Realizacja planu ma się zacząć już 8 czerwca, dzień po wyborach. Atutem jest ustawa medialna uchwalona przez PO, SLD i PSL. O jej losach ma teraz zdecydować prezydent Lech Kaczyński. Jeśliby weszła ona w życie, oznaczałoby to koniec Farfała i jego ludzi w TVP.

Reklama

PiS chce to wykorzystać. By plan się powiódł, niezbędny jest alians PiS z kontrolującymi telewizję ludźmi Romana Giertycha. Według naszego informatora, PiS chce postawić swoje warunki: dwa miejsca w zarządzie, w tym stanowisko prezesa. LPR miałaby dostać tylko jednego członka zarządu.

>>>Era Farfała w TVP szybko się nie skończy

Jeśli LPR na to nie pójdzie, prezydent ma kolejny argument: może odrzucić sprawozdanie KRRiT. A wtedy po niemal pewnym odrzuceniu sprawozdania przez Sejm i Senat obecna rada przestałaby istnieć. W nowej radzie dla LPR nie byłoby już miejsca, bo Ligi nie ma w parlamencie.

Reklama

Czy taki sojusz między PiS a LPR jest możliwy, po tym jak w grudniu obie partie stoczyły krwiożerczą walkę o stołki na Woronicza? Politycy tych formacji nie kryją wzajemnej nienawiści. A jednak nikt stanowczo nie zaprzecza. "Lepsi oni niż PO" - kwituje polityk PiS.

Co na to LPR? Polityk tej formacji przyznaje, że po wyborach spodziewa się oferty ze strony PiS. "My jesteśmy w komfortowej sytuacji, bo rządzimy w TVP. To oni w przyszłym roku mają wybory prezydenckie" - mówi nasz rozmówca z Ligi.

PiS nie zamierza jednak przyjmować pozycji petenta. Ma mocne karty przetargowe. Jakie? "Albo porozumiewacie się z nami i prezydent odsyła ustawę medialną do trybunału, albo nie odsyła i was nie ma już na Woronicza" - wyjaśnia krótko nasz rozmówca zbliżony do PiS.

Reklama

Lech Kaczyński będzie musiał zdecydować w lipcu, co zrobić z ustawą, którą w czwartek uchwalił Sejm. Na razie wszystko wskazuje właśnie na to, że wyśle ją do TK. A to przedłużyłoby rządy LPR w TVP o kolejne kilka miesięcy. Obydwie partie mają więc interes, żeby szybko się podzielić wpływami w TVP. Zwłaszcza że politycy PiS uważają, że ustawa jest niekonstytucyjna i są duże szanse na to, że trybunał ją zakwestionuje.

>>>Kamiński: TVP przegina z Libertasem

Żeby pozostać na Woronicza, środowisko Romana Giertycha musiałoby się dogadać z PiS przed 30 czerwca. Wtedy wygasają kadencje rad nadzorczych w mediach publicznych. Jeżeli zostałyby wybrane nowe, będą nieusuwalne aż do 2012 r. albo dopóki ustawa medialna nie wejdzie w życie.

"W każdym razie w grę nie wchodzi obecność Farfała w takim zarządzie. Narobił zbyt wiele szkód, byśmy mogli z nim pracować" - przekonuje.

Tymczasem Giertych w zeszłym tygodniu mówił DZIENNIKOWI: "Farfał będzie rządził TVP do października 2012 r., czyli do końca kadencji KRRiT."

>>>Farfał spłaca dług Giertychowi

Osoba z otoczenia Giertycha twierdzi, że LPR trzyma karty w ręku, bo jest na razie dogadana z... PO. A Platforma już podejrzewa, że PiS rozmawia ze środowiskiem Giertycha. Dlatego w ostatnich dniach padła z ich strony propozycja dla partii Kaczyńskiego. PiS miałoby dostać jednego członka w nowej KRRiT. "Wiemy, że PiS chce wrócić i negocjuje z LPR. Mamy więc dla PiS ofertę: żeby prezydent podpisał ustawę, to PiS dostanie jedno miejsce" - mówi nam osoba z władz PO. Wtóruje mu Jerzy Szmajdziński, wicemarszałek Sejmu z SLD. "Gdyby PiS wyraziło gotowość zgłoszenia kandydata do KRRiT, to myślę, że prezydent nie przyłączyłby się do frontu obrony Farfała" - mówi.