Marcin Graczyk: Walczyliście tylko o Parlament Europejski czy była to też taka próba generalna przed kampanią prezydencką?
Sławomir Nowak: Nie było tu żadnych elementów kampanii prezydenckiej. Nasza kampania była zdecentralizowana. Bitwa toczyła się na dole, w okręgach. Nasi kandydaci gryźli tam ziemię i zdzierali paznokcie, by uzyskać dla PO jak najlepszy wynik. Wiem, że nasi kandydaci na pewno byli aktywniejsi niż kandydaci PiS. My świadomie ze względu na kryzys zrezygnowaliśmy z billboardów, by nie epatować drogimi nośnikami, zdecydowaliśmy się na przede wszystkim na kontakt bezpośredni.

Reklama

>>>Pojedynki gwiazd. Olejniczak poza Brukselą

A jak pan ocenia kampanie konkurencji. PiS was czymś zaskoczyło?
PiS wprowadzało do tej kampanii bardzo dużo wątków nieprawdziwych, mącąc ludziom w głowach. To jest choćby ten wątek niemiecki czy poruszanie fobii antyniemieckich. Mam nadzieję, że udało się nam na to skutecznie odpowiedzieć. Udowodniliśmy opinii kampaniępublicznej, że w 2005 roku, kiedy CSU wydało dużo ostrzejsze oświadczenie, PiS wtedy nie reagowało. Jest to więc element ewidentnej kampanii zresztą po obu stronach: niemieckiej i polskiej. W Polsce w wykonaniu PiS, a w Niemczech CSU i Ericki Steinbach. I Erika Steinbach potrzebuje Jarosława Kaczyńskiego, i Kaczyński potrzebuje Ericki Steinbach. To był bez wątpienia ważny element ich kampanii.

Element skuteczny?
Mam nadzieję, że nie. Jedno jest pewne: kampania PiS nie dotyczyła problematyki europejskiej. Oni tej tematyki konsekwentnie unikali. Nie mówili nic o parlamencie europejskim, o tym czym chcą się tam zajmować. My z kolei na początku poszliśmy w taką kampanię perswazyjną, przekonywaliśmy, że Polska może wygrać swoją szanse, tylko trzeba dać głos i ponownie zaufać tym, którzy są kompetentni i którzy liczą się w Europie, a takimi kandydatami są nasi kandydaci. Mam nadzieję, że udało nam się z tym przesłaniem dotrzeć do Polaków, że uświadomiliśmy im fakt, że to w ich rekach leży to, czy Polak będzie piastował funkcje szefa parlamentu europejskiego czy nie.

Reklama

A mocne strony tej kampanii?
Ciężko mi o tym mówić. Kampania PiS była bardzo chaotyczna, więc ciężko znaleźć dobre strony. Na pewno widoczny był brak koordynacji. Tej kampanii nie prowadziła jedna osoba i to było widać. Tajemnicą poliszynela jest to, że sztab PiS był wewnętrznie skłócony i bardzo zróżnicowany, czemu zresztą publicznie dawali wyraz, choćby na Twitterze Adam Bielan czy Michał Kamiński. Poza tym nawet manewr z „panią Anią” okazał się jednak strzałem ślepakiem, dlatego że bardzo łatwo sama pani Ania zakwestionowała swoją wiarygodność. Ludzie wiedzieli, że to jest aktorka, widzieli, jak Jackowi Kurskiemu zakłada nogi na jego nogi w studiu telewizyjnym. To wszystko osłabiło ten strzał, który miał nas zamordować. Nie był ani celny, ani bolesny.

Czyli pana zdaniem PiS nie miało mocnych elementów w tej kampanii?
Ten spot z panią Anią mógłby być mocnym elementem, gdyby tylko pani Ania okazała się osobą wiarygodną. Jeżeli chodzi o pozostałe elementy, to na pewno mocnym punktem było zaangażowanie pana prezydenta i rozegranie czwartego czerwca jako takiej daty konfrontacyjnej. Myślę jednak, że z tego sporu udało się nam wyjść z twarzą, przenieśliśmy polityczną część obchodów do Krakowa i sami ludzie zdecydowali że są po stronie Lecha Wałęsy i rządu, choćby uczestnicząc w koncertach, zarówno w Warszawie, jak i Gdańsku. Z kolei pod trzema krzyżami został Lech Kaczyński z bardzo agresywną homilią arcybiskupa Głodzia.

*Sławomir Nowak, szef gabinetu politycznego premiera.