotnie) oraz „bezpieczeństwo” (wyraz ten pojawił się czterokrotnie). Orędzie jest jednym z dwóch programowych przemówień Orbána. Drugie, zazwyczaj wygłaszane w lipcu, w czasie uniwersytetu letniego w Siedmiogrodzie w Rumunii. Orędzie o stanie państwa trwa około godziny. Jego głównym celem jest przygotowanie narracji pod nadchodzącą politykę rządu. Ma także na celu mobilizowanie elektoratu Fideszu. Jako ciekawostkę można wskazać, że to, co zwróciło uwagę, to fakt, że premier nie zawiązał pomarańczowego krawata. Barwa ta jest nieodłącznie związana z partyjnymi kolorami Fideszu.