Zmiany w TVP muszą być trwałe, to nie może być kolejna przestrzeń na antagonizowanie, a miejscem realnego pluralizmu - mówił w programie "Graffiti" Adrian Zandberg.
Mam wątpliwości do pierwszej decyzji ministra kultury (zmiany w mediów publicznych - przyp. red.), bo ona może zostać podważona. Wszystkie decyzje muszą ustać się w sądzie, dlatego uważam, że ta późniejsza decyzja (o stanie likwidacji - przyp. red.) jest pod względem prawnym mniej ryzykowna - stwierdził polityk.
Jednocześnie zaznaczył, że istotne jest "stworzenie ustawy o ładzie medialnym" i ujawnił, jaka jego zdaniem powinna być nowa Telewizja Publiczna.
TVP nie żyje pod presją zysku tak jak stacje komercyjne. Możemy w niej dyskutować o rzeczach, na które nie byłoby miejsca u konkurencji - na przykład o ostatnim strajku pracowniczym przed sylwestrem w jednej ze znanej sieci hipermarketów. Pracownicy chcą zwiększenia zatrudniania, bo po prostu nie wyrabiają się z pracą i mają wrażenie, że firma dokłada im obowiązków, jednocześnie redukując zatrudnienie. To ważny problem społeczny: sytuacja w handlu - mówił Zandberg.
A. Zandberg: NBP nie jest mistrzem świata, jeżeli chodzi o komunikacje
Serwis Google w poniedziałek wieczorem pokazywał nieprawidłowy kurs złotego. Dane, które powielały inne serwisy mówiły o wzroście notowań dolara i euro wobec złotego w granicach 23 proc.
Minister finansów Andrzej Domański w poniedziałek późnym wieczorem na platformie X zaapelował o spokój i napisał, że "kurs złotego, który sieje panikę to 'fejk' (błąd źródła danych)". "Za chwilę otworzą się rynki w Azji i sytuacja wróci do normy" - dodał. Odesłał do notowań serwisu Bloomberga, gdzie złoty w poniedziałek o godz. 21.52 czasu polskiego kosztował 4,3421 euro.
Zandberg we wtorek w Polsat News pytany o to, czy dał się nabrać na pseudokatastrofę złotego odpowiedział, że nie i dodał, że dobrze, że minister finansów wystosował szybki komunikat, bo "pewnie trzeba było uspokajać nastroje zanim się rozhulały".
Na pytanie o to, czy nie zabrakło mu komunikatu Narodowego Banku Polskiego odpowiedział twierdząco. Zabrakło, ale już trochę się przyzwyczaiłem do tego, że NBP, jeżeli chodzi o komunikacje, nie jest mistrzem świata - dodał.
Euro zamiast złotówki?
Współprzewodniczący partii Razem pytany był też o to, czy należałoby wrócić do rozmowy o wprowadzeniu euro, co do którego, jak pisze wtorkowa "Rzeczpospolita", ekonomiści są zgodni, że każdy rok bez jego wprowadzenia przynosi Polsce straty.
Zandberg stwierdził, że nie jest prawdą, że ekonomiści są co do tego zgodni. Dodał, że on sam podziela opinie tych, którzy podchodzą sceptycznie do szybkiego przyjmowania euro. Uważam, że to nie jest coś, na co powinniśmy stawiać w ciągu najbliższego roku, dwóch - podkreślił i dodał, że Polska nie spełnia dziś wymogów akcesyjnych.
My jesteśmy zwolennikami tego, żeby najpierw istotnie zwiększyć wspólne unijne inwestycje publiczne, zadbać o to, żeby dokonała się konwergencja społeczna, konwergencja praw społecznych, konwergencja płac i wtedy jest sens rozmawiać o wspólnej walucie - powiedział.